Jest to lekka emulsja przeznaczona dla cery tłustej, problemowej. Zdaniem producentów matuje i ogranicza wydzielanie sebum, ale ja poddałabym to pod wątpliwość. Dlatego? Dlatego, że po prostu tak się nie dzieje. Skóra po jej zastosowaniu błyszczy się nadal. Kiepsko radzi sobie też z kontrolowaniem działalności gruczołów łojowych. Na dodatek emulsja dostępna jest tylko w jednym odcieniu - brzoskwiniowym. Kolorek ciepły, ale dla bladolicych Polek, które z reguły mają chłodny tym urody, ten kolor z pewnością nie będzie odpowiedni. Ciemny i nienaturalny. Zapach też nie jest przyjemny, z tego względu, że kosmetyki Avene przeznaczone są dla alergików, a co za tym idzie pozbawione są perfum. Właściwie na tym kończą się wady tego kremu. Ach! Zapomniałam o cenie - stanowczo za wysoka, jeśli weźmiemy pod uwagę, że nie spełnia podstawowych funkcji.
A teraz o zaletach emulsji. Jest delikatna, beztłuszczowa, nie podrażnia. Rozprowadza się lekko, ale przy tak ciemnym kolorze i tak trzeba uważać przy aplikacji. Opakowanie mieści 40 ml, więc przyzwoitą ilość kosmetyku. Krem nie zatyka porów, nie powoduje, więc powstawania zaskórników i wyprysków. Nie wysusza jak inne preparaty dla tłustej cery. Zawiera 65% wody termalnej z Avene.
Niestety, na pewno nie kupię drugiego opakowania.
Przed kupnem trzeba go koniecznie przetestować na własnej skórze, bo to ryzykowny zakup, chociaż pewnym paniom może się spodobać. Ja daję mu tylko dwójeczkę, a to dlatego, że chociaż na mnie nie zadziałał, to przynajmniej nie wyrządził jej nic złego.