„Pożegnania”, Masahiro Motoki, Tsutomu Yamazaki, Ryoko Hirosue, Kazuko Yoshiyuki
DOROTA SMELA • dawno temuObsypany nagrodami dramat obyczajowy, który niemal w całości rozgrywa się w domu pogrzebowym. Jest to kino terapeutyczne - dla tych, którzy stracili kogoś bliskiego, ale także dla wszystkich, którzy czują, że znaleźli się na życiowych rozstajach. Film ogląda się jak dobre kino Zachodu. Wymowa jest pozytywna. To pogodny film o stracie.
Japoński film na naszych ekranach to najczęściej horror, w którym straszy długowłosa topielica albo kreskówka studia Gibli. Pewnym zaskoczeniem dla niektórych może być więc ten obsypany nagrodami dramat obyczajowy, który niemal w całości rozgrywa się w domu pogrzebowym. Jest to kino terapeutyczne — dla tych, którzy stracili kogoś bliskiego, ale także dla wszystkich, którzy czują, że znaleźli się na życiowych rozstajach. Przynajmniej taką funkcję spełnił w moim wypadku; kiedy ostatnio towarzyszyłam drogiej mi osobie w pożegnaniu z jej krewnym — pomógł.
W oryginale tytuł filmu ma dwa znaczenia — wskazuje na osobę odprowadzającą kogoś na pociąg lub na tamten świat. Równie dwuznacznie sformułowane jest ogłoszenie o pracę, na które odpowiada bohater filmu. Kiedy zwabiony wysokimi zarobkami udaje się pod wskazany adres, okazuje się, że zamiast do biura podróży, trafił do domu pogrzebowego. Mimo to postanawia przyjąć posadę. Właśnie stracił pracę wiolonczelisty w średniej klasy orkiestrze, która została z dnia na dzień rozwiązana.
Załamany klęską zostawił Tokio, by wrócić do rodzinnej miejscowości, gdzie wprowadził się wraz z żoną do mieszkania po zmarłej matce. Daigo nie ma już nic do stracenia — wie, że nigdy nie będzie zawodowym muzykiem, a poza tym odkąd ojciec porzucił go w dzieciństwie, żadne z rodziców mu tego nie wypomni. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie utrzymywał się ze śmierci innych, okazuje się jednak, że szybko oswaja się z widokiem zwłok. Niestety większość ludzi, w tym jego żona, traktuje osoby zajmujące się nieboszczykami jak trędowatych. Dlatego Daigo postanawia udawać, że pracuje przy organizacji imprez.
Swoją konstrukcją psychiczną bohater — poszukujący swego miejsca outsider, który odczuwa życiową pustkę, przypomina postacie z powieści Harukiego Murakamiego. W jakimś sensie duch tego pisarza unosi się nad całym obrazem Yojiro Takity. Bo tak jak Murakamiego, uważa się za najbardziej zachodniego spośród japońskich prozaików, tak Pożegnania ogląda się jak dobre kino z Zachodu.
Mamy tu klarowną linearną narrację, porządną ekspozycję postaci, narratora z offu i starannie odważone dialogi. Nawet gra aktorska w porównaniu z klasycznym kinem japońskim wydaje się tu niemal uniwersalna. Wewnątrz dostajemy gąszcz rozmaitych relacji społecznych, rytuały, religię i tradycję obcego kraju, który dzięki owej przejrzystej formie okazuje się zrozumiały dla widza z dowolnego zakątka świata.
Najcenniejsza jednak jest w Pożegnaniach jego pozytywna wymowa. Mówi ona, że spełnienie przychodzi wtedy, kiedy przestaje się go poszukiwać tam, gdzie czynią to wszyscy inni. Ba! Niekiedy dopiero z chwilą rezygnacji z życiowych planów, poddania się i przyznania do klęski pozwalamy ponieść się nurtowi życia i zaczynamy dryfować w stronę swojego przeznaczenia. Ma ono szansę wypełnić się bowiem dopiero wtedy, kiedy zaakceptujemy swoją prawdziwą naturę oraz naturę otaczającego nas świata.
Bo aby zaznać szczęścia, trzeba najpierw oczyścić umysł z uprzedzeń, wybaczając innym i sobie samemu. Żona i przyjaciel bohatera muszą oswoić kulturowe tabu związane z kontaktem ze zmarłymi. On sam musi pogodzić się z brakiem talentu muzycznego, by następnie móc wybaczyć bliskim ich słabości. Te i inne nauki twórcy przekazują nam w sposób jak najdalszy od łopatologii, obywając się przy tym także bez sentymentalizmu. Mimo to film ma niezwykle kojące działanie. Któryś krytyk napisał, że celebruje on więź między życiem i śmiercią. I miał rację. To z pewnością najpogodniejszy film o stracie, jaki widziałam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze