Kobieta bez skazy
CEGŁA • dawno temuRozstałam się z moim partnerem po 14-letnim związku. Mimo że wiem o konieczności zrobienia przerwy, przemyślenia, wyluzowania, zbudowania siebie na nowo – nie mam takiej możliwości, mój „eks” mi na to nie pozwala. Mam do czynienia z wiecznym chłopcem, który burmuszy się, nie wybacza (chociaż sam zawinił, zdradził mnie!), stosuje tanie chwyty i burzy mój spokój. Z powodu tej dziecinady będę pewnie musiała zmienić telefon. Co na to poradzić?
Droga Cegło!
Mam 32 lata. Rozstałam się z moim partnerem po 14-letnim związku, który był małżeństwem bez papierka – poza tym nosił wszelkie znamiona…
Czytałam wiele książek psychologicznych, słuchałam porad kobiet mądrzejszych ode mnie, bo bardziej doświadczonych, po wielu rozstaniach i rozwodach, nie po jednym. Niestety, to mi w niczym nie pomaga. Mimo że wiem wszystko o konieczności zrobienia przerwy, przemyślenia, wyluzowania się, zbudowania siebie na nowo – nie mam takiej możliwości, mój „eks” mi na to nie pozwala.
Nasze wspólne życie wlecze się za mną nie tylko dlatego, że tak długi czas trudno wymazać, lecz przede wszystkim dlatego, że mam do czynienia z wiecznym chłopcem, który burmuszy się, nie wybacza (chociaż sam zawinił!), stosuje tanie chwyty i burzy mój spokój. Ale – są to zagrania subtelne. Nie można na nie wezwać policji. I w sumie nie mam tego typu ciągot. Marzę jedynie o spokoju i dystansie. On chyba to wie i dlatego mnie dręczy. Kąsa, szarpie za nogawki jak mały niesforny psiak, którego – powiem okrutnie – już nie chcę. Dałabym ogłoszenie, że oddam komuś, kto ma cierpliwość. A on nadal jest: upierdliwy i na swój sposób oczywiście uroczy.
Nie jestem znudzona i nie zrzucam z siebie odpowiedzialności. Trzymam się faktów. Gdy podjęliśmy wiele lat wstecz decyzję o wspólnym zamieszkaniu, umowa była jasna – kilka warunków pomniejszych plus numer jeden: zdrady nie wybaczamy. Zgodziliśmy się na to oboje (lub tak mi się wydawało). Po latach mój partner zaczął zdobywać punkty – coraz lepszą pozycję w zawodzie, coraz większe pieniądze, coraz więcej wrażeń i… możliwości. Z jednej w końcu skorzystał. Kiedy mu oznajmiłam, że to koniec, zdziwił się i powiedział, że gdybym ja go zdradziła, to by mi wybaczył… Jakby tamtej naszej umowy nigdy nie było… Rzecz jasna, nie mam jej na piśmie, ale to jej nie unieważnia.
Aktualnie sytuacja jest groteskowa. Nie mieszkamy razem od 4 miesięcy, on mimo to robi krecią robotę wśród wspólnych przyjaciół i rodziny, ustawiając się w roli ofiary, to po pierwsze. Mam wrażenie, że nawet moja konserwatywna mama z radością przywitałaby nasze pojednanie, ostatnio wypominała mi okrężną drogą, że jestem niedojrzała i nieżyciowa. Ja! Po drugie, wydzwania do mnie z nieznanych mi numerów – swoich kolegów, znajomych. Mam firmę, sprzedaję własne rękodzieło, zależy mi, oddzwaniam więc na każdy sygnał, w razie gdyby była to na przykład reakcja na ogłoszenie – gdzie tymczasem słyszę od zdziwionych ludzi, że niczego ode mnie nie chcieli… Niektórych nawet rozpoznaję. Dawni znajomi – jakiś grill, wycieczka, impreza… Podchody na poziomie podstawówki, a ja wychodzę w tym wszystkim na stęsknioną prześladowczynię, żeby było śmieszniej. Zresztą, na tym mu chyba najbardziej zależy – żeby mnie ośmieszyć, upokorzyć, doprowadzić do pasji.
Nie mogę wrócić do faceta, który w naszym wspólnym mieszkaniu spał z innym ciałem. Nie mogę, naprawdę. Ale ten facet mógłby przynajmniej z otwartą przyłbicą spotkać się ze mną, wylać żale. Może oczyścilibyśmy wreszcie atmosferę i moglibyśmy pójść własnymi drogami. Gniewa mnie, że z powodu tej dziecinady będę pewnie musiała zmienić telefon, wizytówki, wszystko, a on nie ponosi żadnych kosztów i prawdopodobnie świetnie się bawi… Ale co na to poradzić?
Weronika
***
Droga Weroniko!
Zrobię może zachęcający wstęp. Wiem doskonale, że zdrada jest doświadczeniem traumatycznym i budzącym u statystycznej większości ludzi odrazę plus – zdecydowanie częściej u kobiet – brak zaufania do siebie, drastyczny spadek poczucia własnej wartości. I bardzo się w sumie cieszę, bo mam wrażenie, że ten wtórny efekt Ciebie nie dotyczy.
Z drugiej strony, ośmielam się podejrzewać, co ma na myśli Twoja matka. Ani Ona, ani broń Boże ja nie namawiamy Cię do sielankowego pojednania. Ja jednak namawiałabym do drobnej wiwisekcji – co w tym kilkunastoletnim związku poszło nagle nie tak? Zakładając, że partner, jak rozumiem, zboczył z wytyczonej drogi jeden jedyny raz… To nie jest materiał na przebaczanie, jeśli nie leży ono w Twojej naturze. Ale na analizę — owszem.
Otóż, wyznam Ci szczerze, że jestem przeciwna wszelkim szumnym deklaracjom i cyrografom, bo powstają z reguły na niepewnym gruncie, w oparach teorii i idealizmu. Często też bywa tak, że inicjatorem i wyznawcą jest tylko jedna strona – druga entuzjastycznie przemilcza swe wątpliwości dla wspólnego dobra… Na tym pierwszym, najlepszym, wolnym od trosk etapie związku ostoją obojga jest optymizm: wszystko się uda i będzie pięknie, idealnie, bez skaz.
A potem otacza nas rzeczywistość i trzeba złapać równowagę pomiędzy naszym światem intymnym a całą resztą. Ten pierwszy musi być spójny, ukonstytuowany… Niestety, nie zawsze jest. Ujawniają się nasze słabości, jak luki w umowie. Musimy renegocjować, szukać kompromisów, tworzyć aneksy.
Wydaje mi się, że Wy nie aktualizowaliście swojego związku na bieżąco, nie dostrzegaliście po drodze rzeczy, które być może były problemami, domagającymi się rozwiązania. I tu nagle bach – zdrada!
To, co odbywa się teraz, świadczy według mnie o dwóch rzeczach. Po pierwsze i oczywiste, bardzo byliście ze sobą związani i bardzo do tego związania przyzwyczajeni. Trudno Wam pogodzić się z przegraną. I Tobie bardziej – choć niby łapiesz większy dystans. Po drugie, strasznie się starasz wykazać jednostronną winę, podczas gdy nigdy nie uwierzę, że widmo wiecznego chłopca objawiło się w Twoim byłym nagle. A jeśli będziesz się przy tym upierała, to sorry – co robiliście razem lat aż tyle, nie znając się nawzajem?
Ciekawe jest dla mnie to, że zamiast sama podnieść przyłbicę i zaprosić człowieka do rozmowy, irytujesz się kwestią… zmiany numeru telefonu. Jesteś jak skała. Nie pytasz, dlaczego. Może boisz się konkluzji? Dla mnie dorosły, radzący sobie nieźle (podobno) w życiu facet, będący w jakim takim kontakcie emocjonalnym i psychicznym ze swoją kobietą, znalazłby sposób, by powiedzieć jej coś wprost. Na przykład – co idzie nie tak, czego ma dość… Jeśli teraz podgryza bezradnie jak szczeniak, to może dlatego, że rzucasz zbyt wielki cień?
Dla Twojego dobra doradzam, żebyś zeszła z piedestału i przestała być tak „monumentalna” w swoim poczuciu krzywdy. Decyzję już podjęłaś, więc co Ci szkodzi? Prawdopodobnie nie uratuje to Waszego związku, ale może dzięki temu dowiesz się czegoś nowego — także o sobie…
Powodzenia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze