Wybrałam się na zakupy głównie po peeling do twarzy, a wróciłam z peelingiem do ciała – właśnie tak bardzo kusi nowa seria Daxa, Orient Spa. Wszak zapach marcepanu kojarzy mi się raczej z cukiernią niż orientalnymi klimatami, jest to jednak jakieś urozmaicenie na łazienkowej półce.
Po dobraniu się do zwartości 225 ml słoiczka, naszym oczom ukazuje się niezbyt apetyczna masa, przypominająca jakiś smar, albo wazelinę techniczną z masą „śmieci”, do nozdrzy dobiega zapach lukrowanego ciastka. Trudno się przemóc... Ale wszystko to tylko pozory. W wilgotnych dłoniach preparat rozrzedza się i robi się mleczno biały. Zatopione „śmieci” okazują się być ścierającymi drobinkami (pochodzącymi prawdopodobnie z łupinek słodkich migdałów), ukazują się także spore kryształki cukru (nie mogłam się oprzeć by nie sprawdzić - to naprawdę cukier), które w ścieraniu grają jednak pierwsze skrzypce. Peeling sunie po skórze gładko, sprawia wrażenie nieco tłustego, ale do najdelikatniejszych nie należy. Spłukiwanie nie przysparza problemów, ale na skórze pozostaje jednak tłusta warstewka.
W trakcie zabiegu psuje się niestety zapach peelingu – robi się „plastikowy” i dla mnie nieznośny, trudno więc mówić o relaksie... Co gorsze, w takiej postaci zatrzymuje się na jakiś czas na skórze.
Działaniu złuszczającemu i wygładzaniu (które jest naprawdę spektakularne) nie można nic zarzucić, chociaż ostrożność zalecałabym posiadaczkom skóry wrażliwej i delikatnej. Niestety komfort stosowania (tłustość i męczący zapach) pozostawiają ten kosmetyk w tyle za wieloma, nawet o wiele tańszymi. Ja już więcej go nie kupię, ale myślę, że wytrwałym mógłby pomóc nawet w walce z cellulitem...
Producent | Dax Cosmetics |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Peelingi |
Przybliżona cena | 16.00 PLN |