"Miasto Boga", reż. Fernando Meirelles
MICHAŁ GRZYBOWSKI • dawno temuMiasto Boga to dzielnica w Rio de Janeiro. Nazwa jest oczywiście bardzo przewrotna, gdyż miejsce z góry zaplanowano dla okolicznej biedoty, a z czasem okazało się siedliskiem narkotykowych gangów, w których średnia wieku wynosi kilkanaście lat. Po tym piekle prowadzi nas Kapiszon, narrator i główny bohater filmu. Na przestrzeni dwudziestu lat poznamy przynajmniej kilkanaście życiorysów; lokalnych watażków, nic nieznaczących "żołnierzy" i zwykłych, przerażonych ludzi, którym przyszło żyć w tym świecie.
W filmie dominuje klimat wszechobecnej beznadziei. Miasto Boga to państwo w państwie, policja nie wchodzi tam nigdy, jedyne rządy sprawują bezmyślne dzieciaki i ich karabinowe salwy, którymi częstują się wzajemnie. Jak brutalne potrafią być pozbawione opieki dzieci, wiadomo nie od dziś, a Meirelles niczego nie ukrywa, więc i jego miejscami naturalistyczny obraz jest wstrząsający. Jednak taka refleksja nachodzi widza już po filmie, gdyż sam reżyser nikogo nie ocenia i nie szokuje dla samego efektu — prawdopodobnie nawet nie miał takich intencji. W końcu historię swojego dzieciństwa opowiada chłopak, który mieszkał tam od zawsze i do wszystkiego, co w tym przypadku jest oczywiste, podchodzi z dystansem, chociaż chce się stamtąd wyrwać i zostać fotoreporterem. Swoją pierwszą robotę wykonuje niejako dla nas.
Rzadko się zdarza, żeby dany film łączył wyszukaną formę z głęboką treścią, a tak jest właśnie w "Mieście Boga". Inspiracje Fernando Meirellesa widać jak na dłoni; Martin Scorsese, Guy Ritchie, Quentin Tarantino, od których wziął sporo i nie tylko pomnożył przez dziesięć, ale dorzucił też garść własnych rozwiązań, przez co film opowiedziany jest skrajnie nowocześnie: szybki montaż, wszechobecna kamera i wyszukana — obficie korzystająca z retrospekcji — narracja, gdzie na niektóre karty musimy czekać, aż w pewnym nieoczekiwanym momencie same wskoczą do talii i załatają luki. Piękne (chociaż sam reżyser pewnie nie byłby zachwycony tym określeniem), jakby prześwietlone zdjęcia Cesara Charlone, które nadają opowieści niemal dokumentalny ton, doczekały się m.in. Złotej Żaby na Camerimage 2003. Dokumentalne wrażenie robi także świetne aktorstwo, zatrudniono głównie amatorów, niektórzy grają niemal samych siebie. Muzyka pełni ważną rolę w filmie, gdyż w pewien sposób uświadamia upływ czas, a ścieżka dźwiękowa to pozycja obowiązkowa. Wśród tradycyjnej muzyki południowej znajdą się tłusty funk i zupełnie już współczesne Dj'skie mixy.
"Miasto Boga" wchodzi na nasze ekrany prawie trzy lata po premierze, szkoda, iż tak późno, dobrze, że w ogóle. Zastanawiam się, kiedy w Polsce powstanie tak rewelacyjnie zrealizowany i dobry film — jedynym pocieszeniem jest fakt, że na razie nie grożą Polakom takie tematy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze