"Złe wychowanie", reż. Pedro Almodóvar
WOJCIECH ZEMBATY • dawno temuCiężka sprawa z tym nowym Almodóvarem. Warsztat, pomysły realizacyjne, kolorystyka, prowadzenie akcji, wszystkie te elementy rzucają na kolana. Niestety, czołowy przedstawiciel europejskiego kina autorskiego nie zadowolił się biciem rekordów reżyserskiej formy. Złe wychowanie jest filmem świadomie prowokacyjnym i bije również rekordy złego smaku.
Ciężka sprawa z tym nowym Almodóvarem. Warsztat, pomysły realizacyjne, kolorystyka, prowadzenie akcji, wszystkie te elementy rzucają na kolana. Niestety, czołowy przedstawiciel europejskiego kina autorskiego nie zadowolił się biciem rekordów reżyserskiej formy. Złe wychowanie jest filmem świadomie prowokacyjnym i bije również rekordy złego smaku.
Fabuła jest skomplikowana. Do znanego reżysera Enrique zgłasza się mężczyzna, który podaje się za jego przyjaciela z dzieciństwa. Ignacio jest aktorem i zostawia na biurku Enrique scenariusz filmowy, oparty na ich szkolnych przeżyciach. Obaj uczęszczali do szkoły prowadzonej przez księży, w której dochodziło do przypadków molestowania seksualnego.
Akcja filmu toczy się na kilku równoległych planach, obejmuje komplikujące się relacje pomiędzy dwoma eksprzyjaciółmi, przeradzające się w romans, jak również przedstawioną w scenariuszu historię ze szkoły. Pod względem, że tak powiem, architektonicznym, film jest przedsięwzięciem niesłychanie kunsztownym. Niektóre sceny wbijają w fotel, Almodóvar jest mistrzem pięknych, zwolnionych ujęć, noszących piętno jego indywidualnego stylu. Złe wychowanie jest chwilami obrazem przeraźliwie intensywnym. Rzadko kiedy we współczesnym kinie spotyka się tyle artyzmu.
Czy zatem film jest po prostu arcydziełem, o którym nie warto za dużo gadać, bo każdy powinien go obejrzeć samemu? Niekoniecznie. Po znakomitym Porozmawiaj z nią wydawało się, że Pedro dał sobie stępić pazur prowokatora, że twórca Kiki przestał obsesyjnie bulwersować i wreszcie „dojrzewa”. Cóż, Złe Wychowanie świadczy, owszem, o rozwoju artystycznym reżysera, ale jest pewnym regresem w warstwie treści. Pięknie sfilmowana historia jest w gruncie rzeczy pustawa, opowiada wyłącznie o pożądaniu, usprawiedliwiając każdy jego przejaw. Słowem, brazylijski serial dla zboczeńców.
Nigdy nie rozumiałem zamiłowania tego reżysera do radosnych patologii i pewnego rodzaju kabaretowej sztuczności, facetów w spódnicach i tym podobnych ekscesów. Zupełnie, jakby zwyczajni, tj. heteroseksualni ludzie, byli z założenia nieciekawi. Wyrafinowana publiczność europejska od dawna hołubi piewców dewiacji, przykładem może być sukces pisarza Geaneta, który urokliwie rozpisywał się na temat masturbacji w więziennej celi do fotek znanych zbrodniarzy i tym podobnych numerach.
Co gorsze, reżyser tym razem nie umieścił w filmie żadnych kobiet, nie zrezygnował natomiast z ostrych scen erotycznych. Z góry ostrzegam czytelników, którzy nie widzieli i nie chcą oglądać stosunków analnych w wykonaniu transwestytów i zwykłych gejów, że Almodóvar nie szczędzi widzom namiętnych orgii z udziałem samych panów. Nie każdy lubi to oglądać, ja już wiem, że nie lubię. Film może i jest wielkim dziełem sztuki, ale sympatykom Młodzieży Wszechpolskiej go nie polecam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze