„Niewidoczna góra”, Carolina de Robertis
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPowieść zasługująca na miano małej epopei, której nie powstydziłby się znany iberoamerykański pisarz Gabriel Marquez. Południowoamerykański kontynent, przedstawiony przez de Robertis ma w sobie zapierającą dech w piersiach niezwykłość, znaną chociażby ze Stu lat samotności. A wszystko za sprawą realizmu magicznego: kapitalnego zabiegu fabularnego, który sprawia, że rzeczywistość nabiera magicznego charakteru. Wciągająca saga o Ameryce Południowej i jej niezwykłych mieszkańcach. Warto przeczytać.
Ameryka Południowa to kontynent, który odcisnął trwały ślad na kartach współczesnej literatury. Stało się tak za sprawą kilku genialnych autorów: m.in. Gabriela Garcii Marqueza, Mario Vargas Llosy (ubiegłorocznego laureata literackiej Nagrody Nobla), Jorge'a Louisa Borgesa i Julio Cortázara. Dla Europejczyków ten kontynent jest równie egzotyczny, co Afryka. A jednocześnie bliższy niż Czarny Kontynent, bo zaludniony przez potomków tych, którzy kiedyś do Ameryki Południowej przybyli z Europy. Stąd fascynacja literaturą iberoamerykańską i olbrzymia popularność Niewidocznej góry – powieści Caroliny de Robertis. De Robertis to pisarka, która urodziła się w Wielkiej Brytanii w rodzinie urugwajskich emigrantów. Zanim zdecydowała się poświęcić pisarstwu, pracowała przez dziesięć lat w organizacjach broniących praw kobiet. Nic więc dziwnego, że jej bestsellerowa powieść Niewidoczna góra poświęcona jest trzem generacjom kobiet mieszkających w Urugwaju.
Napisanie takiej książki nie było sprawą łatwą. De Robertis musiała bowiem poznać dziewięćdziesiąt lat historii Ameryki Południowej – miejsca, o którym słyszała z ust swoich rodziców, wplatając w to wydarzenia związane z Urugwajem oraz opowieści o Montevideo i Buenos Aires z czasów słynnej Evity Perón. Dlatego Niewidoczna góra to powieść zasługująca na miano małej epopei, której nie powstydziłby się chyba najbardziej znany iberoamerykański pisarz Gabriel Marquez. Bo rzeczywiście południowoamerykański kontynent, przedstawiony przez de Robertis ma w sobie zapierającą dech w piersiach niezwykłość, znaną chociażby ze Stu lat samotności. A wszystko za sprawą realizmu magicznego: kapitalnego zabiegu fabularnego, który sprawia, że rzeczywistość nabiera magicznego charakteru lub – inaczej mówiąc – magia staje się zwyczajnym elementem rzeczywistości, a więc czymś realnym.
W takim świecie żyją bohaterki powieści Caroliny de Robertis. Pajarita została kiedyś porzucona przez ojca, który nie mógł znieść jej obecności. Cudownym trafem jedna z mieszkanek niewielkiej wioski odnajduje ją w koronie wysokiego drzewa. Dziewczynka trafia pod opiekę swojej ciotki Tity, miejscowej znachorki, szamanki i zielarki. Jako dorosła kobieta Pajarita rodzi wspaniałą córeczkę Evę – dziewczynę obdarzoną talentem poetyckim. Eva, jako dorosła osoba, przejdzie życiowe piekło, z trudem odnajdując spokój i szczęście. Z kolei jej córka Salomé zostanie działaczką rewolucyjnej organizacji; będzie poddawana torturom, a później urodzi dziecko, któremu poświęci swoje zdrowie i wolność.
Wszystko dzieje się na przestrzeni prawie stu lat. Różne postacie, osobowości, różne marzenia, pragnienia i nadzieje. A wszystko w tej książce idealnie się ze sobą splata, udowadniając nam, że ludzkie losy jakoś się ze sobą łączą. Autorka w kapitalny sposób opisuje wspólnotę kobiet, które rodząc dzieci wpływają na historię, tworzą pokoleniowy łańcuch, w którym każdy element jest ważny, bez którego nie ma ciągłości. De Robertis, spajając życie swoich bohaterek, świetnie uwypukla to, co charakterystyczne jest dla dzisiejszego świata: ciągłą niepewność, w jaką stronę wszystko będzie zmierzać; czy za kilka lat wciąż będziemy szczęśliwi. Cóż, w Niewidocznej górze dzieje się tak, że wszystkie kobiety cierpią: doświadczają fizycznych i psychicznych tortur, walczą o równe prawa z mężczyznami, o sprawiedliwość i godne życie. Niektórym bohaterkom de Robertis udaje się w tej walce zwyciężyć, ale wychodzą z tego zdruzgotane, zmęczone, wyczerpane do granic możliwości.
A realizm magiczny, o którym pisaliśmy na początku? Tę magię zauważamy chociażby wtedy, gdy Urugwaj wkracza w nowe stulecie. W 1800 roku w jednym z urugwajskich kościołów pojawił się kosz parujących jagód, których było dwa razy więcej niż trzeba, by nasycić głód obywateli dużego miasta. W wigilię 1700 roku przez całą dobę, od jednego wschodu słońca aż do następnego, w powietrzu brzmiały pieśni w starożytnym języku tupi-guarani. A później było cudowne odnalezienie Pajarity.
Oto opowieść Caroliny de Robertis – wciągająca saga o Ameryce Południowej i jej niezwykłych mieszkańcach. Z całą pewnością warto przeczytać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze