Jaśniejsza od gwiazd jest opowieścią o uczuciu, jakie połączyło angielskiego poetę doby
[photo position="inside"]20593[/photo] romantyzmu Johna Keatsa z dziewczyną z sąsiedztwa. Fanny to panna na wydaniu, która nie opuszcza żadnej zabawy tanecznej, w przerwach przystrajając swoje kreacje wymyślnymi kołnierzami własnego projektu. Dwudziestoparoletni Keats jest zaprzeczeniem dandysa, nie interesują go bale i nie umie
[photo position="inside"]20594[/photo] opowiadać wesołych dykteryjek. Każdy wolny moment poświęca na pracę ze słowem. Te różnice okażą się najbłahszymi z przeszkód na drodze ich miłości. Bo praktycznie bezdomny geniusz to fatalna partia, podczas gdy dla owdowiałej matki i rodzeństwa Brawnów korzystne zamążpójście Fanny jest jedynym gwarantem bezpieczniej przyszłości.
[photo position="inside"]20595[/photo] Z drugiej strony przyjaciołom Keatsa też nie podoba się jego związek z dziewczyną; są przekonani, że szczebiocząca o falbankach kokietka nie jest w stanie docenić sztuki młodego poety. Kiedy jedną kłodę uda się usunąć, pojawia się natychmiast kolejna, jakby nad platoniczną miłością tych
[photo position="inside"]20596[/photo]dwojga zawisło złowieszcze fatum.
Nie dziwi mnie zainteresowanie reżyserki biografią Keatsa pióra Andrew Motiona. Jako specjalistka od XIX-wiecznej obyczajowości Jane Campion brała już na warsztat zjawisko korespondencyjnie aranżowanych małżeństw (Fortepian) i instytucję łowcy posagów (Portret damy). Jeden z jej
[photo position="inside"]20597[/photo]wcześniejszych filmów Anioł przy moim stole opowiadał też o osamotnieniu i niedocenionym geniuszu. Od pierwszych chwil za kamerą Campion eksplorowała w swoich obrazach temat outsiderstwa
[photo position="inside"]20598[/photo]i spotkania odmieńców. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że w Jaśniejszej... autorce udało się po prostu zebrać wszystkie interesujące ją wątki.Pociąga nas tajemnica i odmienność - zdają się mówić jej filmy, bo mamy ciekawą, pragnącą się wiecznie rozwijać naturę. Normy społeczne stoją jednak zazwyczaj w poprzek tych skłonności, próbując każdą wyjątkowość przerobić na przeciętność. Tak dzieje się i w tym niezwykle smutnym melodramacie o porywie serca, który podepcze zły los.
Przez to jednak związek Fanny i Johna będzie wznioślejszy, bardziej poetycki i tragiczny niż strofy większości romantycznych wierszy. Na ironię w
[photo position="inside"]20599[/photo] filmie mamy scenę, w której Keats tłumaczy ukochanej, że poeta jest kimś do bólu prozaicznym. Miał rację co do innych. Byron był, jak wiadomo, uwodzicielem i skandalistą, Mickiewicz awanturnikiem, a Goethebrał ponoć udział w orgiach na dworze księcia Weimaru. John Keats żył
[photo position="inside"]20600[/photo]tak, jak pisał, i tę prawdę udało się Campion oddać w obrazie. Wyczulona na detal reżyserka wie doskonale, jak przeplatać metaforę z dosłownością, zderzać zmysłowe piękno z chorobą, w opisy przyrody wmontować intymność tęsknoty. Potrafi cytować poezję, nie nużąc, mówić o przeznaczeniu, unikając patosu, a o nieszczęśliwej miłości prawi
[photo position="inside"]20601[/photo]bez sentymentalizmu.
Jaśniejsza... to bez wątpienia utwór dla smakoszy: cichy, powolny, wypełniony po brzegi nastrojem niespełnienia. W sam raz dla rozczarowanych filmami, w których gwiazdy błyszczą tylko wybielonym uzębieniem.