I taki właśnie jest cały Fighter. To oszalały, brawurowy, campowy eksperyment. Kolaż wielu taśm wydobytych wprost z popkulturowego śmietnika. I tym samym przewyborne danie. Głównie dla wtajemniczonych. Bo zwolennicy spójnego, "po bożemu" tworzonego kina raczej nie mają tu czego szukać. Ale dla fanów kina klasy B - w wielkiej obfitości to wszystko, co tygrysy lubią najbardziej. Tylko tyle i aż tyle.
"Fighter: kochaj i walcz", Natasha Arthy
Filmowy zawrót głowy, chwilami drażniący, ale zawsze zaskakujący miks kilkunastu gatunków. To tygiel, w którym całe bogactwo obrazów klasy B miesza się z optyką współczesnego skandynawskiego kina psychologiczno-społecznego. Główną matrycą jest tutaj kung-fu w klasycznym amerykańskim wydaniu. Bohaterowie niczym Romeo i Julia muszą pokonać przeszkodę, jaką są dla nich zwaśnione światy. Dla fanów kina klasy B to, co tygrysy lubią najbardziej.
Rafał Błaszczak