"Fado", Andrzej Stasiuk
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuStasiuk piórem dojrzałego faceta odmalowuje złożoną fakturę „gorszej Europy”. Gorszej nie dlatego, że tępej czy brutalnej, lecz po prostu biednej, rzuconej na antypody wieżowców klasy A i centrów handlowych. Jedziemy w jego towarzystwie – miłym i dowcipnym – przez Karpaty, Albanię, Serbię, Czarnogórę, spotykamy pijaków, biedaków, wędrujemy przez cygańskie wioski. Obrazu dopełniają szkice o przedmiotach, do których autor ma sentyment, eseje o twórczości innych pisarzy – Miodraga Bulatovicia i Danila Kisa, a nawet jakby okolicznościowy tekst poświęcony życiu i umieraniu Jana Pawła II.
Żyjemy w czasach nieustannego pędu… A przecież pęd ma w sobie coś nienaturalnego, człowiek dąży do spokoju, miłych wieczorów, miękkiego fotela, do ognia trzaskającego w kominku i lampki dobrego wina. Nie zaszkodzi, żeby gdzieś między fotelem a winem leżała najnowsza książka Andrzeja Stasiuka. Podróżować znaczy żyć – pisze autor – a w każdym razie żyć podwójnie, potrójnie, wielokrotnie, podróżować prawdziwie, zbaczać ze szlaków, pchać się tam, gdzie na zdrowy rozum być nas nie powinno.
Nie jest tajemnicą, że Stasiuk – zapewne chcąc skrócić czas między nagrodzoną Nike „Jadąc do Babadag” a nową powieścią – przetrząsnął szuflady, wydobył trochę drobiazgu, zredagował, ustalił kolejność i włożył w okładki. Rzecz wygląda więc na próbę wciśnięcia czytelnikowi półproduktu. Nie do końca. Są rzeczy chybione, ale generalnie „Fado” to zbiór dojrzałych i wyciszonych tekstów. Nieprzypadkowo jeden z nich nosi tytuł „Spokój”, trafnie oddając nastrój towarzyszący czytaniu tej książeczki.
Dziwna sprawa, bo właśnie „Ciało ojca”, esej kompletnie różny od reszty i ewidentnie nieprawomyślny – choć opublikowany wcześniej w katolickim „Tygodniku Powszechnym” – jest tak cudownie mądry i piękny, że bez niego nie sposób wyobrazić sobie tej książki.
Perełek jest więcej: „Nie ma deszczu w Przeklętych Górach” to literacka pocztówka z Albanii, a przy okazji wyjaśnienie tamtejszych problemów z elektrycznością – podstawą są elektrownie wodne, więc susza oznacza brak prądu.Warto też wymienić miniatury poświęcone Zaduszkom, zwłaszcza „Ognie święta zmarłych” robią ogromne wrażenie. Stasiuk nieustannie balansuje między melancholią a humorem. Czasem puści oko, czasem się zaduma, choć refleksji jest tu zdecydowanie więcej. Niestety – trochę też pisarskiej makulatury nazbieranej przez lata.
Literacko pozostaje na swoim poziomie, czasem wymsknie mu się lapsus, to znów zachwyci. Mniej tu drapieżności znanej z „Murów Hebronu”; niewesoły los więźnia ustąpił ostatecznie spokojowi podróżnika. Stylistycznie autor nie próbuje ścigać się z kimkolwiek, a i niewielu chyba pragnie go dopaść.
To prawda, w „Fado” znajdują się rzeczy niedopracowane, interesujące samego pisarza i mało kogo jeszcze, dłużyzny i trochę stanów średnich, tuszowane z wdziękiem przez plastyczny język. Prawdą jest też, że książkę złożono z tego, co było, żeby wydać i zarobić. Może się to wydać irytujące. Stasiuk pisał rzeczy dużo lepsze. Coś jednak nie pozwala oderwać się od tych stron, człowiek przywiera do nich, jakby patrzył na nieznane kraje przez szybę pociągu, w rytm kojącego stukotu kół.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze