Wyobraźcie sobie osobę, kobietę, która mimo dużych upodobań kosmetycznych już dwa lata używa tylko jednej, choć uwielbianej, maseczki, która jest bezzapachową glinką. Nie muszę chyba dodawać, że tą osobą jestem ja, no i że miałam już serdecznie dość tej monotonności.
Nowego zakupu zresztą nie żałuję. Saszetka podzielona jest na dwie przegrody, w których mieści się łącznie 7,5 ml po równo. Producent zaleca zastosować jedną taką zawartość na twarz, dekolt i szyję. Szkoda mi było zużyć tak dużą ilość dość drogiej maseczki na jeden raz, więc ograniczyłam się do obszaru twarzy.
Pierwszą niespodzianką był żółtozielony kolor - byłam pewna, że będzie biała. To jednak nie wypłynęło na moją ocenę. Dużo ważniejsze były takie czynniki jak zapach i oczywiście działanie. Testy wypadły zresztą pozytywnie, choć nie rewelacyjnie, a wydawać by się mogło, iż po tak długim czasie bez tego typu specyfiku powinnam piać z zachwytu.
Zatem na oczyszczoną skórę raz, czasem dwa razy w tygodniu nakładałam jej grubą warstwę na 15 minut, omijając okolice oczu i ust. To było łatwe, konsystencja gęsta i kremowa, nie zasycha, więc nie ma potrzeby jej nawadniania. Przy zmywaniu też nie nastręcza trudności. Ale ciut o działaniu. Niezaprzeczalnie odczułam miłe odprężenie, a po usunięciu maseczki gładkość, czystość i nawilżenie. Niestety nie zadowoliło mnie ono w pełni. Normalna skóra byłaby usatysfakcjonowana, lecz dla suchej to ciut za mało. Całe szczęście nie pachnie apteką jak fluid nawilżający z tej serii. Określiłabym tą woń jako kwiatowo-pudrową, lekką i świeżą.
Podsumowując - nie jest to zły produkt, jednakże za taką cenę spodziewałam się dać mu najwyższą notę.
Producent | Sante |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Maseczki: nawilżające i odżywcze |
Przybliżona cena | 8.00 PLN |