"Trzech kumpli", Ewa Stankiewicz, Anna Fernes
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuFormą przypomina białą księgę. Składa się z wypowiedzi osób mniej lub bardziej zaangażowanych w tzw. sprawę Pyjasa. Brak tu komentarzy, a ingerencja redaktorska wydaje się ograniczać do wyboru materiałów oraz ułożenia ich w znaczącym porządku – wypowiedzi złożono bowiem w celu wywołania konkretnego wrażenia. W konsekwencji otrzymujemy wstrząsający zapis ludzkich tragedii: brutalnego mordu, donosicielstwa i rozpadu przyjaźni. Dodatkiem jest film, który znajdziemy między okładkami.
Trudno odnieść się do Trzech kumpli choćby z tego powodu, że książka nie jest zjawiskiem samodzielnym, lecz dodatkiem do filmu pod tym samym tytułem – albo dodatkiem jest film właśnie, który znajdziemy między okładkami. Formą przypomina białą księgę. Składa się z wypowiedzi osób mniej lub bardziej zaangażowanych w tzw. sprawę Pyjasa. Mówią Wildstein, Kozłowski, Terlecki, rodzina i przyjaciele zamordowanego, a także Lesław Maleszka i funkcjonariusze bezpieki. Brak tu komentarzy, a ingerencja redaktorska wydaje się ograniczać do wyboru materiałów oraz ułożenia ich w znaczącym porządku – wypowiedzi złożono bowiem w celu wywołania konkretnego wrażenia. W konsekwencji otrzymujemy wstrząsający zapis ludzkich tragedii: brutalnego mordu, donosicielstwa i rozpadu przyjaźni.
Obraz, wyłaniający się z książki jest jednoznaczny. Pod koniec lat siedemdziesiątych grupa studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego zaangażowała się w działalność opozycyjną, będąc pod wrażeniem wydarzeń roku 1968 oraz siły środowiska warszawskiego, skupionego wokół Kuronia i Michnika. Służby dokonały udanej infiltracji, werbując Lesława Maleszkę, który donosząc z nadspodziewaną gorliwością przyczynił się do zamordowania niewinnego człowieka, czego nie dostrzega do dzisiaj. Następnie, Maleszka przez ponad dwie dekady łaził w butach wielkiego opozycjonisty, jawiąc się do tego jako przeciwnik lustracji. Gwoździem do trumny tego pana okazali się właśnie Trzej kumple – na krótko przed premierą doszło do ujawnienia zasięgu jego współpracy i Maleszka stracił nawet swą cichociemną posadę adiustatora w Gazecie Wyborczej.
Pisanie o tej książce jest właściwie komentowaniem sytuacji sprzed lat trzydziestu, która dokonała się w warunkach zupełnie mi obcych. Kiedy mordowano Pyjasa szykowałem się do wyjścia na świat, nie przeczuwając nawet istnienia Lesława Maleszki, kazamatów Służb Bezpieczeństwa, a kiedy dowiedziałem się o nich, zrozumiałem czym były, rzeczywistość była inna i tylko Maleszka dalej publikował. Siedzę teraz w ciepłym mieszkaniu, lodówka jest pełna, podobnie jak sklepy wokoło, być może telefon nie jest na podsłuchu, nikt za to mnie nie śledzi i nie wsadzi na dołek, nawet jeśli napiszę tutaj, że nie podoba mi się premier z prezydentem. Mogę założyć sobie partię, krytykować władzę, a zamknięty, nawet niesłusznie, nie będę szantażowany wyrzuceniem z uczelni ani krzywdą moich bliskich. To pytanie o prawo oceny – czy żyjąc sobie w ciepełku mam prawo oceniać tych co marzną, czy wolno dokonywać oceny wyboru, przed którym, póki co nie mam szans stanąć?
Ano w tym wypadku wolno. Oczywiście, nie mam pojęcia jakbym się zachował, zastraszany wyrzuceniem z uniwerku, pozbawieniem środków do życia, aresztowany do tego kilkanaście razy z rzędu, może do tego straszliwie obity. Mogę obiecywać sobie, że bym się nie złamał, może nawet bestii w pysk plunął, ale do końca przecież nie wiem. Wiem za to, że każdy ma prawo do słabości, do załamania — w konsekwencji czego coś tam podpisze i nawet zakabluje. Czym innym jest jednak ta chwila moralnego upadku, czym innym jednak w niej uporczywe trwanie, czerpanie wieloletnich korzyści materialnych, a czymś jeszcze odmiennym, znajdowanie przyjemności w donosicielstwie, wychodzenie z własną inicjatywą i kreowanie zjawisk, które skończyły się trupem. Na to nie ma już usprawiedliwienia, nie zachodzą okoliczności łagodzące, a próby kreowania się na autorytet moralny w latach dziewięćdziesiątych zakrawają na groteskę. Są tacy, którzy się nie złamali, Wildstein – cokolwiek by nie sądzić o jego dzisiejszej działalności – się nie dał, nie dał się Pyjas i umarł.
A jeśli coś jest naprawdę straszne, to nawet nie tajemnicza właściwość moralna, która pozwala donosić na kumpli i jeszcze się tym cieszyć, ale brak wrażliwości w zakresie postrzegania konsekwencji własnych czynów. Maleszka pyta sam siebie: — Czy istnieje związek pomiędzy [Maleszki] donosami a jego [Pyjasa] śmiercią? Bardzo daleki, myślę, ale biorę to pod uwagę. Konsekwencje mojego działania, pomijając sprawę Pyjasa, która wciąż pozostaje niejasna, nie były na tyle tragiczne, żeby nie można było z tym żyć.
Są tacy, co by nie mogli.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze