Stworzenie kosmetyku kompromisowego, wywołującego burzę „ochów” i „achów” zarówno u miłośniczek błyszczyków, jak i szminek, zapewne spędza producentom sen z powiek. Po wypróbowaniu Wonderlips, mam wrażenie, że sukces jest blisko.
Błyszczyk wygląda bardzo niepozornie. Wąska, czarna tubka, mieszcząca 10ml specyfiku, przypomina raczej próbkę podkładu. Konsystencja też nieco myli. Przy pierwszym kontakcie, kiedy wycisnęłam odrobinę kosmetyku na palec – głęboko zwątpiłam w jego przeznaczenie. Jeszcze raz dokładnie przeczytałam notkę na opakowaniu, czy oby nie jest to przypadkiem kremowy cień do powiek, gdyż maź jest dość sucha a do tego straszliwie gęsta – zupełnie jak u wielu kremowych cieni.
Po nałożeniu go na usta, okazuje się, że jest dość mocno kryjący i sycący kolorem – zupełnie jak szminka. Oczywiście podlega to „regulacji”, gdyż aplikowany w niewielkich ilościach wygląda bardzo naturalnie, natomiast w większych – sztucznie (u mnie niestety oznacza to, że niezbyt dobrze). Przy optymalnej ilości trzyma się dość długo, jednak próbując uzyskać efekt „plastikowych ust”- spływa.
Drobne problemy pojawiają się także podczas aplikacji. Szczególnie kłopotliwe jest nakładanie ciemniejszych kolorów. Aplikator w postaci ściętego stożka nie jest tu najlepszym rozwiązaniem – łatwo o niedociągnięcia, a gęsta konsystencja i ogromna ilość świecących drobinek sprawia, że są bardzo widoczne. Zatem żegnajcie poprawki w pośpiechu – lusterko to tutaj akcesorium obowiązkowe.
Wspomniane drobinki mogą być zarówno źródłem zachwytu, bo wyglądają na ustach olśniewająco, ale także niechęci, gdyż powodują uczucie piasku na ustach. Nie jest to miłe, ale da się przeżyć. Poza tym nie szkodzi ustom i ich nie przesusza. Dodatkowo zawartość kompleksu MaxiLip, pielęgnującego usta, sprawia, że przy regularnym stosowaniu poprawia się kondycja ust – stają się jędrniejsze i pełniejsze. Jako bonus otrzymujemy, bardzo przyjemne i odczuwalne natychmiast po aplikacji, chłodzenie.
Każdy kolor ma nieco inny zapach i inny, choć chemiczny, posmak. Jednak wszystko oscyluje wokół brzoskwini. Ale nie męczy, nie dusi i nie drapie w gardło.
Trwałością dorównuje szmince – wygląda nienagannie przez około 2 godziny, potem ściera się równomiernie. Ostatecznie na ustach pozostają same drobinki. I nawet, kiedy prawie nic już na ustach nie pozostanie, a delikatnie je zwilżymy – znów czuć chłód.
Mimo wszystko uważam go za niezły kosmetyk, czego dowodem jest posiadanie przeze mnie aż 3 z 6 dostępnych kolorów. Warto go wypróbować.
Producent | Manhattan |
---|---|
Kategoria | Usta |
Rodzaj | Błyszczyki |
Przybliżona cena | 16.00 PLN |