„Ballada o kapciach”, Aleksander Kaczorowski
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuNa tę niewielką książkę składają się trzy rozsypane eseje. Kaczorowski splata epoki, prywatna historia rodzinna stapia się z potokiem dziejów, postacie fikcyjne znaczą równie wiele (lub równie mało) co prawdziwe. Centralnym wydarzeniem, wokół których okręcają się inne, jest Zagłada Żydów, obserwowana z najróżniejszych perspektyw.
Mapa pamięci to niesłychanie ciekawa sprawa. Sąsiadują w niej rzeczy zupełnie do siebie nieprzystające: przodkowie, postacie historyczne, twórcy kultury, książki, a także rzeczy zupełnie błahe, w rodzaju wspomnienia z letniej wycieczki, koleżanki z klasy i tak dalej. Z mapy pamięci ujętej w literackie ramy nic nie wynika, bo też wyniknąć nie może. Po prostu, otrzymujemy zapis określonego umysłu, dochodzi do wyliczenia rzeczy najistotniejszych osnutych często wokół jednego kluczowego wydarzenia. Tak jest w wypadku Ballady o kapciach Aleksandra Kaczorowskiego.
Na tę niewielką książeczkę składają się trzy rozsypane eseje. Rozsypane, gdyż autor ochoczo dopuszcza do głosu innych: członków swojej rodziny, pisarzy różnej klasy i rangi, pamiętnikarzy i tym podobnych. Jest nawet wczesny wiersz Miłosza. Opowieść o egzekucji sowieckiego pisarza Izaaka Babla sąsiaduje z wesołym opisem przekrętu, jaki wykonał Reymont celem pozyskania funduszy umożliwiających spokojną pracę pisarską. A obok jeszcze – historia międzywojennej afery żyrardowskiej, kiedy to doprowadzono do upadku duży zakład produkcyjny tylko po to, aby sprzedawać analogiczny towar z importu. Gdzieś tam, od kuli konspiratora pada folksdojcz, a w bezpośredniej bliskości okrutnego carskiego policjanta wybucha bomba.
I tak dalej, i tak dalej, Kaczorowski splata epoki, prywatna historia rodzinna stapia się z potokiem dziejów, postacie fikcyjne znaczą równie wiele (lub równie mało) co prawdziwe. Centralnym wydarzeniem, wokół których okręcają się inne jest Zagłada Żydów, obserwowana z najróżniejszych perspektyw – przez szparę w pociągu o jasnym przeznaczeniu, w relacjach z epoki i pisarskich dziennikach. Zdumiewa zresztą ilość opinii bezlitosnych, nietrafionych, po prostu głupich, wynikłych zapewne tylko z chęci uniknięcia konfrontacji z przykrą prawdą.
Kaczorowski posiada zdolność do zatrzymania się na szczególe i jest autorem dość ckliwym. Nad biurkiem z książkami Rembeka, nad głową cara Aleksandra, żyrardowskich kombinatorów, dziadka i babki, wreszcie samego Kaczorowskiego, wznosi się potężny cień kominów Treblinki. W ten sposób Ballada o kapciach staje się książką niesłychanie wizyjną, wręcz podsuwającą niepokojące obrazy pod powiekę czytelnika.
Jest też książką, powiedzmy sobie szczerze, w pewien sposób nieudaną, co wynika z samego jej założenia – jeśli nie liczyć Holokaustu, Kaczorowski podsuwa nam elementy, które uważa za istotne z punktu widzenia siebie samego, dokładnie te, które go określają. Mógłby dopisać jeszcze trochę, albo nieco tekst skrócić, całość sprawia wrażenie napisanej ze względu na palącą potrzebę autora, którego nie obchodzi czytelnik.
Tak prawdopodobnie jest. Ale kto powiedział, że książki muszą być tworzone dla czytelników? Byłoby dobrze, gdyby większość była, niemniej można przystać na wyjątki. Elegancja Kaczorowskiego polega na braku nachalności, nie narzuca się ze swoją propozycją literacką i nie jest nadmiernie hałaśliwy. Ballada o kapciach spełnia definicję pozycji niekomercyjnej, napisanej z wewnętrznej potrzeby autora i tych czytelników, którzy cenią sobie możliwość zwiedzania małych, zupełnie osobnych światów. Nie ma ich zbyt wielu, fakt.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze