Pierwsze słońce, pierwszy wypad na plażę, sporo przyspieszaczy i aktywatorów opalania a ochrony żadnej... To prosta droga do oparzeń słonecznych, a wszystkie wiemy z czym to się wiąże - piekąca, rozgrzana skóra, kolor wściekłego Indianina, łuszczenie naskórka i dokuczliwe swędzenie w fazie drugiej. Takie coś zaserwowałam swoje skórze w pierwszych dniach maja - choć mam śniadą karnację i korzystam z solarium to ta wizyta na plaży dopiekła mi do żywego. Dzień po "opalaniu" sytuacja była nie do zniesienia - skóra piekła niemiłosiernie, była wściekle czerwona a ja czułam się jak w kuchence mikrofalowej. Nie wytrzymałam i udałam się do apteki po jakiś specyfik na moje cierpienia - doradzono mi właśnie ten preparat.
W założeniu krem-balsam ma chłodzić rozgrzana skórę, łagodzić oparzenia, zapobiegać łuszczeniu naskórka i minimalizować zaczerwienienia. Zawiera masło shea (tworzy warstwę ochronną), uderzeniową dawkę D-panthenolu i alantoiny (koi i łagodzi, likwidując uczucie "palącej" skóry), olej z pestek winogron i witamina E (hamują reakcje wolnorodnikowe oraz działają normalizująco).
Wszystko ładnie opisane, ale kosmetyk niestety nie chłodzi, nie zauważyłam tego a mam wiele chłodzących kremów (do innych partii ciała), więc wiem jak to działa. Być może moja skóra była zbyt rozgrzana, aby to poczuć, ale wydaje mi się, że właśnie do takich skutków opalania został przygotowany. W tym przypadku chłodzenie jest tylko w opisie.
Jeśli chodzi o łagodzenie uczucia pieczenia, gorąca itp. to po jednym dniu stosowania twarz się „uspokoiła" natomiast dekolt dalej piekł, zaczerwienienie zeszło drugiego dnia pod wieczór a trzeciego rano było na prawdę minimalne. Za to po paru dniach skóra uzyskała ładny opalony kolor. Zaczerwienienia z dekoltu zeszły dopiero po około 4 dniach.
Skóra na buzi, która spiekłam totalnie raczej nie schodziła - tzn. nie schodziła całymi płatami tylko raz, może dwa po wytarciu ręcznikiem - tu daję dużego plusa. Z dekoltem gorzej - tu już były płaty skóry do ściągnięcia, ale bez dramatów.
Minusem jest konsystencja - nie jest gęsta, ale ciężko się ją rozprowadza na skórze, a w przypadku opalonej i wrażliwej na dotyk skóry - jest to problemem. Poza tym zostawia wyczuwalny film - skóra bardzo błyszczy po tym kremie.
Zapach - raczej budzi skojarzenia z apteką, ale po pewnym czasie ulatnia się.
Opakowanie to tuba 150 ml, ale są dostępne też pojemności 200 ml i 100 ml. Ze względu na to, że ciężko go rozsmarować i trzeba go stosować przynajmniej 2 razy na dobę, nie jest szczególnie wydajny.
Ogólnie nie jestem zadowolona, uważam, że po kosmetyku za ta cenę i takiej firmy można oczekiwać więcej. Brak chłodzenia (co jest podstawową ulga dla przegrzanej skóry) oraz konsystencja, również uciążliwa dla wrażliwej skóry to według mnie trochę za wiele. Do tego producent obiecuje, że skóra schodziła nie będzie - ale schodzi.
Daje mu 4, bo przynajmniej z buzią miałam spokój.
Producent | Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Kremy, balsamy, olejki, emulsje po opalaniu |
Przybliżona cena | 19.00 PLN |