„Zła kobieta”, Jake Kasdan
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNa tle tegorocznej wakacyjnej oferty komediowej film Jake’a Kasdana wypada przyzwoicie. Ma swój wdzięk koncepcja postawienia w centrum zdarzeń antybohaterki. Komizm oparty jest tu głównie o kpinę z tzw. ciała pedagogicznego. Fani ambitnej rozrywki nie mają tu czego szukać. Spragnionych lekkiej, wakacyjnej rozrywki powinna zadowolić.
Elizabeth Halsey (Cameron Diaz) jest nauczycielką. Nie cierpi swojej pracy, w życiu ma tylko jedną ambicję: znaleźć bogatego męża. Wydaje się, że właśnie zrealizowała plan, ale czeka ją przykra niespodzianka. Narzeczony porzuca ją w przeddzień ślubu. Wściekła Elizabeth wraca do znienawidzonej profesji i już pierwszego dnia semestru dostrzega nowy cel: przystojnego dziedzica wielkiej fortuny, fajtłapowatego nauczyciela matematyki, Scotta Delacorte (Justin Timberlake). Aby go zdobyć, Elizabeth postanawia powiększyć sobie biust. Zabieg okazuje się bardzo kosztowny, w dodatku Scott robi słodkie oczy do innej nauczycielki, infantylnej histeryczki Amy Squirrel (Lucy Punch).
W innych okolicznościach pewnie ubolewałbym nad ubóstwem konceptu Złej kobiety. Ale na tle tegorocznej wakacyjnej oferty komediowej (Hollywood konsekwentnie obniża loty) film Jake’a Kasdana wypada względnie przyzwoicie. Ma swój (cokolwiek toporny, ale jednak) wdzięk koncepcja postawienia w centrum zdarzeń antybohaterki. Bo Elizabeth jest naprawdę niegrzeczna: w przerwach między zajęciami pali marihuanę i pociąga z piersiówki, kradnie pieniądze ze szkolnych akcji charytatywnych, a kiedy okazuje się, że dobre wyniki egzaminów nagradzane są sowitą premią, uwodzi kuratora i wykrada testy. W dodatku Halsey pogardza otoczeniem, otwarcie wykorzystuje ludzi, dla kolegów z pracy bywa wręcz okrutna. Pomimo tego budzi sympatię, stanowi solidny kontrast dla środowiska nauczycieli. Bo komizm Złej kobiety oparty jest głównie o kpinę z tzw. ciała pedagogicznego. Nie sposób skreślić przyziemnej, pragmatycznej, ale życiowej Elizabeth, kiedy widzimy ją na tle bandy podstarzałych, oderwanych od rzeczywistości byłych kujonów. Nieodzownie towarzysząca hollywoodzkiej komedii maniera histerycznego przejaskrawienia ludzkich zachowań oczywiście razi, ale jeśli w ogóle ma sens, to właśnie w odniesieniu do środowiska nauczycieli. Doskonale widać to na przykładzie kreacji Timberlake’a i Punch: oboje grają do bólu szlachetnych, ale w gruncie rzeczy niebezpiecznych dla otoczenia psychopatów. A, nie oszukujmy się, wszyscy doskonale pamiętamy takich właśnie „profesorów”. I z tego zestawienia udaje się Kasdanowi wycisnąć odrobinę szczerego śmiechu.
Oczywiście fani ambitnej rozrywki nie mają tu czego szukać (ostatnim strawnym dla nich daniem byli wciąż jeszcze obecni w repertuarze kin Debiutanci). Bo Zła kobieta ma wszystkie, charakterystyczne dla tego typu produkcji wady: jest przewidywalna, schematyczna, komizm wypala się gdzieś w połowie filmu, autorzy nie dbają o zachowanie choćby pozorów realizmu itd. Ale i tak na tle koszmarków w rodzaju Małżeństw i ich przekleństw, czy wszelkiej maści Pierwszych razów Zła kobieta wydaje się tzw. mniejszym złem. Spragnionych lekkiej, wakacyjnej rozrywki powinna zadowolić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze