„Kraina Zimnolubów. Skandynawia dla...”, Tilmann Bünz
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTo lektura nie tylko dla podróżników. Powinna znaleźć się na półce każdego wielbiciela skandynawskich powieści kryminalnych. Bo dzięki niej łatwiej jest zrozumieć typową szwedzką, norweską lub fińską codzienność oraz mentalność ludzi zajadających się kotletami z renifera. Jest to narracja dziennikarska, żywa, dynamiczna, wciągającą, a więc taka, jaką znajdziemy w reportażu. Na pewno nikt nie będzie się nudził.
Skandynawia jest dziś bardzo popularna, między innymi za sprawą doskonałych kryminałów Stiega Larssona, Henninga Mankella i Jensa Lapidusa. Znawcy kina cenią również skandynawskie kino, popularne za sprawą Larsa von Triera. Fascynuje nas (z pozoru) zimna, surrealistyczna, schizofreniczna atmosfera panująca w odległych miastach, w których częściej gości mróz niż przyjemne, letnie ciepło. Zastanawiamy się, jacy ludzie mieszkają w Skandynawii, jacy są? Przyjaźni, ponurzy, otwarci na świat czy zimni jak lód? Jeśli intrygują nas te pytania, zajrzyjmy do książki niemieckiego dziennikarza Tilmanna Bünza, redaktora Tagesschau i Tagesthemen, korespondenta w Tokio, Waszyngtonie i… Sztokholmie właśnie. Do stolicy Szwecji Tilmann udał się ze swoją rodziną i zamieszkał tam na stałe, zafascynowany egzotyką skandynawskiej krainy. Bo okazuje się, że egzotyczna może być dla nas Szwecja, Finlandia i Norwegia, a nie tylko państwa afrykańskie lub południowoamerykańskie. Trzeba tylko zmienić punkt widzenia. I kupić bilet np. do Sztokholmu. To może być początek niezwykłej przygody. Przynajmniej tak twierdzi Tilmann Bünz pisząc prosto z mostu: Trafiliśmy do kraju podgrzewanych chodników. Cieszyliśmy się prawdziwymi zimami, śniegiem zamiast błota, bezkresnym skandynawskim niebem, barwnymi odcieniami lodu – od przezroczystości po granat – i jego kontrastem w zestawieniu z wyblakłym szelfem. Światło i ciemność tworzą tutaj grę o sumie zerowej. To, czego brakuje w zimie, przychodzi latem w nadmiarze. W porównaniu z tym jakże nudno musi być na równiku.
Rzeczywiście: życie w Skandynawii może przyprawić o zawrót głowy i jednocześnie wyluzować nas do granic możliwości. Bo Bünz, wyprowadzając się z Hamburga do Sztokholmu, przeżywa cywilizacyjny szok, wracając do życia bliższego naturze. Przyglądając się sarnom odwiedzającym jego ogród, biorąc udział w wyprawie, której celem jest znakowanie niedźwiedzi oraz kąpiąc się z orkami, odkrywa pierwotną dzikość tego kraju, skąpanego w blasku zimnego słońca. Przyzwyczaja się do ekstremalnie dziwnych potraw (np. niestrawnego rarytasu ze sfermentowanego śledzia) i dni, w których jasno jest przez sześć godzin. No i przyzwyczaja się do Szwedów, których podejście do świata dzieli się na dwa okresy: letni i zimowy: Sklasyfikowaliśmy letnią i zimową wersję Szweda. Letnią wersję można według naszej teorii rozpoznać po tym, że napotykany na odludnej ścieżce leśnej odpowiada na pozdrowienie. Zimowy Szwed natomiast unika wszelkiego kontaktu wzrokowego – w obawie przed posądzeniem o nachalność. Coś jeszcze w szwedzkiej mentalności przypadło Bünzowi do gustu: Szwedzi ściszają głos, kiedy odpoczywają na plaży i unikają miejsc, gdzie wypoczywają więcej niż cztery osoby.
Każdy Szwed czeka na nadejście lata. Oczekiwanie to przypomina naszą tęsknotę za latem, tylko że szwedzka ma swoje charakterystyczne konsekwencje, niespotykane w innych krajach Europy. Okazuje się, że w Szwecji odpoczynek jest ważniejszy niż obroty. Bo zdecydowana większość Szwedów wybiera się na urlop, a władzę w firmach przejmują praktykanci. Jak pisze Tilmann Bünz, wtedy lepiej nie planować narodzin dziecka lub wybierać się w podróż samolotem (w 2006 roku stewardesy linii SAS w Norwegii podjęły strajk, bo chciały równouprawnienia w korzystaniu z oferty, jaką przynosi lato).
Kraina Zimnolubów Tilmanna Bünza to lektura nie tylko dla podróżników. Książka ta powinna znaleźć się na półce każdego wielbiciela skandynawskich powieści kryminalnych. Bo dzięki niej łatwiej jest zrozumieć to, co dzieje się w Skandynawii – przede wszystkim typową szwedzką, norweską lub fińską codzienność oraz mentalność ludzi zajadających się kotletami z renifera. Ważny jest także sposób, w jaki Bünz prowadzi swoją opowieść. Bo jest to narracja dziennikarska, żywa, dynamiczna, wciągającą, a więc taka, jaką znajdziemy w reportażu lub dobrym artykule z pierwszej strony. Na pewno nikt z nas nie będzie się nudził. Bo przecież podróże kształcą – nawet te, które odbywamy przemieszczając się ze strony na stronę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze