Pomadki w grubych kredkach kuszą mnie – pomadkomaniaczkę – od dawna. Nie bardzo miałam jednak ochotę wydawać sporą sumę na topowy kosmetyk tego typu, ale myślę, że Miracle Lip Sorbet marki Lumene spokojnie mu dorównuje.
Trzymanie w dłoni takiej wielkiej kredki to spora frajda. Samego kosmetyku jest 2,8 g, czyli nieznacznie mniej niż w przypadku tradycyjnych pomadek. Kredki oczywiście nie trzeba temperować – jest wykręcana jak w przypadku automatycznych konturówek. Jest bardzo solidna i bez obaw można ją wrzucić do torebki.
Sztyft jest na tyle precyzyjny, że maluje ostrą linię (nie jest potrzebna konturówka), pięknie nabłyszcza (jakby na pomadkę nałożyć błyszczyk), a do tego nasyca usta intensywnym kolorem bez drobinek, którego siłę krycia można stopniować. Niezależnie od ilości poprawek koloru, na ustach pozostaje tylko cieniutka, lekka, trwała warstewka, która niechętnie się ściera, czy przemieszcza. Nie ma też uczucia suchości, czy ściągnięcia, którego spodziewałabym się po tak dobrze trzymającym się kosmetyku. Być może to zasługa dodatku oleju z nasion arktycznej maliny, który ma działać nawilżająco i odżywczo – tak daleko jednak nie szłabym w osądach – nawilżenia, czy specjalnej pielęgnacji nie zauważyłam, żel grunt, że kosmetyk nie wysusza. Pomadka nie ma smaku, nie drapie w gardło, ale po wwąchaniu się czuć delikatną, niesłodką, malinową nutę.
I jeszcze słowo o kolorach – mój to 17 come into flower, czyli dość ciemna wiśnia, która sprawdza się w makijażu dziennym (lekko muśnięte usta), jak i wieczorowym (pełna intensywność). Dodać muszę, że każdy kolor pozwala na osiągnięcie maksymalnego odcienia identycznego jak kolor oprawki – to robi spore wrażenie.
Wad nie znalazłam, myślę więc, że skuszę się na kolejne odcienie. Polecam!
Producent | Lumene |
---|---|
Kategoria | Usta |
Rodzaj | Szminki w sztyfcie |
Przybliżona cena | 40.00 PLN |