„Miłość na marginesie”, Yoko Ogawa
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuLektura tej książki przypomina buddyjską medytację. Jest w niej całkowite skupienie na temacie, oszczędność i ciągłe poszukiwanie prawdy. To książka dla wytrawnych czytelników, skupiających się na brzmieniu i znaczeniu słów. Nie znajdziemy w niej gorącego romansu, porywającej akcji i niespodzianek fabularnych. To powieść spokojna i delikatna.
Lektura tej książki przypomina buddyjską medytację zen. Jest w niej całkowite skupienie na temacie, oszczędność i ciągłe poszukiwanie prawdy. Już kilka pierwszych akapitów świadczy o tym, że powieść napisała japońska autorka (ukłon w stronę tłumaczki Anny Horikoshi, która doskonale oddała klimat dalekowschodniej refleksji o świecie). Bo Miłość na marginesie ma w sobie tę wewnętrzną energię, która czai się w medytacji, kiedy uważnie przyglądamy się światu, próbując opisać wszystkie najdrobniejsze niuanse. Bohaterka książki Ogawy robi to znakomicie, gdyż wszystkie zmysły ma wyostrzone do granic możliwości. Stało się tak na skutek poważnej choroby słuchu, która na dłuższy czas odizolowała ją od świata dźwięków.
Kobietę poznajmy w trakcie szpitalnej terapii. Bohaterka na kilka godzin opuszcza oddział, by wziąć udział w spotkaniu z redaktorem magazynu medycznego Wrota Zdrowia, który pisze artykuł o chorobach słuchu. W spotkaniu, oprócz niej, uczestniczy kilku byłych pacjentów oraz stenotypista Y, zatrudniony przez redakcję czasopisma. I to on przede wszystkim skupia uwagę bohaterki, zafascynowanej jego postacią i przedziwnym ruchem rąk, zapisującym na kartce papieru każde słowo, padające na spotkaniu. Kilka dni później stenotypista spotyka się z kobietą po raz kolejny, by nanieść poprawki do artykułu. Ich rozmowa, tym razem sam na sam, stopniowo przeradza się w pełną emocji relację. Okazuje się przy tym, że Y pracuje nie tylko dla czasopisma medycznego. Jest również stenografem w domu starego japońskiego rodu hrabiowskiego. Mężczyzna wprowadza kobietę w ich skomplikowane losy – tragiczne i poetyckie jednocześnie, naznaczone śmiercią, przekleństwem, strachem i samotnością.
Podróż po zakamarkach osobistej historii łączy się tu ze wspomnieniami kobiety, która próbuje krok po kroku wyjaśnić zagadkę utraty słuchu. Bo jest w jej chorobie coś dziwnego, niepokojącego i magicznego. Zanim nasza bohaterka traciła słuch, wciąż słyszała głos fletu, charakterystycznego dla japońskiej muzyki klasycznej (wtedy też opuścił ją mąż, który wcześniej przyznał się do zdrady). Splot losów kobiety oraz stenotypisty stworzy niezwykłą, harmonijną całość. I stanie się pierwszym krokiem do miłości.
Słusznie zauważył recenzent The New York Times Book Review, twierdząc, że Ogawa pisze tak klarownym, bezpretensjonalnym stylem, że lektura powieści przypomina przejrzystą wodę. […] Jeśli wypłyniemy w świat Ogawy, będziemy szarpani przez siły, które łatwiej poczuć, niż zobaczyć. Bo rzeczywiście Miłość na marginesie przypomina niezmąconą taflę jeziora, po którym co chwila przemykają drobne, prawie niezauważalne fale. Co nie znaczy, że jezioro jest martwe, skoro pod jego powierzchnią mają miejsce tajemnicze, niezauważalne dla ludzkiego oka procesy. I tak też dzieje się z bohaterami powieści, którzy skrupulatnie chowają swoje uczucia, otwierając się tylko przed tymi, którzy coś dla nich znaczą, którzy w jakiś przedziwny sposób ich oczarowują. Fascynujące jest obserwować tę metamorfozę, grę gestów i mimiki. A wszystko to przedstawia na kartach swojej powieści Yoko Ogawa. I robi to w mistrzowski sposób.
Miłość na marginesie to książka dla wytrawnych czytelników, skupiających się na brzmieniu i znaczeniu słów. Nie znajdziemy w książce gorącego, gwałtownego romansu, porywającej akcji i niespodzianek fabularnych. Ogawa proponuje nam coś innego: powieść spokojną, delikatną, pulsującą gwałtownym, ukrytym rytmem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze