"Przysięga", reż. Kaige Chen
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuPrzysięga to dziwny film. Teoretycznie zawiera wszystko, za co ceni się azjatyckie superprodukcje w stylu Hero. Fabuła jest barwna, skomplikowana i rości sobie pretensje do zabierania głosu w „ważkich” kwestiach, takich jak przeznaczenie i wolna wola. Nie można odmówić Przysiędze baśniowej atmosfery. Mimo to film nie do końca nadaje się do oglądania, a to z powodu mimowolnej groteski i niezamierzonych akcentów komediowych. Przypomina to trochę zdegenerowaną, mimowolną parodię.
Orientalne fantasy. Jako mała dziewczynka Księżna otrzymuje propozycję od bogini Manschen. Może uzyskać dar urody i rozkochiwania w sobie mężczyzn, ale za cenę niemożności życia z tym, kogo sama naprawdę pokocha. Kandydatów do serca Księżnej jest trzech — dzielny Generał, jeszcze dzielniejszy Niewolnik i okrutny Książę. Wyrok przeznaczenia może zostać uchylony, jeżeli czas popłynie wstecz, wiosną nastanie zima, a umarli zmartwychwstaną…
Przysięga to dziwny film. Teoretycznie zawiera wszystko, za co ceni się azjatyckie superprodukcje w stylu Hero. Fabuła jest barwna, skomplikowana i rości sobie pretensje do zabierania głosu w „ważkich” kwestiach, takich jak przeznaczenie i wolna wola. Nie można odmówić Przysiędze baśniowej atmosfery. W filmie pojawiają się też efekty specjalne i piękne krajobrazy. Układy walk są może nawet lepsze niż zazwyczaj, w tym sensie, że bardziej przypominają prawdziwe kung-fu. Mimo to film nie do końca nadaje się do oglądania, a to z powodu mimowolnej groteski i niezamierzonych akcentów komediowych. Przypomina to trochę zdegenerowaną, mimowolną parodię.
Reżyser wyraźnie lubi przaśną farsę (przezabawne są sceny, gdy Generał zażywa małżeńskiego szczęścia i nachodzą go podwładni), ale czasami wydaje się nie panować nad materią swojego dzieła. Najbardziej irytujące było regularne wieszanie spętanych bohaterów na haku. Rozumiem raz, lecz tak co chwila? Być może wynikało to z tego, że w pozostałych scenach bohaterowie albo walczyli, albo skakali, albo fruwali, co utrudnia przeprowadzenie poważniej rozmowy o miłości i przeznaczeniu. Aby postaci w ogóle mogły przeprowadzić dialog, należało jakoś powściągnąć ich wrodzoną ruchliwość i dobrze je unieruchomić…
Prawdopodobnie taki właśnie gust mają Chińczycy, lecz nie zmienia to faktu, że w naszym kręgu kulturowym film jawi się jako kiczowaty bądź upośledzony. Może chodziło tu o tzw. śmiech przez łzy? Niestety, dla mnie egzotyczne zestawienie pompatycznych dialogów, pościgów, biegów/lotów przełajowych i wysilonego liryzmu scen miłosnych okazało się niestrawne.
Zresztą nawet realizacyjny przepych jest tu mocno wątpliwy. Efekty specjalne są mało efektowne. Królewski pałac przypomina wygenerowany przez komputer model ciasta sękacza w monstrualnej skali, zaś superszybkie biegi Niewolnika prezentują się identycznie jak analogiczne wyczyny w Przygodach barona Munchhausena Terry’ego Gilliama. A był to film z końca lat osiemdziesiątych. Kolory są tak nasycone, że wręcz biją po oczach.
Przysięga to jeden z tych filmów, które dostarczają przekornej rozrywki swoją nieudolnością. Jest to film tak kuriozalny, że aż oryginalny. Jedno jest pewne — czegoś podobnego jeszcze nie widzieliście. Teraz Chińczycy mają wielką kasę. Stare, dobre kino kung-fu made in Hongkong nie siliło się na taki przepych.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze