Markę Diadem znam w szczególności z produktów do pielęgnacji paznokci. Kiedy zobaczyłam w małej drogeryjce tusz do rzęs tego producenta, bez wahania chwyciłam za portfel – tym bardziej, że cena tego kosmetyku jest bardzo niska. Nawet gdyby Curl Up Mascara (tusz podkręcający) miała się okazać totalną katastrofą, nie będzie żal utopionych pieniędzy.
Opakowanie (12 ml) jest dość ładne, naśladujące niektóre wysokopółkowe marki, jednak dość szybko się wyciera – co zdecydowanie nie dodaje mu estetycznych atutów. Jednak nie ma się co oszukiwać – najważniejsza jest zawartość.
No właśnie… Konsystencja dość gęsta – za czym specjalnie nie przepadam. Tusz dość łatwo się jednak nakłada, a dzięki szczoteczce nieźle rozdziela rzęsy, nie skleja ich, delikatnie wydłuża.
Makijaż wykonany przy pomocy tej maskary nie jest specjalnie trwały – po dość krótkim czasie zaobserwowałam pod oczami czarne paprochy. Co prawda nie rozmazuje się, jednak takie obsypywanie się, odpadanie od rzęs wcale nie powoduje, że oprawa oczu wygląda jakoś estetycznie - czarne rurki z wystającymi cienkimi igiełkami rzęs… A dzięki obsypującym się drobinom, drażnione są oczy, przez co błyskałam przekrwionymi białkami (mam wrażliwe oczy).
Co jednak najciekawsze, jeśli chcecie kupić ten tusz ze względu na jego właściwości podkręcające – zawiedziecie się! Zero podkręcania, chyba, że skorzystacie z dodatkowej pomocy zalotki.
Usuwanie specyfiku z rzęs nie przysparza żadnych trudności – „schodzi” z każdym preparatem do demakijażu.
Kosmetyk dostępny jest w trzech kolorach: czarnym (niezbyt głęboki, testowany przeze mnie), niebieskim i brązowym.
Nigdy więcej, za żadne pieniądze, a nawet za darmo…