Wypuszczanie wariacji na temat dobrze sprzedających się zapachów to sprytny zabieg wielu firm kosmetycznych, służący podwyższeniu sprzedaży. Czasem na naszą korzyść, bo takie zapachy często są bardziej udane niż oryginały, a czasem niekoniecznie.
Kiedy Ming Shu Fleur Rare jest zapachem wyjątkowo oryginalnym i rzadkim, jak kwiat wymieniony w nazwie, to Fleur de l’Aube sprawia wrażenie pospolitego i „oklepanego”. Obawiam się, że miłośniczki Ming Shu poczują się rozczarowane.
Zapach ten należy do kategorii świeżo-kwiatowej. Nuty zapachowe to brzoskwinia, wanilia, drzewo cedrowe, drzewo sandałowe i piżmo. Pierwsze chwile na skórze zapowiadają go bardzo obiecująco, jednak, kiedy nieco wywietrzeje zapach robi się strasznie mydlany. Zupełnie nie przypomina perfum tylko stare mydło trzymane w babcinej szafie (dla wątpliwej poprawy zapachu odzieży? na śmierć molom? – tego nikt się nie dowie).
Kłopotliwy jest fakt, że buteleczki obu zapachów są identyczne. Różnią się jedynie mało wyraźnym napisem i odcieniem szkła flakonu – u Fleur de l’Aube błękit jest nieco przydymiony, z opalizującym połyskiem. Kształt i gabaryty dokładnie takie same – o pomyłkę nietrudno, zwłaszcza, gdy zakupy robi ktoś niedoświadczony (np. mężczyzna).
Do wyboru mamy dwie pojemności: 50 ml za 110zł i 30 ml za 63zł (są to ceny poza promocją). Ta druga wersja jest niestety bez atomizera – buteleczki typu „masz dziurę i radź sobie sama” zupełnie do mnie nie przemawiają, chociaż podobno takie dozowanie jest oszczędniejsze i bardziej precyzyjne. Może i tak, ale tylko wtedy, kiedy zapach jest mocny i zdecydowany a ten nie jest. Kiepsko jest także z trwałością.
Zapach nie jest najgorszy i na pewno znajdzie zwolenniczki, ale ja nie polecam. Za tą cenę można wybrać coś o wiele lepszego – chociażby jego klasyczną wersję.
Producent | Yves Rocher |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Wody toaletowe, perfumowane oraz perfumy |
Przybliżona cena | 110.00 PLN |