"Wróżby Kumaka", reż. Robert Gliński
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuSympatyczna i zabawna bajka, podejmująca temat wcale niebłahy. Jest jesień 1989 roku. Niemiecki historyk sztuki Aleksander Reschke wraca po latach do rodzinnego, ale już nie swojego Gdańska. Zalewa go fala wspomnień, które nakładają się na obcą i kuriozalną rzeczywistość. Za sprawą przewrotnego splotu przypadków, a może i ingerencji przeznaczenia (występującego pod postacią tytułowego kumaka, czyli żaby), zaczyna romansować z Polką. I wpada na pomysł groteskowego, aczkolwiek lukratywnego przedsięwzięcia. Centrum Pojednania, czyli przedsiębiorstwa pogrzebowego, które umożliwiłoby starym Niemcom pochówek w utraconej ojczyźnie…
Wielce mi się ten film Roberta Glińskiego podobał. Przede wszystkim miło jest, dla odmiany, obejrzeć dzieło nie barbarzyńskie. Dzieło, gdzie nikt nie okłada się po mordzie, nie bełkocze po północnoamerykańsku bez ładu i składu i nie pastiszuje na chama jakichś smutnych kawałków. Poza tym ta historia ma dobrze poprowadzoną akcję. Wróżby Kumaka są ekranizacją powieści Güntera Grassa, laureata Nagrody Nobla. Solidność tej literackiej podbudowy co rusz daje o sobie znać. Mamy dowcipne dialogi. Rozmowy zamiast poszczekiwania. Autentyczna fantazja obywająca się bez prostackich chwytów. Dla mnie bomba.
Co prawda film nie jest szczególnie unikatowy i odkrywczy pod względem reżyserskiej roboty. Jest poprawny, stonowany i nienachalny. Ktoś mógłby rzec, że jest anachroniczny, co dla mnie stanowi zaletę. Nie pędzi bowiem i nie ściemnia zanadto. A do tego ironicznie "puszcza oko". Reżyserowi udało się połączyć ciężki gatunkowo temat – burzliwe stosunki polsko-niemieckie – z rubasznym humorem i baśniową metafizyką. Historia jest tu zresztą wybitnie wspominkowa i silnie zmitologizowana, szczególnie podobało mi się uchwycenie podobieństwa miedzy zabawami polowymi Hitlerjugend i naszych czerwonych pionierów.
Ciekawie wypada porównanie Wróżb… z innym okołohistorycznym filmem, wchodzącymi właśnie na nasze ekrany Bliźniaczkami. Tam historia niemieckich zbrodni jest wyretuszowana, dramatyczna i straszliwie oczywista. Do tego patetyczna jak dzieła Wagnera i "życiowa" niczym tasiemcowe seriale. Zero twórczego przeżuwania, zero wyobraźni. Co innego Wróżby…. Właśnie bajeczna, poetycka przestrzeń, obecność drugiego i trzeciego dna sprawia, że film Glińskiego obejrzałem z dużą przyjemnością.
Do jego zalet zaliczyłbym też aktorstwo Habicha i Jandy. Kiedy ekranowe uczucie łączy ludzi w średnim wieku, to trzeba to dobrze zagrać. Nie pociągnie wątku gładkie lico czy obnażony, opalony magnetyzm. Wątek miłosny nie jest tutaj może szczególnie dramatyczny, ale przynajmniej nie obraca się w brednie czy jakieś nihilistyczne pitu pitu. Słowem, nawet jeżeli nie jest to olśniewające arcydzieło, to i tak warto ten film obejrzeć. Punkt dla reżysera i punkt dla pisarza.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze