Super życie. Chcielibyście tak żyć?
ANETA RZYSKO • dawno temuMłodzi, zdolni, utalentowani. Jeszcze podczas studiowania podbili świat. Nie mają trzydziestki, a na życiowym koncie odłożone już ogromne doświadczenie zawodowe. Nie mają jeszcze trzydziestki, a już są przemęczeni, wypaleni zawodowo i marzą o ciepłym domu z ogródkiem w cichej okolicy.
Pracują nieregularnie, czasem nawet 24 godziny na dobę. Mają telefony cały czas przy sobie, gotowi odebrać je nawet w środku nocy. Zawsze muszą być zwarci i gotowi. Muszą, jeśli chcą zrobić karierę. Poświęcają całe swoje życie pracy, bo ona tego wymaga. A może dlatego, że praca stała się nałogiem i bez niej byliby nikim?
Kasia ma zaledwie 27 lat. Pracuje od 17. roku życia. Zaczęła od roznoszenia ulotek, promocji produktów w marketach. Przypadkiem trafiła do telewizji i ją zatrudnili. Została dziennikarką.
— Nie mam swojego życia. Moje życie jest uzależnione od dyżurów i wydarzeń państwowych i lokalnych. Ludziom wydaje się, że przygotowanie newsa to prosta sprawa, ale tak nie jest. Rzetelny dziennikarz musi sprawdzić wszystkie informacje, a to wymaga poświęcenia i czasu. Mnóstwa czasu. Czasem człowiek nie wie, jak się nazywa. Ja jestem permanentnie zmęczona. Ciągle niewyspana. Nie mam ochoty na spotkanie z przyjaciółmi, czytanie książek, co kiedyś uwielbiałam. Nawet nie chce mi się pobawić z psem, kiedy wracam do domu. Coraz częściej chodzę zła, wyżywam się na najbliższych. Chyba kończy im się cierpliwość. Ciągle w biegu, ciągle komórka dzwoni: a to trzeba za kogoś wziąć dyżur, albo coś wielkiego się wydarzyło i wszyscy jesteśmy w gotowości, albo trzeba jechać do redakcji coś poprawić. Tak było podczas katastrofy smoleńskiej. Do dziś chyba nie odespałam tych nadgodzinowych dyżurów. Urlop? Jeśli w ogóle jest, musi być uzgodniony z bardzo dużym wyprzedzeniem. Często to ja i moja rodzina musimy się dostosować do terminów innych osób.
Nie mam kontraktu, więc moja płaca jest uzależniona od liczby przepracowanych dyżurów. Tu jednak nie chodzi tylko o pieniądze. To jest pasja. Dziennikarzem jest się 24 godziny na dobę i możesz to zmienić tylko w jeden sposób – rzucić to. Ale wtedy prawdziwy dziennikarz nigdy i nigdzie nie będzie szczęśliwy.
Marcel postanowił założyć własną firmę. Cel – żyć bezpiecznie. Myślał, że samozatrudnienie da mu gwarancję pracy, spokój i niezależność. Bardzo się pomylił. Na razie jest to tylko stres, niepokój, brak stabilizacji i nerwy.
— Nie śpię, nie jem regularnie i zdrowo jak kiedyś, jestem kłębkiem nerwów. Codziennie liczę rachunki, sprawdzam słupki i wykresy, z których wynika, czy moja firma jest na plusie. Dzięki temu wiem, czy mogę sobie pozwolić na inwestycję i czy nie popadam w długi. Codziennie przychodzi pocztą jakaś faktura do zapłacenia. Nie ma dnia, abym nie przypomniał sobie o płatnościach, zobowiązaniach, terminach, których kategorycznie nie można przekroczyć. Na sekretarkę jeszcze mnie nie stać. Odkąd założyłem firmę, nie miałem ani jednego dnia wolnego. Wiedziałem, że własna firma to duża odpowiedzialność i ogromna ciężka praca, której się nie boję. Ja jednak nie mogę spokojnie żyć, bo ciągle o niej myślę. Gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię, za chwilę mi się przypomina kolejna rzecz, za którą muszę się zabrać zaraz po powrocie. Nie ma mowy o spotkaniach ze znajomymi, spacerach z dziewczyną, Nawet jazda na rowerze, która zawsze mnie odprężała, jest teraz koszmarem. Ile rzeczy człowiek może wymyślić a nie ma możliwości zapisać!
— Ciągle pod telefonem. Komórka to moja prawdziwa przyjaciółka. Nikt mnie jeszcze tak wiernie nie słuchał, jak ona. I ten związek już trwa lata. — humorystycznie do swojego życia podchodzi Marcin. Ma 29 lat i pracuje jako przedstawiciel handlowy. Co tydzień jest w innym mieście. Czasem zdarza się, że w jednym tygodniu odwiedza góry i morze. Bynajmniej nie w celach rekreacyjnych. Powoli zaczyna mieć dość takiego trybu życia. Chciałby się ustabilizować, założyć rodzinę. Marzy mu się domek z ogródkiem, ale takie zazwyczaj są zbyt daleko od pracy.
— Nie mogłem przez dwa lata znaleźć pracy. Nie miałem pieniędzy i jako dorosły mężczyzna musiałem siedzieć na garnuszku u mojej mamy. Wstyd! Postanowiłem podłapać byle jaką pracę, żeby tylko zdobyć jakieś pieniądze. Tak zostałem przedstawicielem handlowym. Pracuję w tej branży cztery lata. Urlop miałem chyba tylko dwa razy. Ciągle jestem w rozjazdach, zjeżdżam całą Polskę. Finansowo praca się opłaca bardzo. Firma dobrze płaci, ale też wymaga. Szef potrafi zadzwonić w środku nocy i postawić mnie na nogi, bo ma jakiś innowacyjny pomysł na kampanię i chcę, abym to przemyślał na poranne spotkanie. Chcesz nie chcesz musisz się rozbudzić i ogarnąć co do ciebie mówi.
Czasem zdarza się tak, że wsiadam do służbowego samochodu i myślę, że jadę do Krakowa, ale ruszając dowiaduję się przez SMS-a, że prezentacja i spotkanie jest jednak z klientem w Warszawie. Mnie to różnicy nie robi. Przyzwyczaiłem się do spontanicznych podróży. W bagażniku mam zawsze zapakowaną awaryjną walizkę. O rodzinie myślę, kiedy podróż się dłuży. Wtedy żal mi siebie, że jestem sam i że potrzeba czasu, aby to zmienić. A ja go już chyba nie mam. Zresztą jaka kobieta wytrzymałaby związek z mężczyzną z takim rytmem życia. I cóż z tego, że mam w końcu na koncie pieniądze, jak nie mam ich kiedy wydawać?
Pensjonat na Mazurach
Młodzi-zdolni mają powoli dość swojego trybu życia. Cierpią na bezsenność, mają wrzody, nieregularnie jedzą, są znerwicowani, trudno im utrzymać harmonię w związku. Mają kiepskie poczucie humoru, nie potrafią bawić się tak, jak kiedyś i są bardzo wrażliwi na swoim punkcie.
Cisza i spokój. Tego pragną. Kontaktu z naturą i wolniejszego obrotu spraw. Przydałby się domek na Mazurach albo domek z ogródkiem, spokój i komfort. Sami jednak nie potrafią podjąć decyzji o zmianie i tkwią w swoim „super” życiu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze