„Piramida”, Tom Martin
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuJeśli jesteśmy zwolennikami teorii spiskowej wyjaśniającej, dlaczego mamy za mało pieniędzy, chorujemy albo starzejemy się, ta książka jest właśnie dla nas. Opisuje schemat działania ogólnoświatowej organizacji, która w imię dobra i miłości chce przejąć władzę nad ludźmi, wywołując ogólnoświatowy chaos wzorowany na biblijnym Armageddonie. Przeciwko niej staje kilku naukowców, wierzących w to, że dzięki nauce uda się ocalić planetę przed katastrofą.
Jeśli jesteśmy zwolennikami teorii spiskowej wyjaśniającej, dlaczego mamy za mało pieniędzy, chorujemy albo starzejemy się, ta książka jest właśnie dla nas. Piramida Toma Martina opisuje bowiem schemat działania podstępnej ogólnoświatowej organizacji, która w imię szeroko pojętego dobra i miłości chce przejąć władzę nad ludźmi, wywołując ogólnoświatowy chaos wzorowany na biblijnym Armageddonie. Przeciwko niej staje kilku genialnych naukowców – idealistów, wierzących w to, że dzięki nauce uda się ocalić planetę przed katastrofą, zachowując przy tym wielkie, kulturowe dziedzictwo, które pozostawili nam nasi przodkowie (schemat doskonale znany z Królestwa kryształowej czaszki lub Aniołów i demonów). Cel jak najbardziej słuszny, ekologiczny, poprawny politycznie, ale i często wykorzystywany w filmach i literaturze. Ile udało się z niego „wycisnąć” Tomowi Martinowi? Okazuje się, że wyjątkowo dużo.
Piramida to powieść detektywistyczna, szpiegowska i popularnonaukowa, przybliżająca sekrety astronomii, architektury, antropologii i geografii. Na pewno sięgną do niej wielbiciele książek Ericha von Dänikena, Wahadła Foucaulta Umberto Eco oraz czytelnicy zainteresowani kabałą, mistyką i egiptologią. Martinowi udało się połączyć wszystkie te elementy w zgrabną, łatwą do połknięcia całość (chociaż wymagającą miejscami intelektualnego zaangażowania). Trzeba przyznać, że mieszanka tajemnic niewidzialnego Syriusza B, gematrii (czyli systemu numerologicznego opierającego się na języku hebrajskim) oraz bajecznej mitologii Azteków, jest bardziej wybuchowa niż dynamit.
Bohaterami książki Toma Martina są doktor Catherine Donovan i profesor James Rutherford, dwoje naukowców z Oksfordu – specjalistów od starożytnych mitologii. Kiedy ginie ich wspólny znajomy z uczelni, profesor Kent, wyruszają jego śladem do Ameryki Południowej, by zbadać odkrycie, którego dokonał. Po piętach depczą im płatni mordercy, zatrudnieni przez organizację planującą zagładę świata. Ślad spisku prowadzi do nowojorskiej siedziby Organizacji Narodów Zjednoczonych, bo właśnie tam ukryli się ludzie, którym zależy na śmierci doktor Donovan i profesora Rutherforda. Jakby tego nie było za mało, w akcję zamieszany jest były członek rosyjskich służb specjalnych.
To jeden z wątków powieści. Drugi natomiast dotyczy badań prowadzonych przez profesora Kenta, a są one równie elektryzujące jak motywy szpiegowskie. Tom Martin wykorzystał bowiem to, co tak często zaskakuje nie tylko przeciętnych zjadaczy chleba, ale i profesjonalistów. Chodzi o identyczne wyobrażenia i symbole, pojawiające się w różnych religiach świata; symbole wspólne dla ludzi zamieszkujących odległe regiony globu (przy czym istnieje prawie stuprocentowa pewność, że ludzie ci nigdy nie mieli ze sobą kontaktu): jungowska mandala, wątki łączące postać Jezusa, Ozyrysa, Mitry, Apolla i Orfeusza, mit wielkiego potopu. Czy zadziałała tu wyłącznie ludzka wyobraźnia, a może mamy do czynienia z działalnością bóstw lub przedstawicieli pozaziemskich cywilizacji? Na to pytanie pewnie nigdy nie poznamy odpowiedzi, ale było ono, jest i wciąż będzie łakomym kąskiem dla pisarzy science fiction, proroków, wizjonerów i wszelkiej maści quasi-naukowców. I wciąż zapładniać będzie naszą wyobraźnię. A jeśli dorzucimy do tego mitologię gnostycką, opis tajemniczych linii ciągnących się na peruwiańskim płaskowyżu Nazca oraz magię południowoamerykańskich świątyń – otrzymamy ciekawą, dynamiczną powieść, której nie powstydziłby się sam Dan Brown. Oczywiście temat nie jest tak nośny jak w przypadku Kodu Leonarda da Vinci, niemniej jednak dotyka on spraw, o których lubimy myśleć, bo sprawiają one, że nasz świat nabiera magicznego wymiaru, że jest w nim coś więcej niż tylko pusta materia, a człowiek to nie tylko ogłupiały konsument, ale i istota duchowa, pochodzącą z innej, być może znacznie ciekawszej niż nasza, galaktyki.
Tom Martin zabłysnął tu odpowiednim wyczuciem sytuacji. Bo nie przeładował swojej książki tysiącem teorii i nie obdarzył swoich bohaterów ponadprzeciętną siłą i sprytem. Może po przeczytaniu Piramidy ktoś z nas kupi teleskop lub książkę poświęconą Aztekom, a może wybierze się do Peru i na własne oczy zobaczy słynne rysunki z Nazca? Przecież w każdej chwili można odkryć w sobie naukowca.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze