Zawsze bardzo lubiłam kremy L’Oreala, a one lubiły mnie i w związku ze zbliżającym się końcem mojego dotychczasowego kremu, postanowiłam odświeżyć starą „znajomość”. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że na rynku pozostały tylko serie przeznaczone dla odbiorczyń o bardzo ściśle zdefiniowanym problemie: skóra z niedoskonałościami, skóra sucha i odwodniona, zmarszczki (podzielone na kilka grup wiekowych). Ja potrzebowałam czegoś bardziej uniwersalnego, więc odrzuciłam dwie pierwsze kategorie i, z lekkim grymasem, przeszłam do „zmarszczek”. Po dokładnym przestudiowaniu opisów na wszystkich kartonikach, stwierdziłam, że nie taki diabeł straszny i wybrałam krem z serii o groźnie brzmiącej nazwie – Revitalift.
Parafrazując treść ulotki, producent obiecuje trzy podstawowe rzeczy: regenerację, ujędrnienie, ochronę przed promieniami UV. Prosta acz skuteczna ochrona przed skutkami starzenia skóry a jednocześnie stymulacja do naprawy tego, czego ochronić już się nie da. Kosmetyk ten (ani żaden inny) nie jest restrykcyjnym żelazkiem prasującym zmarszczki, nie jest nawet namiastką chirurgicznego liftingu, jak możnaby się spodziewać po nazwie. Nie ma więc sensu liczenie na jego zbawienną moc, gdy zmarszczki zasłonią już wszystko, ani wzbranianie się przed używaniem kosmetyków przeciwzmarszczkowych w wielu lat dwudziestuparu – wyznaczanie ścisłych granic wiekowych to absurd, kosmetyk należy dobrać pod kątem potrzeb. I tak moje potrzeby idealnie pokryły się z tym, co zaoferował producent.
Krem zamknięty jest w 50 ml pojemniczku z pompką. Jedno naciśniecie aplikuje ilość preparatu idealną do rozprowadzenia na całej twarzy i lepiej nie przedobrzyć, bo biała, lekko pudrowa emulsja może się nie wchłonąć, a nawet pozostawić jasne smugi. W rozsądnych ilościach krem wchłania się błyskawicznie i niemal natychmiast można położyć na niego makijaż. Pachnie klasycznie, trochę pudrowo, ale bardzo elegancko. Ale zapach na szczęście dość szybko ucieka.
Specyfik ma dość gęstą i bogatą konsystencję, świetnie nawilża, trzyma makijaż na swoim miejscu przez cały dzień, a co najciekawsze – niezależnie od warunków, zaaplikowany rano, utrzymuje świeżość i pół-mat do samego wieczoru. A temu zadaniu, nawet po części, nie jest w stanie sprostać większość kremów matujących z założenia! Poza tym krem zwęża pory (i nie zatyka ich), ale nie napina skóry – lekko ją wygładza. Zastosowany na noc wyraźnie zmniejsza zaczerwienienia i przyspiesza gojenie drobnych uszkodzeń (stymulacja syntezy kolagenu). Działanie długoterminowe nie poraża - moje zmarszczki mimiczne, choć niewielkie, nie raczyły nawet „drgnąć”, ale ujędrnienie skóry da się zauważyć. Ogólny efekt dopełnia delikatne wygładzenie blizn i jakby wypełnienie ich od wewnątrz. W obecność i działanie filtrów UV muszę wierzyć na słowo.
Z ciekawości poprosiłam o przetestowanie Revitalift przez moją mamę i teściową. Obie (mimo pewnej różnicy wiekowej między nimi) mieszcząc się w docelowym przedziale wiekowym (czyli 40+) stwierdziły, że krem „jest fajny, ale za słaby do używania na co dzień”. Tym bardziej trudno ustosunkować się do granic wiekowych zaproponowanych przez producenta...
Generalnie, ja jestem bardzo zadowolona i z czystym sumieniem mogę polecić krem wszystkim osobom potrzebującym regenerującego zastrzyku, niezależnie od wieku kalendarzowego.
Krem udało mi się kupić w zestawie promocyjnym z tonikiem odnawiającym tej samej firmy za 39 zł, ale niżej podaję cenę regularną.
Producent | L'Oreal |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Kremy na dzień: z filtrami UV |
Przybliżona cena | 50.00 PLN |