Kobieta nigdy się nie kończy…
CEGŁA • dawno temuW najgorszych chwilach chandry rozważam samobójstwo. Rówieśnicy mojego dziecka uważają, że gdy ktoś sugeruje zakazane słowo „samobójstwo” i jeszcze pcha się z tym do Internetu – jak ja teraz – to zazwyczaj szuka kogoś, kto go odwiedzie od tego pomysłu. Mam 37 lat. W zeszłym roku poroniłam dziecko z drugim mężem. To była rzeźnia, pozbawiono mnie kobiecości. Nie jestem już kobietą.
Kochana Cegło!
W najgorszych chwilach chandry rozważam mgliście „odejście” definitywne.
Spisałam oczywiście kartkę ze słupkami za i przeciw. Nie umiem podliczyć, porównać ciężaru gatunkowego obu rubryk. Rówieśnicy mojego dziecka uważają, że gdy ktoś sugeruje zakazane słowo „samobójstwo” i jeszcze pcha się z tym do Internetu – jak ja teraz – to zazwyczaj szuka kogoś, kto go odwiedzie od tego pomysłu. Moim zdaniem jest to uproszczenie. Jeszcze nie stoję na krawędzi przepaści, nie zastanawiam się serio, czy skoczyć. Tak się tylko luźno zastanawiam. Moje życie – moje prawo, czyż nie? A może właśnie nie?
Mam 37 lat. W zeszłym roku poroniłam dziecko bardzo chciane, z drugim mężem. To była rzeźnia, pozbawiono mnie całej kobiecości w sensie fizjologicznym, jestem już w smudze cienia, na marginesie tych spraw.
Mąż początkowo próbował zmobilizować mnie do życia, ale bardzo brutalnymi, prostackimi metodami. To była musztra. Szybko skapitulował, twierdząc, że moja depresja to jest charakter, wymówka, nie choroba. Zapamiętam to wykrzyczane zdanie do końca życia, ilekolwiek trwać będzie.
Potem mąż odszedł. Sądzę, że nigdy nie kochał mojej pierwszej córki, chciał mieć „swoje” dziecko „na własność”. Moi rodzice nie okazali mi jak zwykle współczucia ani zrozumienia. Zawsze byli ludźmi wymagającymi, dla nich jedyne rozwiązanie wszelkich problemów to wziąć się w garść, ogarnąć się, oprzytomnieć… Słowa kluczowe w ich języku, nietolerowanie słabości.
Teraz mam kredyt na mieszkanie dla siebie i córki, pętla na szyi, ale była konieczna. W mojej firmie dzieje się źle, szykują się redukcje pensji, a może nawet etatów. Mam długi u znajomych. Wstydzę się swojej podrzędnej pozycji, uzależnienia od innych. W perspektywie nie dostrzegam światełka, by wyplątać się z tego umotania. Jednak córka ma 14 lat i muszę zaspokoić jej podstawowe potrzeby jeszcze na kilka lat, zanim przestanie mieć wobec mnie (słuszne) oczekiwania i zacznie żyć własnym życiem…
W moim pojedynczym życiu sensu nie widzę.
Młoda, niekochana, staruszka bankrutka.
Ewa
***
Kochana Ewo!
Sytuacja jest patowa, nie przeczę. Tym bardziej namawiam do mocnego przetarcia oczu – zaraz wyjaśnię, dlaczego.
Masz do siebie i swojego prywatnego dramatu jeszcze spory dystans, a to już jakieś światełko, którego szukasz, tylko nie dostrzegasz. Spróbuj proszę to wykorzystać. Poczucie przegranej każe Ci widzieć absolutnie każdy aspekt Twojego życia w najczarniejszych barwach, znajdźmy jednak jasny punkt, który pomoże Ci się wynurzyć z odmętów pesymizmu.
Jest tu kilka niedomówień, wśród nich może da się poszukać pozytywów. Rozumiem, że mąż pozostawił Cię po rozwodzie bez żadnego zabezpieczenia finansowego. Nie mógł zrobić inaczej, czy Ty uniosłaś się honorem? Takie zaniedbanie da się jeszcze odkręcić przy odrobinie mobilizacji. W jaki sposób zaspokajane są potrzeby finansowe córki z pierwszego małżeństwa? Otrzymuje chyba rentę lub alimenty? Kwestie prawne są jednak ostatnie w kolejce spraw do załatwienia…
Pytam o te prozaiczne sprawy, gdyż poczucie minimum bezpieczeństwa ekonomicznego jest bardzo ważne przy wychodzeniu z psychicznego dołka, i chciałabym, żebyś się skoncentrowała na sprawach praktycznych. Musisz tym razem spisać na kartce swoje aktywa – dosłownie i w przenośni. Przecież kredyt na mieszkanie – nawet maciupeńkie — nie wziął się z powietrza, prawda? Jeżeli udzielono go samotnej matce, podstawy musiały być w miarę solidne, a Ty – wiarygodną dla banku klientką. Co najmniej osobą mającą stabilną pracę i niezłą płacę. A zatem, jesteś też w jakiejś dziedzinie dobra i nieźle wykształcona. To z kolei kapitał, którego nikt Ci nie odbierze – możesz jedynie zaprzepaścić go sama, jeśli tak postanowisz.
Na razie potraktuj go jak punkt wyjścia do dalszych rozmyślań nad sobą. I powód do dumy. Nawet jeśli czujesz się teraz nieważna i bezradna, pamiętaj, że nie definiuje Cię to poczucie. Powinęła Ci się noga, to się zdarza najwartościowszym ludziom. A nawet częściej tym, niż innym…
Utrata dziecka i przedwczesna menopauza to wielki dramat, przyznaję. Tu jednak kolejne niedomówienie – piszesz o tym tak, jakbyś nie miała możliwości skorzystania z żadnej pomocy, opieki medycznej towarzyszącej tak drastycznej operacji, a przecież jako „etatowiec” jesteś ubezpieczona. Czy nie zaproponowano Ci HTZ, nie skierowano po szpitalu na konsultację do psychiatry czy psychologa? Byłabym ogromnie zdziwiona. Możliwe jednak, że na własną odpowiedzialność zaniechałaś pewnych rzeczy w natłoku złych wydarzeń. Pamiętaj, że do tych spraw również można wrócić, nie przedawniły się. Metrykalnie jesteś młodą kobietą i zdrowie to Twój kolejny kapitał. O nie zadbałabym teraz przede wszystkim.
Dlatego program dla Ciebie: odstawiasz rzeczy, których już nie ma lub jeszcze się nie wydarzyły. Zamiast o niedobrym mężu i nie spolegliwych rodzicach, myślisz teraz o sobie, córce, przyjaciołach, którzy są, bo wsparli Cię finansowo. Zamiast o utracie pracy, którą przecież wciąż jeszcze masz – o tym, jak się wzmocnić psychicznie i przygotować na najgorsze, gdyby nadeszło. Przede wszystkim maszerujesz do lekarza, który powinien zdiagnozować Twoje poczucie bezsensu i zaordynować leki. Depresja pozostawiona samopas to teraz Twój największy wróg. Nieprawdą jest, że obowiązki, na przykład odpowiedzialność za dziecko, powstrzymują jej rozwój. Lekarzowi musisz też nakreślić wszystkie swoje bieżące problemy wymagające rozwiązania, by mógł dobrać terapię farmakologiczną, która szybko przyniesie poprawę nastroju. Nie kwalifikujesz się w obecnej sytuacji na wielomiesięczną terapię u psychologa – musisz być efektywna i operatywna na co dzień. Z tego też powodu powinnaś udać się do ginekologa endokrynologa i uregulować sprawy hormonalne, w znacznym stopniu wpływające na samopoczucie psychiczne kobiety, szczególnie w Twojej sytuacji.
Następny ruch to analiza sytuacji finansowej. Może Twoje kłopoty wiążą się z tym, że wpadłaś w spiralę kredytową, zadłużyłaś się w kilku bankach, a potem łatałaś to pożyczkami prywatnymi? W tego typu uzależnienie wpadają często ludzie znerwicowani, o zaburzonej samoocenie. To żaden wstyd, choć konsekwencje oczywiście trzeba ponieść i na pewno czeka Cię okres większych wyrzeczeń. Mogłabyś na przykład wrócić do doradcy, który obsługiwał Twój kredyt mieszkaniowy, zapytać, jakie są opcje. Z bankami da się negocjować. Masz jeszcze dużo czasu na wywiązanie się z zaciągniętych zobowiązań, można je inaczej rozplanować.
Uzyskanie fachowej porady w tej sprawie zdejmie Ci z barków część ciężaru. Generalnie, niech część rozwiązań podsuną ci, którzy się na tym znają, nie walcz ze wszystkimi demonami w pojedynkę. A potem już każdy kolejny węzeł będzie łatwiej rozsupłać.
Będzie Ci również łatwiej otworzyć się na innych – w tym porozmawiać ze swoimi znajomymi-wierzycielami, poprosić o cierpliwość, nie ustawiając się w pozycji ofiary. I generalnie przestać unikać kontaktów z ludźmi. Zdziwiłabyś się, jak wielu z nich dźwiga własne traumy. Skrywanie ich w sobie, chowanie się przed światem, niczego nie ułatwia. Przekonasz się o tym, prostując plecy i oddychając pełną piersią po pierwszej szczerej rozmowie przy kawie z kimś życzliwym.
Na resztę przyjdzie czas. Na przykład na wspomnianą terapię długofalową, która pomoże Ci uwierzyć, że bycie kobietą i życie pełnią życia nie jest definiowane przez naszą fizjologię.
Czego Ci z całego serca życzę. Do dzieła, Ewo!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze