„Minionki rozrabiają”, Pierre Coffin, Chris Renaud
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuWygenerowane cyfrowo żółte stworzonka nadal są przezabawne, rozczulające, mają przysłowiową tonę wdzięku, ale cały film zwyczajnie nie umywa się do głośnej „jedynki”. Prawdopodobnie wystarczy to, by ucieszyć najmłodszych widzów. Tym razem twórcy o dorosłych zapomnieli. Szkoda: film wyraźnie na tym stracił.
Pierwsze Minionki („Despicable Me”, u nas jako „Jak ukraść księżyc”) zrobiły spore zamieszanie. W nieco już nudnawej rywalizacji Pixara i Dreamworks pojawiło się kolejne studio (Universal’owski Illumination), a sam film miał przewrotną, bezczelną energię dawnych dzieł wspomnianych liderów rynku. Z tym większą przykrością oglądałem drugie Minionki („Despicable Me 2”/ „Minionki rozrabiają”). Owszem, wygenerowane cyfrowo żółte stworzonka nadal są przezabawne, rozczulające, mają przysłowiową tonę wdzięku, ale cały film zwyczajnie nie umywa się do głośnej „jedynki”.
Pamiętny super łotr Gru jest tu przykładnym obywatelem: idealnym ojcem dla swoich adoptowanych pociech, uczynnym sąsiadem, na wskroś uczciwym producentem żelek i galaretek. W nowej skórze odnajduje się znakomicie, ale, że brakuje mu dawnych emocji (a także tzw. głowy do interesów) chętnie przyjmuje propozycję pracy w międzynarodowej agencji tropiącej jego dawnych kolegów po fachu. Pierwszym zadaniem będzie odnalezienie mutogennej substancji, której trop szybko zaprowadzi Gru do jednego z owych kumpli: podstarzałego, łysiejącego i wyraźnie zaokrąglonego El Macho.
Dorośli fani „Jak ukraść księżyc” mogą się poczuć zawiedzeni. Z przekornej aury oryginału nie pozostało tu dosłownie nic: ani przezabawnej (i podanej oczywiście z przymrużeniem oka) fascynacji złem, ani kpiny z tradycyjnego modelu rodziny… wyliczankę owych „ani” można kontynuować, bo króluje tu anachroniczny, Disney’owski duch. Twórcy nowych Minionków idą na łatwiznę: fundują uproszczony, czarno-biały obraz świata, w którym nie ma miejsca na tzw. odcienie szarości. To swoista procesja konserwatywnych wartości (odszczepieńcy i ekscentrycy muszą się przystosować do obowiązujących norm, zdrowe dzieci musi wychowywać dwójka rodziców itd.) i równie konserwatywnych rozwiązań fabularnych. Pozbawiony szatańskiej aury Gru traci dawną charyzmę, nie ma tu też znanej z jedynki ewolucji bohaterów, nie ma więc też zaskoczeń. Jest za to niepotrzebny natłok bohaterów, nadmiar (w większości mało emocjonujących) wątków, przewidywalne i irytująco wręcz dydaktyczne owych wątków rozwiązanie. Oczywiście zrealizowane jest to sprawnie, kolorowo, co chwilę twórcy pozwalają nam cieszyć oczy świetnie animowanymi scenami pościgów, akrobacji itd.
Prawdopodobnie wystarczy to, by ucieszyć najmłodszych widzów. Bo poza realizacją mamy tu oczywiście ponownie przeurocze i przezabawne (chociaż wbrew polskiemu tytułowi wciąż drugoplanowe) Minionki. Obserwowanie ich wygłupów to przyjemność sama w sobie, ale… o obowiązującej od ponad dekady zasadzie „dla widza w każdym wieku” pisaliśmy tu wielokrotnie. Za pierwszym razem twórcy Minionków pamiętali o niej doskonale, tym razem o dorosłych jakby zapomnieli. Szkoda: film wyraźnie na tym stracił.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze