Fenomen pornoliteratury
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPopularność powieści E. L. James to fenomen na skalę świata. Seks jest dziś obecny w prawie każdej sferze naszego życia. Chociaż od dawna sztuka wykorzystywała erotyzm i pornografię, dziś działalność artystyczna staje się tylko wtedy znana i opłacalna, kiedy jest kontrowersyjna, czyli erotyczna do bólu. Myślę przede wszystkim o sztuce popularnej, wykorzystującej zmysłowość w mniej lub bardziej ostentacyjny, namacalny sposób. Takie zjawisko dotyczy również literatury. Półki w księgarniach dosłownie uginają się pod ciężarem tytułów nawiązujących do seksu, zdrady, pożądania i namiętności.
Kiedyś tego typu powieści, adresowane do mniej wymagających kobiet, stały na oddzielnych półkach. Teraz znajdziemy je obok klasycznych arcydzieł literackich. Bo teraz seks (sado-maso), cieszy się wzięciem u czytelniczek. Stało się tak m.in. za sprawą powieści Pięćdziesiąt twarzy Greya, Ciemniejsza strona Greya i Nowe oblicze Greya. Skąd fenomen popularności książek E. L. James? Na pewno przyczynił się do tego skuteczny marketing. Przecież James mogła opublikować jedną dobrze napisaną powieść, ale wydawca (prawdopodobnie) doradził jej rozbicie pomysłów na kilka tomów, bo to gwarantuje większy zysk. I tak mamy do czynienia z książkami, które – według mnie – snują się fabularnie, zmierzając do bliżej nieokreślonego celu. Oczywiście sceny seksu wydają się być najważniejsze, ale nic poza tym! Cóż, takie książki istnieją od dawna, lecz dziś mogą stać się najważniejszymi publikacjami lansowanymi przez wydawnictwa.
Oto kilka tytułów, które zauważyłem wchodząc do jednej z dużych sieciowych księgarń: Pożądanie. Antologia opowiadań miłosnych, zmysłowych, erotycznych i dziwnych, Płomień Crossa Sylvii Day, Pod kontrolą Charlotte Stein, Tajemnice Emmy: początki Natashy Walker, Przebudzeni Nikki Gemmell, Przystań Posłuszeństwa Mariny Anderson, Fantazje w trójkącie Opal Carew. To tylko wybrane tytuły, a jest ich znacznie więcej. Znajdziemy więc we współczesnych powieściach erotycznych opisy seksu spokojnego, ciepłego i delikatnego. Ale dominującymi elementami są coraz częściej „dynamiczne” sceny łóżkowe, z wiązaniem, krępowaniem, przyciskaniem i przyduszaniem. A wszystko przesycone zapachem lateksu. Nic więc dziwnego, że krytycy próbują opisać to zjawisko, wymyślając nowe sformułowania. Mamy więc pornoromans, literaturę erotyczną, pornoliteraturę itp. I opinie, że Dotyk Crossa to coś więcej niż porno dla mamusiek. Tylko co? Przyznam szczerze, że jako facet namiętnie czytający nie mogę przekonać się do opinii, że mamy do czynienia z uniwersalną propozycją, która rewolucjonizuje literaturę. Według mnie wyznacznik „literackości” może być tylko jeden: jeśli książka napisana jest do czytelnika w ogóle, a nie tylko do kobiety lub mężczyzny. Hemingway pisał genialne powieści i chociaż przedstawiał w nich świat silnych, brutalnych mężczyzn, kobiety również sięgają do jego książek, szukając w nich uniwersalnych refleksji o naturze człowieka. Ja natomiast książek o Gideonie Crossie nie mogę strawić, a kobiety czytają je z przyjemnością (chociaż moja koleżanka, która zabrała się za książkę, czytając ją w pociągu, była wyraźnie zawiedziona i zdegustowana).
Wyobraźmy sobie sytuację, że ukazuje się na rynku powieść o superbokserze Rocky’m Balboa. Może i znajdą się panowie, dla których będzie to literackie odkrycie, lecz panie na pewno skrzywią się z niesmakiem czytając relację z walki bokserskiej, rozciętych łukach brwiowych i połkniętej krwi. Czy opowieść o Rocky'm to literatura, którą chcielibyśmy omawiać na zajęciach z języka polskiego? Nie! Jeśli będzie to tylko klasyczne „mordobicie”, nie powinniśmy nazwać tego arcydziełem i promować w księgarniach obok Marqueza, Rilkego i Różewicza. W recenzji książki Trzy oblicza pożądania Megan Hart (opublikowanej w Kafeterii) napisałem, że wielbiciele ambitnych propozycji literackich poczują się zawiedzeni, lecz to nie do nich skierowana jest powieść Megan Hart. Amerykańska pisarka zaproponowała nam bowiem książkę, która z założenia ma działać na emocje, a nie intelekt. I wszystko w porządku: mamy tu do czynienia z ciekawą propozycją dla kobiet, wykorzystującą charakterystyczne dla płci pięknej schematy myślenia o związkach, seksie i miłości. I z takim założeniem warto sięgnąć po książkę, dostrzegając w niej niewątpliwe zalety i ciekawostki. Dlatego właśnie czytam i piszę o literaturze („kobiecej” i „męskiej”), patrząc na nią z pewnymi wymaganiami, mówiąc, co jest uniwersalne, a co adresowane do konkretnej płci.
Nie dajmy się zwieść tendencji, by powieść erotyczną lub pornoliteraturę zestawiać z najlepszymi powieściami XX wieku. Autorzy, wydawcy i księgarze muszą wychowywać sobie dobrych czytelników, bo w przyszłości będą zmuszeni, schlebiając naszym gustom, w klasycznej „powieści” umieszczać pornograficzne zdjęcia, gdyż nikt już nie będzie chciał przeczytać książki bez ilustracji, na której ktoś zaprezentuje goły biust lub pośladki.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze