Mam duży sentyment do firmy Bourjois – w szczególności do tuszu pogrubiającego Volume Glamour. Dlatego też, gdy tylko zauważyłam w drogerii nowe „dziecko” tej marki, tzn. Volume Glamour Ultra Black, kupiłam go bez najmniejszego zawahania.
Tusz zawiera naturalne woski, wyciąg z liści palmy, polimery (które mają za zadanie odżywić i uelastycznić rzęsy), składnik zapobiegający wysychaniu tuszu oraz krzemokauczuk (który zapewnia pogrubienie rzęsy). Opakowanie (12 ml) różni się od poprzednika w zasadzie tylko kolorem nakrętki (w tej chwili czarna, podobnie jak cała buteleczka). Nawet szczoteczka nie została zmieniona – duża, nie za gęsta, lekko zwężająca się ku końcowi. Malowanie rzęs przy jej pomocy nie przysparza trudności (na starszej wersji tak naprawdę uczyłam się tej czynności) – ładnie rozczesuje, nie powoduje sklejania w brzydkie kępki.
Sam tusz, podobnie jak klasyczna wersja, ma kremową, przyjemną konsystencję, nie zostawia grudek i nie powoduje „owadzich nóżek”. Za to pozostawia rzęsy ładnie pogrubione, lekko wydłużone i powleczone głęboką czernią – dzięki temu już jedna warstwa porządnie podkreśla oko. Druga warstwa to już iście teatralny efekt.
Maskara nie rozmazuje się (nawet w upały), za to pod koniec dnia, przy większej niż jedna liczbie warstw, lubi się nieco obsypać (jednak, gdy przetrzecie skórę pod oczami, nie zrobicie sobie sinej obwódki).
Volume Glamour Ultra Black nie spowodował podrażnienia, łzawienia moich wrażliwych oczu, mimo że jego zapach jest dość intensywny, chemiczny.
Bez problemu, dokładnie zmywa się zarówno przy pomocy „zwykłych” płynów, jak i mleczek.
Naprawdę bardzo udany zakup za stosunkowo niewielkie pieniądze.