Ostatnio wybrałam się na dwutygodniowy wypad na Mazury. Wszystko fajnie, ale od upałów i codziennej warstewki pudru moja cera była w opłakanym stanie. Dlatego przy najbliższej sposobności wybrałam się na 3-kilometrowy spacer do najbliższego sklepu. Był to sklep spożywczo- przemysłowy, ale ku mojemu zaskoczeniu wśród kartofli i pomidorów znalazłam cały wybór maseczek. Wzięłam jedną saszetkę i loda (ach, ta dieta) i ruszyłam do domu.
Stanęłam przed lustrem z moją upolowaną maseczką. Otworzyłam saszetkę (a, są one też dostępne w tubce) i ujrzałam żółty żel o bardzo ładnym zapachu. Nałożyłam tylko na strefę T, dzięki temu saszetka starczyła mi na dwie aplikacje. Posiedziałam 20 minut i biegiem do łazienki. Ku mojemu zaskoczeniu wcale nie zaschła, myślałam, że dzięki temu łatwiej ją będzie zmyć, ale niestety pomyliłam się. Maseczka pod strumieniem wody staje się obślizgłą, trudno schodzącą galaretą...
Gdy już uporałam się ze zmyciem, efekty były świetne. Może maseczka nie zmatowała mojego nosa tak do końca, ale nie oczekiwałam jakiś porażających rezultatów na mojej paskudnej cerze. Za to zauważyłam, że w ciągu dnia produkcja sebum była ograniczona, pory odblokowane, skóra oczyszczona i nawilżona.
Dla mnie rewelacja!
Cena jednej saszetki to około 1 zł, tubka mieszcząca 60 ml kosztuje około 12 zł.
Producent | Dax Cosmetics |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Maseczki: oczyszczające |
Przybliżona cena | 1.00 PLN |