„Wałęsa. Człowiek z nadziei”, Andrzej Wajda
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temu„Lepszy niż się spodziewano”: tak można streścić pierwsze reakcje po seansach „Wałęsy”. „Człowiek z nadziei” to kino niepozbawione wad, ale koniec końców ciekawe, nowocześnie zrealizowane i autentycznie wciągające.
„Lepszy niż się spodziewano”: tak można streścić pierwsze reakcje po seansach „Wałęsy”. Bo rzeczywiście: mało kto wierzył w ten film. I ja spodziewałem się hagiograficznego kiczu, heroicznej czytanki, oczami wyobraźni widziałem wtórujące skaczącemu przez mur Wałęsie anielskie chóry. Nic z tego. „Człowiek z nadziei” to kino niepozbawione wad, ale koniec końców ciekawe, nowocześnie zrealizowane i autentycznie wciągające.
Osią fabularną jest wywiad, jakiego Wałęsa (Więckiewicz) udzielił słynnej włoskiej pisarce i dziennikarce, Orianie Fallaci (Omaggio). Kolejne pytania Fallaci są punktem wyjścia do następujących po sobie retrospekcji: tak poznajemy historię Wałęsy od czasu strajków w 1970 roku, aż po rozmowy przy okrągłym stole, pokojową nagrodę Nobla i głośne wystąpienie przed amerykańskimi kongresmenami.
[Wrzuta]http://kino.wrzuta.pl/film/5q45WYyX1uc/walesa_film_zwiastun_2[/Wrzuta]
Sekretem kina Wajdy zawsze była bezbłędnie dobrana ekipa. Tak jest i tym razem. Najgłośniejsze brawa (i z pewnością imponującą kolekcję nagród) zbierze Więckiewicz. Zasłużenie: jego Wałęsa to kreacja hipnotyczna, pełna energii, prawdziwie brawurowa. Zbudowana na amerykańską modłę (zagraniczni dziennikarze porównywali ją do „Lincolna” Day Lewisa), czyli oparta na maksymalnym upodobnieniu się do granej postaci. Więckiewicz kapitalnie wchodzi w skórę Wałęsy. Bezbłędnie naśladuje jego głos, mimikę, charakterystyczną gestykulację, sposób poruszania się. Z początku budzi to śmiech, ale już po kilku scenach przynosi zamierzony efekt: na ekranie paraduje „żywy” Wałęsa. Doskonały materiał do popisów daje mu Głowacki. Jeszcze na etapie produkcji krytykowano powierzenie scenariusza słynnemu, kawiarnianemu ironiście („Antygona w Nowym Jorku”, „Czwarta siostra”, „Z głowy”). Tymczasem jego poczucie humoru, niezawodne ucho do dialogów, skłonność do przekory na równi z rolą Więckiewicza „robią” ten film. Głowacki dyskretnie nasyca obraz akcentami komediowymi, przypomina absurdy życia w PRL-u (całe rodziny oglądające „Pogodę dla bogaczy” na jedynym w bloku telewizorze, przerwy w dostawach prądu, komunistyczną nowomowę, chleb z cukrem). Nie jest to oczywiście Bareja, kiedy trzeba z ekranu wieje grozą, ale przymrużenie oka odziera cały obraz z patosu, paradoksalnie dodaje mu realizmu. Podobnie jak tytułowej postaci: Wałęsa Głowackiego to idealista, charyzmatyk, ale też bufon, zarozumialec, egocentryk. Więckiewicz pierwszorzędnie tę niejednoznaczność ogrywa, Głowacki bawi się popkulturowym mitem, szuka jego genezy. Wtóruje im Mykietin: jeden z najbardziej znanych kompozytorów muzyki współczesnej i teatralnej własną twórczość ogranicza do minimum. Kolejne ujęcia ilustruje przede wszystkim muzyką alternatywną „z tamtych lat”. Słyszymy m.in. Brygadę Kryzys, Aya RL, Daab, Tilt, Dezertera. Piosenki takie jak „Centrala”, „Runął już ostatni mur”, czy „Jeszcze będzie przepięknie” (Wajda przyznaje, że na etapie udźwiękowienia słyszał je po raz pierwszy) stają się integralną częścią narracji, fantastycznie oddają nastrój scen, którym towarzyszą.
[Wrzuta]http://kino.wrzuta.pl/film/12a8oMasBIw/34_walesa_34_pierwszy_making_of[/Wrzuta]
Oczywiście można też narzekać. Hagiografii nie ma, ale pełnego obiektywizmu chyba też nie. Wajda broni Wałęsę, idealizuje go, tłumaczy. Tyle, że robi to bardzo sprytnie. Niewygodnych tematów (podpisane lojalki, kontakty z UB) nie zamiata pod dywan, przeciwnie: wielokrotnie wyrzuca je na pierwszy plan. Jednocześnie tłumaczy błędy przyszłego prezydenta ludzkimi (i w tym ujęciu łatwymi do wybaczenia) słabościami. Przeciwników Wałęsy pewnie to nie zadowoli, usłyszymy też m.in. o marginalizowaniu znaczenia innych bohaterów tamtego czasu (Gwiazda, Walentynowicz), ale szczerze mówiąc: na polityce się nie znam, tego typu zarzutów komentować nie potrafię. Dla mnie „Wałęsa” to film. Opowiedziany bardzo sprawnie, chociaż (jak wspominałem) niepozbawiony wad. Pierwsza połowa jest idealnie spójna, w drugiej nadmiar faktograficznego materiału prowokuje skrótowość, powierzchowność, w końcówce istotnie przypomina to (również wspomnianą) czytankę dla szkół. Drażnić może też stopniowe odchodzenie od (bodaj najlepszych w całym filmie) scen z życia prywatnego, czytelny (chociaż wyważony) przekaz polityczny itd. Ale wszystkie te (obiektywnie nieliczne) słabości rozumiem: Wajda realizował film, nie serial, w dodatku chciał, żeby całość była czytelna nie tylko dla polskiego widza. I co najważniejsze: jako film „Wałęsa” nie tylko broni się sam, ale bardzo pozytywnie zaskakuje. Trzyma napięcie, angażuje widza, ani przez chwilę nie nudzi: ogląda się go z naprawdę dużą przyjemnością.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze