"Dieta South Beach", Arthur Agatston
ANNA MARIA GIDYŃSKA • dawno temuOdnoszę wrażenie, że oficyna wydawnicza Rebis dała tym razem ciała. Najwyraźniej spieszono się, aby zdążyć na wiosnę, kiedy to rzesze kobiet (oraz paru metroseksualnych mężczyzn) rzucają się w wir przygotowań do lata i noszenia kostiumów - a dieta jest tych przygotowań nieodłącznym składnikiem. Dlaczego tak uważam? Ano dlatego, że książka jest przetłumaczona jeden do jednego, z angielskiego na polski, z całkowitym pominięciem nieco odmiennych realiów. Przepis łatwy do zrealizowania na Florydzie niekoniecznie jest wykonalny w Polsce.
Jakie znacie brzydkie słowa na literę „d”? Ja znam na przykład takie: dieta. Samo widmo konieczności ograniczenia spożycia tego lub owego (albo w ogóle ogrodzenia lodówki drutem kolczastym) mnie przeraża. Nie znoszę jałowych, niedoprawionych potraw, gotowanego mięsa i odliczania winogron, żeby tylko nie przekroczyć określonej na dany dzień ilości kalorii w posiłkach.
Ostatnio jednak tendencje w dietetyce uległy pewnym zmianom – i nic dziwnego, mało kto ma naturę masochisty. Teraz dieta to nie tyle wyrzeczenie, co zmiana stylu żywienia, a co za tym idzie – stylu życia. A wiadomo, że jak już zmieniać, to na lepszy – a w przypadku diety South Beach także bardziej ekskluzywny, czy też, jakby to określił przedstawiciel młodego pokolenia, bardziej na bajerze. Opisywana szeroko w zeszłym roku w prasie kobiecej dieta South Beach to klasyczny przypadek takiego „nowego, lepszego stylu życia”. Pojawienie się książki z paroma setkami przepisów wygląda na niezły pomysł – nareszcie można się przestać gimnastykować przy gotowaniu i zacząć korzystać z czyichś sprawdzonych sposobów na obiad, kolację czy przekąski w duchu diety South Beach.
Odnoszę jednak wrażenie, że oficyna wydawnicza Rebis dała tym razem ciała. Najwyraźniej spieszono się, aby zdążyć na wiosnę, kiedy to rzesze kobiet (oraz paru metroseksualnych mężczyzn) rzucają się w wir przygotowań do lata i noszenia kostiumów — a dieta jest tych przygotowań nieodłącznym składnikiem. Dlaczego tak uważam? Ano dlatego, że książka jest przetłumaczona jeden do jednego, z angielskiego na polski, z całkowitym pominięciem nieco odmiennych realiów. Przepis łatwy do zrealizowania na Florydzie niekoniecznie jest wykonalny w Polsce. Konia z rzędem temu, kto w ogóle wie, co to jest koryfena czy lucjan purpurowy. Drugiego konia przeznaczam dla tego, kto znajdzie w sklepie w Polsce serca karczochów, ogony homarów oraz jicama, czyli ziemniaki meksykańskie. Pewnie, są sklepy ze słowem „gourmet” w nazwie, gdzie takie składniki da się czasem kupić, ale nie nazwałabym ich ogólnodostępnymi. Przed wprowadzeniem książki na polski rynek trzeba ją było do niego dostosować – współpracując z dietetykiem. Koryfenę i lucjana zapewne da się zastąpić innymi rybami, podobnie może być z innymi elementami potraw. Jasne, można te przepisy omijać, ale jeśli przyjmiemy, że produkty niedostępne w pozastołecznym sklepie spożywczym odrzucamy, to przyjdzie nam zrezygnować z 80% przepisów opisanych tak smakowicie w książce.
Poza tym, chociaż autor podaje dokładną wagę składników, liczbę powstałych porcji oraz zawartość poszczególnych składników odżywczych, zapomniał o jednym, dość istotnym czynniku, jakim jest czas przygotowania. Gdybym chciała jeść zgodnie z dietą South Beach, niechybnie spędziłabym ¾ dnia na przygotowywaniu wykwintnych przekąsek, sycących dań obiadowych i lekkiej kolacyjki. O ile w ogóle dałabym radę je przygotować, bo przepisy nie są przeznaczone dla osób, które do tej pory w kuchni co najwyżej smażyły jajecznicę i odgrzewały zapiekankę w mikrofalówce. Najwygodniej byłoby mieć kucharza, który nie miałby nic przeciwko parogodzinnemu staniu przy garach – wtedy danie cieszyłoby oko i podniebienie.
Jasne, jest wiele osób, które nie pracują na etacie i mają czas i ochotę na polowanie na zamorskie specjały, które potem z pietyzmem przekształcają w kulinarne dzieła sztuki. Tym osobom polecam niniejszą książkę kucharską. Reszta zaś… niech stosuje dietę “ŻP” albo zapomni o wcielaniu w życie przepisów z tej lektury.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze