Nancy Spungen. Poświęciła życie, by wkurzać innych
KAROLINA KARBOWNIK • dawno temuNancy walczyła o swoje życie odkąd się urodziła. Była niezrozumianą królową punka. Niszczona chorobą psychiczną dziewczyna uwielbiała rock’n’rolla, kochała swojego mężczyznę i była wierna wybranemu stylowi życia, który doprowadził ją do śmierci.
Obraz jest ziarnisty, czarno-biały, słabej jakości. „Uważam, że Sid jest gorącym facetem” – słychać głos jakiejś dziewczyny, która dodzwoniła się do programu „Efrom Allen's Underground TV Show”. „Lepiej trzymaj swoje pieprzone ręce z dala od niego, kochana, bo cię zabiję” – odpowiada Nancy Spungen, dziewczyna Sida Viciousa, która nie opuściła ukochanego nawet na wizji. To jedno z archiwalnych nagrań, które zachowały się z czasów, kiedy po Manhattanie, na południe od 14 ulicy, chodziło wielu punków uważających, że można żyć bez kasy, pracy, systemu. Ci, którzy mieszkali na północ od granicznego miejsca, nie mogli zrozumieć mentalności i punktu widzenia tychże wyrzutków. Archiwalne nagrania programu „EAUTV” można dziś zobaczyć na YouTube.
Przy długim stole siedzą od prawej: Cynthia Ross z zespołu B Grils, Stiv Bators z Dead Boys, Sid Vicious i jego dziewczyna, Nancy Spungen. Mają odpowiadać na pytania zadawane przez widzów programu. Punk staje się coraz ważniejszym nurtem w muzyce. Słynny klub CBGB pęka w szwach, gdy na scenie pojawiają się tacy artyści jak Patti Smith, Television, The Ramones, Talking Heads czy Blondie. Każdy z nich jest jeszcze przed swoim wielkim dniem. Wprawdzie wszyscy mają w rękach kontrakty płytowe, ale hity dopiero powstaną. Może z wyjątkiem The Ramones, zespołu, który już zdążył namieszać w muzyce.
Ludzie są ciekawi, co (tak zwani) artyści mają do powiedzenia. Jak to możliwe, że to oni kreują scenę, którą rozumieją i wyznają jedynie mieszkańcy konkretnych miejscówek w Nowym Jorku. Nancy właściwie nie powinno tam być. Nawet nie zostaje przedstawiona przez prowadzących program. Przecież ani nie jest członkinią żadnego zespołu, ani rzeczniczką swojego chłopaka. Ma dwadzieścia lat. Za dwa tygodnie zostanie zamordowana. Tym razem jedynie obrywa po nosie, gdy Sid niechlujnie ściąga skórzaną kurtkę. Łokciem uderza dziewczynę. Wkrótce okazuje się, że z czwórki siedzącej za stołem, to Nancy ma najwięcej do powiedzenia. Staje w obronie punk rocka. Cynthia i Stic żują gumę. Swoim zachowaniem przypominają raczej mało zainteresowanych uczniów jakiejś szkoły. Sid i Nancy odpalają papierosa za papierosem. Dziewczyna zabiera głos. „W Anglii cały biznes opiera się na punku” – tłumaczy rozmówcy, który krytykuje punka jako nurt już zanikający. – „Powinieneś zobaczyć podsumowania, które gazety robią na koniec roku. Pistolsi zmietli wszystkich. Zostali uznani za najlepszą nową grupę, najlepszy album, najlepszy zespół na żywo, najlepszego gitarzystę, najlepszego perkusistę i tak dalej, i tak dalej”. Nancy gniewa się, gdy ktoś zarzuca muzyce Sida, że jest wtórna: „On jest tak oryginalny, jak tylko może. Nie jest wtórny. Jeśli nie wierzysz mi, zapytaj muzyków z Anglii. Wierzą w to samo, co ja”.
Gdy dochodzi do potyczki z dziewczyną, która uznała Sida za gorącego faceta, Nancy nie przebiera w słowach. Jej rozmówczyni także. W końcu włącza się sam zainteresowany, który wyzywa fankę od „pieprzonych krów”. „Krowa” – powtarza z uśmiechem Nancy. Lubi walczyć. I zawsze osiąga to, co chce. Właśnie dlatego wielu jej nienawidzi. Tym bardziej będzie triumfować, gdy w sierpniu 1978 roku pojawi się w Nowym Jorku z Sidem u boku.
Sex Pistols rozpadli się pod koniec amerykańskiej trasy koncertowej (zimą 1978 roku). Po powrocie do Londynu, Sid spróbował kariery solowej. Nancy nazywała siebie jego menedżerem. Latem para przyjechała na Manhattan i wprowadziła się do pokoju numer 100 w hotelu Chelsea. Znajomi Nancy mówili, że dziewczyna wyglądała, jakby zwyciężyła. „Udowodniła wszystkim, że wzięła to, co chciała. To oburzyło wielu ludzi. Nie mogli uwierzyć, że osiągnęła sukces” – wspominała Eileen Polk, fotograf, która wielokrotnie bawiła się z Nancy w klubach i na imprezach.
Na śmietniku
To były zupełnie inne czasy. Nikt jeszcze nie znał Madonny, której zachowanie będzie szokować. Tym bardziej ciężko o zrozumienie dla Nancy. Cały punk był ruchem ekstremalnym, ale jej ekstrema była jeszcze większa. Zbyt duża, by mogła zapewnić Nancy akceptację. Dziewczyna była wyrzutkiem spośród wyrzutków. „Inne dziewczyny unikały jej i były złośliwe w stosunku do niej” – wspominała Polk. – „A to sprawiało, że zachowywała się jeszcze gorzej. Stała się mściwa. Tak właśnie reagowała na próby zdołowania jej". Prawda jest taka, że większość tych ludzi była popaprana. Taka muzyka. Taka kultura. Joey Ramone też przecież groził swojej matce nożem. Oni wszyscy mieli nierówno pod sufitem. Może jednak Nancy trochę bardziej. Jej nowojorscy przyjaciele uważali, że na zachowanie dziewczyny wpływ miały liczne, poważne nieporozumienia z rodziną. Ale czy punk mógłby się narodzić bez udziału represyjnych rodziców, potępiających zachowanie swoich dzieci? Raczej nie. Nie byłoby takiego gatunku muzyki. Nie byłoby wielu ciekawych momentów w historii kultury młodzieżowej. No, a punka już na pewno. „Jak większość dzieciaków w wieku siedemnastu lat i ona deklarowała, że nienawidzi swojej rodziny” – przyznała w jednym z wywiadów Eileen Polk. – „Mówiła, że jej rodzice uważają za durne wszystko to, co uwielbiała i co uważała za najważniejsze na świecie. Myślę, że była wychowywana krótko, w domu typowym dla klasy średniej. Dusiła się w nim”.
Jeżeli wierzyć przekonaniu matki Nancy, Deborah Spungen, dziewczyna poświęciła swoje życie, by wkurzać innych. Urodziła się w 1958 roku na przedmieściach Filadelfii. Od samego początku była dzieckiem trudnym. Ciężko było ją zaspokoić, miała ataki złego humoru i wściekłości. Była niestała emocjonalnie, żądna wrażeń, znęcała się nad swoim rodzeństwem. „Kiedy czegoś chciała, nie ważne czy było to małe czy duże, tak wrzeszczała i popychała nas, aż ktoś się ugiął” – wspomina pani Spungen. – „Dawaliśmy jej wszystko. Dlaczego? Ponieważ nie było szans na spokój w domu do momentu, aż to coś dostała”. Jako kilkulatka zaatakowała matkę młotkiem. Rodzina zaczęła pielgrzymkę po lekarzach, psychologach i klinikach. W wieku 11 lat u Nancy zdiagnozowano schizofrenię. Deborah twierdzi, że lekarz nie przybliżył rodzinie szczegółów tej choroby. Kwalifikowała się do szpitala psychiatrycznego, ale wysłano ją do szkoły dla dzieci z problemami.
Do Nowego Jorku Nancy dotarła w wieku siedemnastu lat. Brała już narkotyki i sypiała z muzykami. „Wydawało się, że z każdym tygodniem staje się bardziej dzika, posuwa się coraz dalej uciekając spod naszej kontroli oraz poczucia tego, co jest dobre, a co złe” – Deborah Spungen pisała w swojej książce „And I Don't Want to Live This Life”. – „Nasze zasady moralne nic dla niej nie znaczyły. Po prostu przekraczała linię, po czym rysowała nową granicę, którą znowu przekraczała. Buntowała się wobec nas. To było odrażające i złe, a my sami nie mogliśmy znieść widoku naszego dziecka, tak marnującego swoje życie. Ona po prostu wyrzucała je na śmietnik. Ale nie było mocy, która mogła ją powstrzymać”.
Deborah napisała dużo złego na temat swojej córki. Nie ukrywała, że dziewczyna miała pokręconą psychikę. Ale w swoich wspomnieniach, pani Spungen skupia się jedynie na kilku incydentach, a tak naprawdę nikt nie wie, co działo się między nimi. W jakiś sposób Nancy została zredukowana do kilku negatywnych wypowiedzi i mitycznego wbicia obcasa w rękę dziewięcioletniego syna Vivienne Westwood. Ale na ulicach Nowego Jorku mieszkali też tacy, którzy uważali, że Nancy da się lubić.
Punkowa jajecznica
„Była bardzo inteligentna i miała tego świadomość” – mówił o Nancy Victor Colicchio, scenarzysta i członek zespołu Dead Squirrels. Też pomieszkiwał w hotelu Chelsea. – „Potrafiła przejrzeć człowieka. Wiedziała, kto jest szczery, a kto fałszywy. Chociaż eksponowała się jako dzika i szalona, nie zawsze taka była. Widziałem, jak ludzie ją odpychają. Nie chcieli z nią rozmawiać. Pragnęli tylko Sida. Myślę, że w tym miało korzenie jej złośliwe zachowanie. W jednym klubie widziałem, jak do Sida podchodzi jakaś dziewczyna i proponuje mu swój numer telefonu. Nancy powiedziała, żeby chłopak zrzucił tę dziewczynę ze schodów. I on ją pchnął. Nawet się nie zastanowił. Był rycerzem w zardzewiałej zbroi”.
Nancy znało całe punkrockowe podziemie w Nowym Jorku. Ale nie była to jakaś wielka scena. Stali bywalcy klubów i pałętający się po ulicach Manhattanu wyznawcy subkultury liczyli może z dwieście osób. W końcu bycie punkowcem nie należało do dumy. Ale nikt z tej społeczności się nad tym nie zastanawiał, a ci z zewnątrz wcale nie mieli aspiracji, by dołączyć do ulicznego kręgu wyznawców Sex Pistols. Nancy zapuściła korzenie w Nowym Jorku w 1975 roku. Kochała muzykę i doskonale czuła o co chodzi w rock’n’rollu. Potrafiła odnaleźć równowagę pomiędzy muzyką, stylem i pasją. Chciała sypiać z muzykami. Przemieszczała się na szlaku swoich ulubionych zespołów: New York Dolls i The Heartbreakers. Wiedziała wszystko na ich temat. To były czasy, kiedy groupies były traktowane jak gwiazdy rocka. Ale ona nie trzymała z tymi szczupłymi dziewczynami w modnych ciuchach. Groupies miały nienaganne figury i czarowały swoje „ofiary”. Nancy nie próbowała być urocza. Nie wciskała ludziom kitu, że jest modelką, albo tancerką. Miała lekką nadwagę. Aby być tak blisko muzyki, jak to tylko możliwe, zaopatrywała artystów w narkotyki. Otwarcie mówiła: „jestem prostytutką i mam to gdzieś”. Nie bała się szczerości. Być może dlatego tak bardzo pokochała punka. Najpierw poruszała się po innych gatunkach, ale gdy poznała Sex Pistols poczuła, że jest to miejsce, do którego należy. W końcu miała totalnie punkowy stosunek do życia. Była punkiem, zanim powstał taki nurt.
Lubili Nancy też ci, którzy regularnie wpadali do niej wziąć prysznic. Ona chętnie przyjmowała gości w swoim mieszkaniu na skrzyżowaniu Ósmej Alei z 23 ulicą. Prawdopodobnie za mieszkanie płacili wówczas jej rodzice. Nowojorskie freaki i wyrzutki społeczne, którzy zapełniali podziemie muzyczne metropolii, pomieszkiwały w „Punk dump”. Była to miejscówka, którą nazywano także „biurem”. Dokładniej chodziło o śmietnik przy sklepie w Lower East Side, na rogu Dziesiątej Alei i 3 ulicy. Było to tuż przy wjeździe do tunelu Lincolna, gdzie codziennie ustawiała się kolejka transwestytów, czekających na klientów z New Jersey. W biurze nie było prysznica, więc na toaletę chodzono do Nancy. Dziewczyna smażyła swoim gościom jajecznicę. Można było u niej zostać i pogadać. Potrafiła być miła.
Sid i Nancy
Sid kochał Nancy do obłędu. Ze wzajemnością. Poznali się w Londynie, dokąd Nancy wybrała się za zespołem The Heartbreakers. Aktywna w muzycznym światku modelka Bebe Buell wspomniała w jednym z wywiadów, że członek tej grupy, Jerry Nolan, ostrzegał ją: „Jeśli ta dziewczyna, Nancy Spungen, będzie próbowała mnie znaleźć, nie mów jej, gdzie się zatrzymałem”. Jednak Nancy nie musiała szukać Nolana. W Anglii znalazła swojego Romeo.
„Pamiętam rozmowę Sida z Nancy ” – wspominał wyjazd na amerykańską trasę koncertową Sex Pistols fotograf, Bob Gruen. – „Naprawdę sprawiał wrażenie, że bardzo o nią dbał. Nie miał w stosunku do niej złości, ani nienawiści. Bardzo kochał Nancy. Wydawało się, że są ze sobą połączeni. Doskonale się komunikowali”.
Miłość dwojga rozkwitała i dojrzewała w oparach heroiny, od której byli uzależnieni. Na YouTube jest, słynne już, wideo z wywiadem z Sidem i Nancy. Chłopak przysypia, a dziewczyna próbuje go otrzeźwić. „Obudź się, głupku! Jesteśmy w telewizji!”. Z jednej strony jest to słodkie i urocze, z drugiej niezwykle przerażające. W pewnym momencie od Sida i Nancy zaczęli się odwracać najbardziej hardcore’owi użytkownicy narkotyków. Każdy wiedział, że zadając się z tą parą, można narazić się na niebezpieczeństwo.
Matka Nancy wiedziała, że kiedyś otrzyma telefon z informacją o śmierci córki. Spodziewała się jednak, że usłyszy słowa „samobójstwo” lub „przedawkowanie”. Zdarzało jej się wyobrażać sytuację, w której idzie do szpitala, gdzie leży Nancy po zażyciu narkotyków i że żegna się z córką. Nie była jednak przygotowana na słowo „morderstwo. Był 12 października 1978 roku, kiedy głos w słuchawce oznajmił jej: „z przykrością muszę powiedzieć, że pani córka nie żyje”. Pod domem Deborah Spungen zebrał się wielki tłum dziennikarzy, gotowych napisać wszystko, jeśli matka zamordowanej dziewczyny nie zacznie z nimi rozmawiać. Nie zaczęła.
Nancy zmarła w kałuży krwi w pokoju numer 100 w hotelu Chelsea w Nowym Jorku. Podejrzewano, że zadźgał ją Sid Vicious, którego zatrzymano jeszcze tego samego dnia. Podobno przyznał się do czynu jednemu z policjantów. Nie było żadnego innego podejrzanego. Znajomi pary jednak nie wierzyli w tę wersję. Szczegóły śmierci Nancy oraz to, co działo się w przeddzień wydarzenia, urosły do miana legendy. O 2.30 nad ranem Nancy błagała sąsiada, aktora Rocketsa Redglare’a, aby ten odstąpił jej trochę hydromorfonu, silnego środka odurzającego. Inni mieszkańcy hotelu mieli przed 7.30 rano słyszeć jęki kobiety. Jednak dopiero o godzinie 10 zadzwonił do recepcji Sid, by wezwać pomoc. Eileen Polk twierdzi, że całkiem możliwe jest, że Sid po obudzeniu się, gdy zaczął odzyskiwać świadomość i zobaczył, że Nancy nie żyje, wywnioskował, że to jego wina. Inni znajomi pary podejrzewali, że mogły się pojawić problemy z dealerem narkotyków, albo to była napaść. Basista, Howie Pyro, który widział się z Sidem poprzedniej nocy, podejrzewał, że Nancy próbowała zwrócić na siebie uwagę. Pchnęła się nożem w nadziei, że Sid się obudzi i ją uratuje. Ale on był już na kompletnym odlocie. W końcu są i tacy, którzy uważali, że Nancy sama zachęciła ukochanego, by ten ją zranił lub zabił. Mężczyzna sam by tego nie zrobił, ponoć był pod pantoflem i zawsze wykonywał polecenia ukochanej.
Śmierć Nancy na zawsze pozostanie tematem odurzającym, mieszającym ze sobą różne tajemnice, które nigdy nie zostaną odkryte. Pewne jest jednak to, że śmierć Sida, która wydarzyła się cztery miesiące później w wyniku przedawkowania narkotyków, uśmierciła scenę punkową. Kochankowie zabili swoje królestwo. „To był czas pełen nadziei” – wspomina Colicchio. – „Muzyka zaczynała chwytać, zespoły takie jak Talking Heads osiągały sukces. Wielu z nas myślało, że może nie będziemy musieli mieć normalnej pracy. Wielu z nas wierzyło, że wszystko zależy od Sida. To on niósł dla nas pochodnię. Kiedy zmarł, wszyscy czuliśmy, że to koniec. Kilka zespołów nawet nie chciało grać koncertów. To, co wcześniej było odrzucone, teraz stało się prześladowane. Czuliśmy się, że to koniec wojny, którą przegraliśmy”.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze