Jak dobrze leniem być
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuWielu rzeczy nie rozumiem, ale tego, jak ludziom może się nie chcieć – najbardziej. Nieustannie słyszę, że ktoś nie przeczytał książki, gdyż nie potrafił się skupić, odmówił wykonania obowiązków zawodowych, bo nie umiał im sprostać. Być może niechciejstwo, a nie brak sił i środków generuje problemy, na które wszyscy narzekają: nieprzejezdne drogi, rozsypującą się kolej, urzędników konsekwentnie stroniących od podejmowania jakichkolwiek decyzji.
Wielu rzeczy nie rozumiem, ale tego, jak ludziom może się nie chcieć – najbardziej.
To, że nie rozumiem, jest oczywiście moją winą. Dawno przyjąłem, że świat ma zawsze rację, ja natomiast nigdy. Nie wyobrażam sobie życia bez działania, a nic nie męczy mnie tak jak solidny odpoczynek. Nigdy, odkąd pamiętam, nie leżałem wpatrzony w sufit albo niebo, nie znam gapienia się w ścianę ani spacerowania bez wyraźnego celu. Mój dzień zaczyna się w rejonach siódmej i trwa w galopie aż do godziny duchów. Jeśli nie piszę, to czytam i robię notatki, potem wyruszam w miasto, ganiając do utraty tchu, jeśli oglądam film to z obowiązku i żałuję, że wymyślono więcej sportów, niż jestem w stanie uprawiać. Moja miłość do papierosów wynika wyłącznie z niechęci do bezruchu. Lepiej jest mieć coś w ręce niż nie mieć. Rozumiem jednak, że wybrałem gorszą cząstkę życia.
W przepięknej, nieco zapomnianej bajce Jana Drdy Jak Honza do Leniraju wędrował główny bohater trafia do krainy, gdzie nicnierobienie jest prawem podstawowym. Nikomu niczego nie brakuje, lecz wszelki wysiłek jest zakazany pod rygorem wygnania. Aby zjeść gruszkę, należy położyć się pod drzewem, otworzyć gębę i czekać, aż soczysty owoc sam w nią wleci. Rzeczony Honza najpierw czuje się jak w raju, potem nieróbstwo zaczyna go złościć, aż wreszcie, kierowany niewytłumaczalnym dla tubylców impulsem, zaczyna robić sobie buty ze znalezionej skóry. Jest bowiem szewcem z zawodu. W konsekwencji rusza nań oburzony tłum i usiłuje zgładzić. Jak widać, lincz nie jest uważany za pracę, a podejrzewam, że większość ludzi chciałaby się przenieść do Leniraju i zachowania Honzy zwyczajnie nie rozumie.
Spróbujmy wniknąć w królestwo niechcenia. Co dzieje się w tym straszliwym obszarze?
Ludzie bowiem nie chcą. Nie chce się ludziom. Kolega niedawno utracił robotę, sił starczyło mu na pójście do pośredniaka, drapnął zasiłek i żyje, jak cały kraj nasz piękny, nie wiadomo z czego. Czas mija mu na oglądaniu filmu, graniu w gry video i bałamuceniu kolejnych dziewczątek, które w tym roku szczególnie upodobały sobie bezrobotnych. Czy to dziwne, że nie ma ochoty na zmianę tego stanu rzeczy?
Inny znajomek, wielokrotnie już tutaj wspominany, postanowił przejść na zawodowstwo. Lenistwo amatorskie najwyraźniej mu nie wystarczało, oszalał więc ze szczętem, pan doktor od głowy dał się zbałamucić i teraz jest leniem koncesjonowanym, czyli pobierającym rentę. Mógłbym nawet wyliczyć stawkę godzinową, jaką pobiera za patrzenie się w sufit.
To tylko bardziej wyraziste przypadki. Nieustannie słyszę, że ktoś nie przeczytał książki, gdyż jakimś cudem nie potrafił się skupić, ktoś innych odmówił wykonania obowiązków zawodowych, albowiem nie umiał im tego dnia sprostać, jakbyśmy wszyscy znaleźli się pod kloszem gombrowiczowskiej wielkiej niemożności. Być może właśnie niechciejstwo, a nie brak sił i środków generuje problemy, na które wszyscy narzekają; nieprzejezdne drogi, rozsypującą się kolej, urzędników konsekwentnie stroniących od podejmowania jakichkolwiek decyzji.
Jakaś część mnie pragnie, by wszyscy ulegli paranoicznej wręcz aktywności. Chciałbym zobaczyć ludzi kręcących się jak w ulu. Ale wiem bardzo dobrze, że nie mam racji. Rację mają lenie.
Nie znam człowieka leniwego, który poniósłby przykre konsekwencje swojego lenistwa. Wręcz przeciwnie: cały świat do takiego się uśmiecha i pył mu sprzed nóg zamiata. Jakimś tajemniczym sposobem starcza mu na dach nad głową, jedzenie i wszelkie przyjemności (leń miewa bowiem wymagania i to spore), cieszy się też przychylnością kobiet. Te radują się, gdyż leń ma dla nich masę czasu. Z tego samego powodu, sprzyjają mu przyjaciele, oczywiście dopóki nie zeżre ich zazdrość.
Na domiar złego, leniwy człowiek jest dużo ciekawszy od pracowitego. Ten ostatni, rozdarty pomiędzy kolejnymi zadaniami nie ma zbyt wiele czasu na zgłębianie życia. Zna tylko pracę. Czy jest coś nudniejszego niż rozmowy o niej? Tymczasem leń chłonie rzeczywistość jak gąbka. Dni spędzone przed telewizorem czynią zeń kopalnię anegdot. Poranek spędzony z Pudelkiem zmienia go w duszę towarzystwa, doskonale orientującą się w przygodach celebrytów. Wreszcie, co najważniejsze, leń jest niesłychanie mądrym człowiekiem, ponieważ nie robi nic, ma mnóstwo czasu na myślenie. W zakresie intelektualnej głębi przebijają go jedynie menele.
Innymi słowy: leń to dusza towarzystwa, człek zamożny i bożyszcze kobiet.
Jednocześnie, nad głową człowieka aktywnego gromadzą się czarne chmury. Tylko patrzeć, a lunie, rozhuczą się pioruny. Tacy nieszczęśnicy, w większości przypadków nie mają zbyt wielu przyjaciół, gdyż nieustannie brakuje im czasu. Relacje z płcią przeciwną w najlepszym przypadku należy uznać za ubogie – randka z zegarkiem w ręku nie należy do najprzyjemniejszych, a znam i takich mistrzów działania, którzy uznają seks za zwyczajną stratę czasu. Nieustanna aktywność generuje ogromne koszta, zaś oszczędności wkrótce stopnieją za sprawą lekarzy. Koniec końców, znajdzie się ekspert, wygłosi wykład o pracoholizmie i popuka się w czoło.
Wynika z tego, że każdy rozumny człowiek powinien zostać leniem. Będzie żył długo i w powodzeniu. Istnieje oczywiście niebezpieczeństwo, że lenistwo jest stanem danym, którego nie sposób wypracować. Jeden biega, drugi leży – dzieje się to poza ich wolą. Ale czemu nie spróbować? Należałoby zacząć od drobnych zaniechań i pomału, z tygodnia na tydzień, zarzucać kolejne aktywności, aż do pełnego bezruchu. Jest to możliwe do wykonania, lecz nie dla mnie.
Po prostu lenienie się jest wysiłkiem, który mnie przerasta, któremu nie potrafię sprostać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze