Nigdy nie jest za późno
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuTo jedyna banalna prawdą, która jest prawdą – naprawdę. Szedłem przez Kraków do swojego świeżo odmalowanego mieszkania, gdzie czekała na mnie żona z dzieckiem pod sercem. Towarzyszyła mi dobra przyjaciółka, gadaliśmy wesoło, aż wreszcie postanowiłem zrzucić ciężar z serca. Powiedziałem: wiesz, boję się, że w moim życiu nic już się nie zdarzy. Wypowiadając to zdanie, schyliłem się do samej ziemi, bo leżała tam stówka. Ludzie, którzy mówią, że wszystko jest stracone, że masz czterdzieści, sześćdziesiąt lat i życie jest za tobą – kłamią.
To jedyna banalna prawdą, która jest prawdą – naprawdę.
Opowiem wam, co kiedyś mi się zdarzyło. Moja młodość była bardzo burzliwa oraz bogata. Robiłem te wszystkie rzeczy, których nie powinienem. Tak, jest czego zazdrościć.
A potem, gdzieś koło trzydziestki postanowiłem skończyć z wygłupami. Czekało na mnie poważne, dorosłe życie w całej swej okropności. Ożeniłem się, kupiliśmy mieszkanie, miał nam urodzić się syn. Cieszyłem się perspektywą spokoju, stabilnego kursu w dojrzałość i starość. Wyobrażałem sobie, jak zmieniamy mieszkanie na większe, jak jeździmy na wakacje do Egiptu i przeżywamy wspólnie kolejne fazy rodzicielstwa. Ale trapił mnie pewien lęk.
Tego dnia szedłem przez Kraków, ulicą Grodzką do swojego pięknego, świeżo odmalowanego mieszkania, gdzie czekała na mnie żona z dzieckiem pod sercem. Towarzyszyła mi dobra przyjaciółka (nie z TYCH przyjaciółek, żeby nie było), gadaliśmy wesoło, aż wreszcie postanowiłem zrzucić ciężar z serca. Powiedziałem: wiesz, boję się, że w moim życiu nic już się nie zdarzy.
Wypowiadając to zdanie, miękkim ruchem schyliłem się do samej ziemi.
Schyliłem się, bo leżała tam stówka. Zobaczyłem ją w chwili, gdy zacząłem mówić.
Niedługo później było po małżeństwie. Przeszedłem przez swoje małe piekiełko, po którym nie zostało nawet złe wspomnienie. W ciągu niecałych siedmiu lat, które minęły od chwili, gdy podniosłem stówkę, przeniosłem się do Warszawy i do Kopenhagi, wydałem mnóstwo książek, a przygód miałem jeszcze więcej. Zjechałem Afrykę i Stany Zjednoczone, wypiłem morze wódy z cudownymi ludźmi, zbudowałem nowy, bardzo zdrowy związek i zdołałem zbudować sensowną relację z synem. Zdarzyło się też wiele, wiele innych rzeczy, z których połowa wystarczyłaby komuś innemu na całe, długie życie. Mam jednak większe wymagania.
Nie piszę tego, żeby się chwalić. Chce was przekonać.
A chcę was przekonać do tego, że ludzie, którzy mówią, że wszystko jest stracone, że masz czterdzieści, sześćdziesiąt, osiemdziesiąt lat i życie jest za tobą – kłamią. Mówią o swoim życiu, o własnym braku odwagi i znikomych potrzebach. Jeśli mi nie wierzycie, uwierzcie komuś innemu.
W starożytnym Rzymie żył sobie pewien facet. Pochodził ze znakomitego rodu, ale młodość spędził na zabawie. Pierwsza próba zrobienia kariery politycznej skończyła się ucieczką na bagna, ukrywaniem się i uwięzieniem. Nasz bohater piastował kolejne, przeciętne urzędy i wszystko wskazywało na to, że nie dokona w niczego niezwykłego. Na domiar złego, dobiegał czterdziestki, czyli, biorąc pod uwagę ówczesną długość życia zbliżał się do starości. Powiedział sobie: muszę coś z tym zrobić.
Ten człowiek to Juliusz Cezar. Wkrótce potem rządził całym starożytnym światem. Tak, później został zamordowany. Bez ryzyka nie ma zabawy.
Inny przykład, nieco bliższy. Zobaczcie sobie dokument „Anvil: Historia kowadła” w reżyserii Sachy Gervasi'ego (scenariusz do „Terminala” Spielberga). Dziennikarz "The Times" napisał, że jest to najlepszy film jaki kiedykolwiek nakręcono o rock and rollu, więc chyba warto. „Anvil…” opowiada o dwóch facetach z tytułowego zespołu metalowego. W latach osiemdziesiątych zagrali parę dużych koncertów, potem słuch o nich zaginął. Nagrali mnóstwo płyt, których nikt nie usłyszał. Gitarzysta zarabia na życie rozwożąc catering dla szkół. Pałker żre prochy. Mają po pięćdziesiąt lat, z czego większość zeszła im na granie trzeciorzędnej muzyki metalowej. Film skupia się na europejskiej trasie koncertowej i nagraniu nowej płyty. Trasa, organizowana przez promotorkę nie znającą angielskiego okazuje się potworną klęską, płyty, nagranej za pożyczoną kasę nie chce kupić żadna wytwórnia. Kompletna klapa.
Zobaczcie ten film. Nawet jeśli nie znosicie metalu. Popłaczecie się jak na „Królu lwie”.
„Anvil: historia kowadła” odniósł ogromny sukces, zdobył wiele nagród i dziś cieszy się statusem dzieła kultowego. Tak, ten film przyniósł sukces zespołowi. Dziś tych dwóch palantów gra duże trasy koncertowe. Mieli epizod w „Sons of Anarchy”. Uwielbia ich Quentin Tatarantino. Przypomnijmy, mowa o dwóch tępych, choć uroczych długowłosych dziadach, grających muzykę na poziomie garażu.
Wiem, że każdy, niespodziewany, spóźniony sukces równoważy tysiąc porażek. Zdaję sobie sprawę, że pieprzę tutaj głodne kawałki, jakbym próbował sprzedać wam ubezpieczenie.
Po prostu naprawdę wierzę w to, że nigdy nie jest za późno. Nieważne ile masz lat i co robiłaś wcześniej. Istnieje tylko jedna cezura – zdrowie. Gdy ono się nieodwołalnie posypie, jest posprzątane.
Skąd wziął się przeciwny pogląd? Skąd ten nacisk na ograniczenia? Sprawa jest jak zwykle złożona. Najczęściej bliscy po prostu nas kochają i nie chcą, żebyśmy zmieniali swoje życie. Boją się też, że z niego wypadną.
Drugim powodem jest zawiść. Do życia w zgodzie z utrwalonym rytmem i smętnego przystawania na warunki dyktowane przez upływający czas najchętniej namawiają ci, którym się nie powiodło. Ewentualnie przegrali swoją batalię o dobre, ciekawe, spełnione życie. Teraz stawiają się w roli psów ogrodnika.
I wreszcie trzeci powód, wywiedziony z historii. Otóż jeszcze niedawno było zupełnie inaczej. Życie z gotowością na zmianę, na przewartościowanie wszystkich wartości było niemożliwe, lub bardzo utrudnione. Mam na myśli czas Polski Ludowej. Nasi rodzice go pamiętają, dziadkowe jeszcze bardziej. Dlatego ostrzegają. Nie można mieć do nich pretensji. Ale też nie wolno ich słuchać.
Więc, jeśli myślicie, że w waszym życiu już nic się nie wydarzy, jesteście w błędzie. Życie ma za nic wasze zdanie i podejmie własną decyzję. Będziecie musieli się dostosować.
A jeśli znajdziecie stówkę na ulicy, tę stówkę, która zapowiada WIELKĄ ZMIANĘ, to co zrobicie?
Ja swoją niezwłocznie przepiłem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze