Życie bez komórki? Katastrofa!
CEGŁA • dawno temuJa i moja przyjaciółka przeżyłyśmy lekki horror w Berlinie, po czym pokłóciłyśmy się. Nie gadamy ze sobą już ponad tydzień. Chyba każda z nas uważa, że ma rację, ale Iwona oznajmiła mi w ostatniej rozmowie, że przeszła przeze mnie „szok psychiczny” i musi wyzdrowieć.
Droga Cegło!
Ja i moja przyjaciółka przeżyłyśmy lekki horror w Berlinie, po czym pokłóciłyśmy się. Nie gadamy ze sobą już ponad tydzień. Chyba każda z nas uważa, że ma rację, ale Iwona oznajmiła mi w ostatniej rozmowie, że przeszła przeze mnie „szok psychiczny” i musi wyzdrowieć.
Zaczęło się od tego, że w Warszawie poznałyśmy dwóch chłopaków, Polaka i Niemca, którzy studiują na uniwerku w Berlinie. Iwona „zakochała się” się od razu w Aleksie, mnie przypadł Sławek, i fajnie, bo był mniej szalony od kolegi, a ja też jestem raczej spokojną osobą (pomijając fakt, że ostatnio wyszłam na nieodpowiedzialną wariatkę).
Spędziliśmy ciekawy weekend we czworo, pojechaliśmy na wycieczkę do Krakowa. Jakimś dysonansem było dla mnie to, że Alex non stop gadał o „stuffie” – gdzie znajdzie dobry, zaprowadźmy go i tak dalej. Ten człowiek ma chyba w mózgu jednego wielkiego skręta. Iwona też lubi czasem zapalić, ale nie ma na tym punkcie fioła, mnie raz wystarczył, nie moja bajka. Generalnie, był to rajdzik po klubach, trochę tańca, trochę drinków. Iwona i Alex uskutecznili jakieś drobne akcje, ja i Sławek nie wyszliśmy poza trzymanie się za ręce na spacerze.
Chłopcy zaprosili nas w rewanżu na dyskotekę do Berlina (Alex obiecywał, że wreszcie spróbujemy prawdziwego „stuffu”, bo z tego w Polsce nie był zadowolony:)). Pojechałyśmy Iwony samochodem. Nocleg miał być w akademiku. Impreza okazała się gigantyczna, w jakimś pofabrycznym, 3-poziomowym obiekcie bawiło się chyba z 1000 osób, były 3 parkiety i 6 barów. Zaznaczam od razu, że nie czułam się tam rewelacyjnie, było mi duszno, drażniło mnie oświetlenie. Może też moja wina, że cały dzień nic nie jadłam i napiłam się piwa. Poczułam zmęczenie i przygnębienie, chociaż Iwona i chłopaki robili wszystko, żeby mnie rozruszać. Sławek nawet zdobył dla mnie jakiegoś tosta z krewetkami i majonezem, po kanapce zrobiło mi się minimalnie lepiej.
Około 23.00 przyszedł moment, że ich trójka poszła tańczyć, a ja zostałam przy największym barze i obiecałam grzecznie na nich czekać. Zdaje się, że wpadłam w oko barmanowi, bez przerwy znosił mi orzeszki, podsuwał drinki, a kiedy powiedziałam stop – zaczął poić mnie wodą z cytryną. Pokrzyczeliśmy trochę po angielsku w ramach rozmowy, czas mi się nie dłużył. Spojrzałam na zegarek – było po 1.00! Wyjęłam komórkę, była martwa. Wpadłam w panikę. Nie wzięłam z Warszawy ładowarki. Barman chciał mi dać swój telefon, ale oczywiście nie znam na pamięć żadnych numerów z książki, Iwony numer pamiętałam przez 4 lata, niestety ostatnio go zmieniła. Wysłałam jej więc maila, bo adres znam, podobnie do Sławka. Czekałam do 2.00. Obeszłam wszystkie piętra, nie spotkałam ich, był dziki tłum. Barman chciał mi pomóc, ale musiał pracować do rana, jeszcze przez kilka godzin. Kompletnie załamana wzięłam taksówkę i pojechałam do hostelu – całe szczęście miałam kasę.
W recepcji też nikt nie miał ładowarki do mojej komórki. Sprawdziłam pocztę w ich necie, nikt mi nie odpisał. Napisałam jeszcze raz Iwonie, gdzie jestem, i poszłam się przespać. Rano wróciłam do Warszawy pociągiem.
No i w poniedziałek zaczęła się rozróba, gdy doładowałam komórkę. Iwona i Sławek dzwonili do mnie i esemesowali miedzy 4 i 6 rano kilka razy. Po co – nie wiem, przecież napisałam maile, że padł mi telefon. Zadzwoniłam do Iwony, była rozespana, przepraszała, nie chciała się spotkać. Mówiła, że jest w Warszawie, ale mnie się zdaje, że była jeszcze tam – w łóżku Aleksa, zamroczona skrętami i alkoholem – tylko nie chciała się przyznać. Może od tego ma ten swój szok.
Sławek zadzwonił do mnie sam, bardzo szybko. Był zdenerwowany, przepraszał mnie, mówił, że na takich kolosach łatwo się zgubić i jednak powinnam była czekać na nich aż do skutku przy barze… Co ciekawe, Iwona mówiła mi wcześniej, że napędziłam im stracha, aż byli na policji, Sławek z kolei potwierdził, tylko że… w jego wersji poszedł na policję sam, bo Iwona z Aleksem gdzieś się urwali. Nie wiem, co myśleć, ale podejrzewam, że całe towarzystwo zamroczyło się i poszło w tango, zapominając o mnie kompletnie. Mam o to duży żal. Pierwszy raz byłam w Berlinie i sama nie mogę zrozumieć, jakim cudem sobie poradziłam. Przecież wszystko mogło się zdarzyć.
Mam wrażenie, że najbardziej się o mnie martwił ten cały barman z dyskoteki, zastanawiam się, czy się do niego nie odezwać, dał mi wizytówkę.
Bazylia
***
Droga Bazylio!
Oceniasz samą siebie jako dziewczynę bardzo poukładaną i można by pomyśleć, że nie przepadasz za niespodziankami. W tym kontekście poszłaś na duży żywioł, decydując się w ogóle na taką wyprawę w nieznane. Domyślam się, że inicjatorką była Iwona i to jej bardziej zależało na skorzystaniu z zaproszenia i zbliżeniu się z chłopakiem. Towarzyszenie przyjaciółce to ładny gest, należało jednak wliczyć w koszty ryzyko, jakie niesie ze sobą taka spontaniczność. Wyjazd do obcego miasta, bez ładowarki, bez adresu imprezy i noclegu to naprawdę wielki luz (z czego ładowarka to zwykła, lecz w dzisiejszych czasach bolesna wpadka).
Poradziłaś sobie świetnie i nie ma sensu robić z siebie sierotki Marysi. Jeszcze tylko mogłaś zostawić w barze liścik dla znajomych, ale to już naprawdę bez znaczenia. Czy zapomnieli o Tobie kompletnie? Nie sądzę. Raczej za dużo wypili, podobnie jak Ty stracili rachubę czasu, tylko z innych powodów, a w efekcie zgubiliście się. Wierzę w ich strach, poczucie winy i bezradność. Kto dokładnie i kiedy w tym hałasie mógł usłyszeć dźwięk telefonu, odebrać maila? Po zastanowieniu się, sama przyznasz, że w tym momencie drobiazgowe śledztwo, odtwarzanie zdarzeń tamtej nocy minuta po minucie nie ma już sensu. Stało się – na szczęście wszyscy są cali i zdrowi.
W sumie, najmniej rozsądnie zachował się Sławek. Był Twoją „parą” i zaprosił Cię, trochę Cię już znał. Powinien był lepiej się Tobą zaopiekować, wykazać więcej odpowiedzialności, zwłaszcza że Ty źle się poczułaś, a tamtych dwoje miało ewidentnie inne plany i koncepcję na tę noc… Nie wiem, jaki masz stosunek emocjonalny do tego chłopaka, czy jadąc na wycieczkę wiązałaś z tą znajomością jakieś romantyczne nadzieje? A on je znał? Tak czy siak, nawet jeśli chciał potańczyć, bo taki jest główny cel wyprawy do dyskoteki, powinien był po jakimś czasie wrócić do Ciebie na stałe do baru (lub sprawdzać co kwadrans, jak się czujesz i czy nie masz ochoty do niego dołączyć). Nie sprawdził się jako partner, to pewne. Gdybyś nawet – hipotetycznie — zaprzyjaźniła się bliżej z barmanem i wyszła z nim, Sławkowi zapewne i to by umknęło.
Nocny klub to może nie wyprawa w Himalaje, ale uczestnicy przedsięwzięcia powinni być za siebie nawzajem odpowiedzialni, ubezpieczać się i nawet w chwilach największej euforii okiełznać nieco swój egoizm. Mimo to Iwonie wybaczyłabym, skoro straciła głowę dla Aleksa. A Sławek? Skoro masz ochotę zadzwonić do barmana i podziękować mu za miłe towarzystwo, to Sławek nie stanowi chyba gigantycznego problemu w tej historii i na własne życzenie utracił rolę głównego bohatera?:) Ale – pozostaw i tę kwestię otwartą. Szkoda życia na obrażanie się.
Swoją drogą, trochę to przerażające, że bez czynnej komórki w dłoni współczesny człowiek dostaje ataku paniki…
Życzę Ci udanych studiów i wielu fajnych imprez bez elementu horroru.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze