Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera. Właściwie w piekle poniewierają się obydwie strony, ta odbierająca i ta, której się odbiera. Jedna in spe, druga w dość boleśnie odczuwanej teraźniejszości. Dodajmy, teraźniejszości wirtualnej... Cała znajomość rozgrywa się na płaszczyźnie kompletnie odrealnionej, wśród słów pozbawionych rzeczywistości pozajęzykowej.
Droga Margolu,
Znów list od zakochanej po uszy internautki.
Po rozstaniu z wcześniejszym chłopakiem poznałam anioła… O nic nie prosił, mało pytał, za to dawał mi to, czego najbardziej potrzebowałam: wspierał mnie z całych sił, dzięki czemu byłam znów w stanie stanąć na nogi. Nie wiem nawet, jak to zrobił, ale zaczęłam się uśmiechać, na powrót cieszyły mnie drobne przyjemności. Był moim przyjacielem. Niestety nasz kontakt ograniczał się do rozmów przez Internet. Na jakiś czas znajomość została przerwana z przyczyn technicznych, by po miesiącu odrodzić się na nowo. I wtedy, po kilku dniach, urwał kontakt, przeprosił, powiedział, że nie jest w stanie kontynuować znajomości, bo za bardzo się zaangażował. Przerwa była jednak krótka. Szybko się przełamał i wrócił. Znów godziny przed komputerem spędzone w cudownym towarzystwie, ta sama radość ze spotkania za pośrednictwem komputerów. U niego zarwane noce i niedokończona praca, by ze mną pobyć, u mnie stos nieprzeczytanych notatek przed egzaminem. Ale przy nim wszystko przestawało się liczyć, najważniejszy był fakt, że jest, że czeka. Przestałam rozmawiać z rodziną, wszystko mnie w nich drażniło, wyprowadzało z równowagi…
Pomimo, że ciągle był tylko moim przyjacielem, czułam się z nim tak dobrze, że pozwalałam mu na adorację. Był najczulszym mężczyzną, jakiego znałam, pomimo że znajomość trwała tylko w świecie wirtualnym. Potrafił jednym swoim słowem zmienić zły nastrój, dzięki niemu znalazłam powód, by rano wstawać z łóżka.
Ten mój stan uczuć utrzymywał się około miesiąca, po tym czasie zaczęłam w nim widzieć kogoś więcej. Zaczęłam odwzajemniać jego sympatię i gesty czułości. Zakochiwałam się wolno, ale z wielką siłą. Po pewnym czasie był już całym moim życiem, tak jak ja – jego. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie na sieci, godziny upływały na rozmowach przez telefon. Snuliśmy wspólne plany na wakacje, na przyszłość.
Na kilka tygodni musiałam wyjechać do pracy i nasz kontakt ograniczył się do smsów i telefonów. Moja nieobecność w domu trwała tylko 3 tygodnie, ale i tak o tydzień za długo.Po dwóch tygodniach zaszło między nami głupie nieporozumienie. Jednak skłoniło go ono do rozmyślań na temat tego, czy dobrze robi pokładając ufność w nasz związek. Wystraszył się do tego stopnia, że przestał odbierać telefony, sam też nie dzwonił, nie pisał. To był jeden z najtrudniejszych dla mnie okresów w życiu, uświadomiłam sobie, że to, co wydawało mi się zakochaniem, zauroczeniem, jest czymś znacznie więcej. Zdałam sobie sprawę z tego, że jest całym moim życiem, wszystkim, co mam. Bez niego nie widziałam sensu robienia czegokolwiek. Nie widziałam sensu życia.
Wreszcie wróciłam do domu, gdzie czekały na mnie radość rodziców i moje łzy.Poznałam jego znajomych, którzy w tym okresie bardzo mi pomogli. Po jakimś czasie i moich usilnych próbach i prośbach udało mi się z nim skontaktować. Był w fatalnym stanie psychicznym i w zasadzie trwa w nim do teraz. Jakiś czas było lepiej, zgodził się przyjechać i spotkać się ze mną. Ten cudowny dzień miał nastąpić jutro i gdyby nie kolejna awantura naprawdę o nic i kolejna przypływ strachu, który go sparaliżował przed spotkaniem ze mną, pewnie siedziałabym teraz z maseczką na twarzy i obmyślała plany na jutrzejszy dzień.
Swoje zachowanie on tłumaczy „efektem żelazka” – raz się sparzył i boi się podejść. Dziewczyna bardzo go zraniła po 5 latach związku. Uciekł, zmienił adres, pracę, wszystko. W zasadzie ucieka zawsze, kiedy tylko najmniejszy problem staje mu na drodze (problem związany z uczuciami). Zamyka się w sobie, wyłącza telefon, komputer, by po czasie wrócić i przeprosić. Zawsze to ja walczyłam o to, żeby przetrwało to, co nas łączy, bałam się, że jeśli dam mu spokój, nie wróci.
Znów to samo. Ja na lekach antydepresyjnych, a pomimo to nie potrafię nie płakać, nie myśleć o nim. Wiem, że jemu jest być może nawet trudniej. Nie potrafi się przełamać, zagłuszyć strachu i poddać się uczuciu. Bardzo się tego boi. Powtarza, że to jego wina, a mi się wydaje, że gdybym tylko była wystarczająco dobra, wiedziałabym, co zrobić, by mu pomóc, by do tej sytuacji nie dopuścić.
Czasami widocznie w swych próbach przesadzam, bo twierdzi, że czuje nacisk na swoją osobę, a to sytuacji na pewno nie poprawia. Nie mam pojęcia, co robić. Będę naciskać, odejdzie. Pozostawię wszystko w jego rękach, też odejdzie… Błędne koło.
On nie potrafi żyć z kimś, ja nie potrafię żyć bez niego. Zaczyna twierdzić, że to nie ma sensu, że się nie uda przez jego spapraną psychikę. Na to ja ciągnę swoje: Kocham Cię i proszę — daj mi szansę. Czy to ma aby sens? Czy widzisz jakikolwiek sposób, by mu pomóc w tych zmaganiach? Jeśli tak, proszę poradź, co robić, by nie stracić jedynej osoby, którą kocham i bez której już nie potrafię żyć.
Maleństwo
***
Drogie Maleństwo,
Łatwo nadmuchać sobie zamek z piany i równie łatwo jednym gestem go zniszczyć. Mówisz, że on to nazywa „efektem żelazka”. Ja nazwałabym to dosadniej – ucieczką. Niektórzy ludzie ulegają pokusie stworzenia sobie bezpiecznej, wirtualnej rzeczywistości, w której nie muszą podejmować odpowiedzialności za słowa, budzone emocje, z której w każdej chwili mogą się bezpiecznie i bez konsekwencji wycofać. Nie potrafią radzić sobie ze światem realnym, z rzeczywistymi problemami. W świecie słów, rozmów czatowych, wszystko jest proste, można wyłączyć komputer i odsunąć tym samym od siebie – przynajmniej na jakiś czas – konieczność podejmowania konkretnych działań, decyzji… Budowanie takiego świata to oznaka wielkiej wewnętrznej słabości, w skrajnych przypadkach konieczne jest leczenie psychologiczne, niejako na nowo wprowadzające w świat rzeczywisty i uczące społecznego współżycia. Trafiło na Ciebie – po rozstaniu z chłopakiem też na jakiś czas miałaś zaburzone emocje, łatwo było Ci dać się zwieść ciepłymi słowami, werbalnym wsparciem, którego potrzebowałaś dla powrotu do wewnętrznej harmonii. Tymczasem Twoje rozchwierutane emocje spłatały Ci psikusa i wpadłaś jak śliwka w kompot w ten nierealny świat pisanych emocji. Uwierzyłaś im, wzięłaś je za uczucie rzeczywiste. Jesteś zafascynowana nie tym mężczyzną, a sposobem, w jaki Ci się pokazał. Tym, co i w jaki sposób pisał. Nie piszesz nic o spotkaniach. Czy to, którego postanowił uniknąć, miało być pierwszym? Przypuszczam, ze niekoniecznie. Tym niemniej Wasza znajomość opierała się głównie na kontaktach internetowo-telefonicznych – a te dają wielkie pole do popisu autokreacji.
Spojrzenie prawdzie w oczy może być w Twoim przypadku bolesnym rozczarowaniem: Twoja wielka miłość jest kompletnie oderwana od rzeczywistości. Trafiłaś na słabego mężczyznę, który nie potrafi uporać się ze swoimi kłopotami emocjonalnymi, który przerzuca je na otoczenie. Nie przeczę, że możesz wiele znaczyć dla niego, ze i on tkwi w tych sentymentach po uszy – ale nie potrafi po męsku, prawdziwie, stawić im czoła. Mężczyzna, który ucieka przed uczuciem, jest oczywiście dostępny – po błaganiach, szarpaninie uczuciowej, przekonywaniu, żebraniu – możesz dopiąć swego, tylko czy warto? Czy całe życie masz skamleć o miłość kogoś, po kim w obliczu najmniejszego kryzysu możesz się spodziewać natychmiastowej rejterady? Chcesz ciągnąć ten związek siłą własnego „ja”? Podporządkowaniem wszystkich swoich emocji temu, czy Twój skrzywdzony, biedny towarzysz życia będzie dziś akurat w świetnym nastroju, czy też oznajmi Ci, że to wszystko nie ma sensu i że on się wyprowadza? W imię czego masz cierpieć za to, co wyrządziła mu inna dziewczyna?
Ten związek ma tylko jedną szansę: terapię Twojego przyjaciela. Jego własną, niestymulowaną przez Ciebie, walkę ze słabością, z tendencją ucieczkową. Arcydziwne zachowanie: po rozstaniu uciekać, gdzie pieprz rośnie, zmieniać całe swoje życie tylko dlatego, że nie powiodła się jakaś jego część? Rozmaite emocje przeżywają ludzie, uciekają tylko ci, którzy nie mają innego wyjścia – bo mają małżonka-prześladowcę, są ofiarami przemocy rodzinnej, mogą utrzymać się w innym miejscu. Albo słabi, tacy którzy nie potrafią uporać się z niepowodzeniem. Uciekają ludzie chorzy na depresję, a tę może wyzwolić życiowe niepowodzenie. Depresję koniecznie należy wyleczyć, jest to możliwe w każdym mieście, żaden to wstyd, a życie po leczeniu farmakologicznym wspieranym psychoterapią znowu zaczyna smakować, można zacząć kochać, radować się i żyć pełną parą.
Co zatem możesz zrobić dla swojej miłości? Zadbaj o jej leczenie. Wynajdź ośrodek zajmujący się leczeniem depresji, namów go. Fundacja Itaka ma witrynę internetową, w której znajdziesz wiele pożytecznych wskazówek. Nie zostawiaj go samego, bo potrzebuje Twojej pomocy, pewnie też potrzebuje Twojej miłości, ale miłości rozsądnej, trzeźwej, nie pobłażliwej i użalającej się nad jego złym losem. Spapraną psychikę czyści się lub naprawia, jak wszystko, co się pobrudzi albo zepsuje. Życzę, żebyś umiała spokojnie ocenić sytuację i podjąć właściwe decyzje. Jeżeli czujesz się na tyle silna, trwaj przy nim, ale wiedz o tym, że najprawdopodobniej jest chory i to jest pierwszy i zasadniczy problem, który musicie rozwiązać, zanim będziecie mogli cieszyć się pełnią wspólnego życia.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze