To było zauroczenie od pierwszego wejrzenia. Najpierw buteleczką - flirciarską, elegancką, bardzo kobiecą. Kształt granatu nawiązuje do tajnej broni kobiet, jaką jest seksapil. Potem przyszła kolej na sam zapach...
Żaden z pozostałych zapachów Agent Provocateur nie przypadł mi do gustu, a niektóre uznałam za wręcz odpychające. Tak więc Maitresse okazała się sporym zaskoczeniem. W przeciwieństwie do poprzedników, zapach jest mniej mocny, ale wciąż bardzo wyrazisty, nie ginie pośród innych zapachów.
Pierwsze skrzypce gra tu ylang-ylang wraz z kwiatem lotosu. Stopniowo do głosu dochodzą nuty aldehydowe, jaśmin oraz róża. Przez całość od początku przebija się zamsz, który nadaje zapachowi bardzo ciekawego, „skórkowego” charakteru. Po pierwszym psiknięciu sprawia wrażenie dusznego i przytłaczającego, warto dać mu jednak szansę na rozwinięcie się - staje się o wiele bardziej delikatny. Mnie oczarował całkowicie.
Jedynym minusem jest to, że mimo długiej trwałości, w późniejszych fazach trzyma się dość blisko skóry, wiec żeby go poczuć trzeba stać dość blisko osoby, która go używa.
Nie jest to zdecydowanie zapach łatwy, jednak na pewno znajdzie stałe grono wielbicielek, a sama zebrałam za niego wiele komplementów.
Nuty zapachowe:
- głowy: ylang-ylang, kwiat lotosu, fiołek
- serca: aldehydy, róża, jaśmin, osmanthus
- bazy: zamsz, irys, paczula, piżmo, ambra
Cena dotyczy pojemności 30 ml.
Producent | Agent Provocateur |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Wody toaletowe, perfumowane oraz perfumy |
Przybliżona cena | 210.00 PLN |