"Odpływający ogród", Ida Fink
TASZQ • dawno temuTo dzięki pisarce i wyłącznie dzięki niej, co dzień od wielu lat, zmartwychwstaje żydowski piekarz zamordowany w beczce, mała dziewczynka rozstrzelana na oczach rodziców przez żołnierza SS, szesnastoletnia kruczowłosa piękność, czekająca nago na strzał, pies powieszony na gałęzi za wierność żydowskiej rodzinie, ci, którzy nigdy nie wrócili. Czytając opowiadania Idy Fink wiem, że nie zapomnę. I jestem za to wdzięczna
Rekonstrukcja tych dni jest trudną pracą przedzierania się przez mgliste obszary pamięci. Mgła to niknie, to gęstnieje. Raz obraz wyraźny, raz luka. Rekonstrukcja tych dni jest trudną pracą układania skrawków i fragmentów w jedną ciągłość i całość. Jest również, jest przede wszystkim, pracą bolesną.
Ida Fink
Ida Fink, choć w Polsce wciąż mało znana, figuruje na liście stu najważniejszych pisarzy żydowskich nowojorskiego National Jewish Book Center. Jest autorką Podróży, powieści opublikowanej w 1990 roku oraz dwóch zbiorów opowiadań, Skrawka czasu (1987) i Śladów (1996), które zebrane zostały w zeszłym roku pod wspólnym tytułem Odpływający ogród. Jej książki, pisane po polsku, były kilkukrotnie nagradzane, m.in. przez Instytut Yad Vashem. Pisarka urodziła się w 1921 roku w Zbarażu. Od 1957 roku mieszka w Izraelu. W 1942 roku uciekła z getta i przez resztę wojny ukrywała się.
Jej Odpływający ogród to poruszający zbiór opowiadań poświęconych pamięci Holocaustu. Tytułowy ogród jest metaforą szczęśliwych czasów dzieciństwa autorki, czasów wolnych od strachu i rozpaczliwej ucieczki przed śmiercią. Ten ogród – tak bliski, bezpieczny i piękny – pewnego dnia przed ponad sześćdziesięcioma laty, drgnął boleśnie i zaczął powoli, lecz nieuchronnie, odpływać „w dal niedosiężną, nie do pokonania”.
Historie ocalonych i tych, którzy nie przeżyli okupacji hitlerowskiej, opowiedziane są tutaj tonem cichym, jakby głosem modlitwy. Język narracji jest prosty i wstrzemięźliwy. Słowa precyzyjne. Ich znaczenie wyłania się zwykle z pustych miejsc, ze zdań niewypowiedzianych, zdań, które zagarnęła śmierć. Docierają do nas niczym stłumiony krzyk z oddali.
Ludzie żywi, j e s z c z e żywi, wypowiadają swe ostatnie słowa. Próbują w ostatnim odruchu buntu, gorączkowym lub już naznaczonym rezygnacją sprzeciwie ocalić siebie i bliskich, czy choćby tylko tych ostatnich. Niektórym nie wystarczy czasu. Większości nie wystarczy. Ci, co przetrwają, latami będą nosić ciężar okropnych dni, osieroceni, obolali, wpatrzeni niewidzącym wzrokiem w horyzont, wypatrujący.
Ida Fink wyławia z ciemności skrawki czasu, odłamki ludzkich losów, ostatnie chwile wolności skazanych na zagładę. Ponure, pełne przerażenia i dławiącego lęku, i tej strasznej, bo daremnej nadziei. To dzięki pisarce i wyłącznie dzięki niej, co dzień od wielu lat, zmartwychwstaje żydowski piekarz zamordowany w beczce, mała dziewczynka rozstrzelana na oczach rodziców przez żołnierza SS, szesnastoletnia kruczowłosa piękność, czekająca nago na strzał, pies powieszony na gałęzi za wierność żydowskiej rodzinie, ci, którzy nigdy nie wrócili.
Czytając opowiadania Idy Fink wiem, że nie zapomnę. I jestem za to wdzięczna.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze