Zazdrosny o przyrodnie rodzeństwo
CEGŁA • dawno temuJestem rozwiedziona, mam 20-letniego syna. Były mąż związał się z inną kobietą. Nie zmieniło to relacji z synem, zawsze był na każde jego skinienie. Zaszokowała mnie histeryczna reakcja syna na ciążę drugiej żony jego taty. Najpierw wygłosił moralizatorskie przemówienie na temat ojca, który zwariował na starość, następnie chwycił barek i wybił szybę w drzwiach do pokoju. Potem krzyczał, że nigdy jego noga nie postanie w tamtym domu i że już teraz nienawidzi tego dziecka. Czy w tym wieku można być zazdrosnym o przyrodnie rodzeństwo?
Droga Cegło!
Jestem rozwiedziona, mam 20-letniego syna. Byliśmy z mężem dość typową parą z liceum, Michał urodził się, gdy miałam lat 19, a jego tata 17:). To się oczywiście mogło udać, ale niestety nie udało się. Rozstaliśmy się jako plus minus trzydziestolatki, po wielkich burzach, które dziś wydają się mi malutkie. Ale co tam, nie byliśmy dla siebie stworzeni.
Kilka lat temu były mąż związał się z inną kobietą. Nie lubię jej, ale przyznaję, że ma na niego dobry wpływ. Spoważniał, wydoroślał, zaczęło mu się dobrze wieść w finansach. Jest odpowiedzialny za Michała, zawsze był na każde jego skinienie, tu nie mogę narzekać. Nigdy nie oczekiwałam niczego dla siebie, ale troska o syna jest dla mnie ważna. Dzięki ojcu Michał praktycznie już się usamodzielnił – ma własne mieszkanie, studiuje, dorabia. Zawsze był w ojcu „zakochany”, traktował jak wyrocznię – nie broniłam mu tego ani nie niszczyłam, jak to bywa w rodzinach po rozwodzie. Nawet zmusiłam się do widywania od czasu do czasu Sylwii – mojej następczyni, którą Michał też w końcu niechętnie raczył zaakceptować u boku ojca.
Jest jednak coś, o czym nie wiedziałam, a co teraz wybuchło jak ukryta mina. Podobno mąż wspomniał kiedyś Michałowi w jakiejś rozmowie, że nie będzie miał z Sylwią dzieci, bo jeden taki wymagający dryblas w zupełności mu wystarczy… Wiem zresztą, że miał jakiś kompleks na tym punkcie, że zaczęliśmy za wcześnie i że nie nadaje się na ojca, nie sprawdził się… Z czym w sumie wcale się nie zgadzam.
Sylwia jest młodą kobietą i ma swoje oczekiwania, nie zdziwiło mnie więc, że dziecko jednak ma się pojawić. Nawet się cieszyłam, że mąż zmienił zdanie, w końcu stać go na pełną, nową rodzinę i nie ma jeszcze nawet czterdziestu lat… Zaszokowała mnie reakcja syna na tę ciążę, nie mogę jego zachowania nazwać inaczej jak histerią! Michał, gdy komunikował mi o nowinie (chociaż ja wiedziałam dzień-dwa wcześniej, tak się złożyło) – najpierw wygłosił moralizatorskie przemówienie na temat ojca, który rzekomo zwariował na starość, następnie chwycił barek i wybił szybę w drzwiach do pokoju, demolując jeszcze kilka rzeczy. Potem krzyczał, że nigdy jego noga nie postanie w tamtym domu i że już teraz nienawidzi tego dziecka, chociaż jeszcze się nie urodziło. Nie wiedziałam, czy wzywać pogotowie czy policję, na szczęście momentalnie się uspokoił i uciekł.
Wspomniałam już chyba, że syn ma lat 20, nie 12. Zawsze dostawał od ojca wszystko, co chciał, a teraz to się nie zmieni, tyle, że sam jest w tej chwili dorosły i nie ma powodu po wszystko wyciągać ręki. Jestem zakłopotana, przykro mi nawet z powodu Sylwii – nie wiem, czy tam też nie rozpętał jakiejś brutalnej awantury… Nie rozumiem tego napadu ani jego przyczyn. Rozmawiałam z mężem, machnął na to ręką, mówi, że Michałowi przejdzie. Syn przestał przychodzić do mnie, chyba uważa, że jestem w jakiejś zmowie i trzymam stronę ojca… Nie odbiera moich telefonów (ojca też). To dziecinne. Czy w tym wieku w ogóle można być zazdrosnym o przyrodnie rodzeństwo, przecież to absurd?
Hortenka
***
Droga Hortenko!
Zagrożenie, jakie odczuwa Michał, nie jest natury li tylko materialnej, chociaż z pozoru może się tak wydawać: ojciec teraz skupi się na nowym potomku i przestanie spełniać zachcianki pierworodnego. Naturalnie, ten element również istnieje, bo jeśli panowie mieli relację zbudowaną na poczuciu winy ze strony Twojego byłego, to wiadomo, że syn musi być mniej lub bardziej rozpieszczony i przyzwyczajony tego, że na tatę może teraz liczyć we wszystkim, bo tata musi „zapłacić” za to, że odszedł z jego życia.
Obliczam, że gdy się rozstawaliście, Michał był wczesnym nastolatkiem, a to moment wielkiej kruchości i wrażliwości emocjonalnej. Nie jest Waszą winą, że w ferworze rozwodu nie zdołaliście zapewnić synowi poczucia równowagi, bezpieczeństwa emocjonalnego – sami działaliście w wielkich emocjach, przyjaźń przyszła później. Niestety, zakochany w ojcu chłopiec przeżył traumę. Nie znając do końca – a może wcale – powodów Waszego rozejścia, chyba jednak większą winą obarczył jego. I przez resztę czasu, kochając go, jednocześnie stawiał mu wysoko poprzeczkę-nauczkę: skrzywdziłeś mnie, więc płać. Tak to wygląda w ogromnym uproszczeniu.
Michał jest może dorosły metrykalnie, ale jakaś część jego osobowości pozostaje osobowością rozżalonego chłopca, któremu teraz rośnie wyimaginowany „rywal”. Dla większości dzieci, gdy ojciec nie znika całkiem z ich życia po rozwodzie, rodzina pozostaje cały czas jednością, jakkolwiek pękniętą. Zawsze tli się mniej lub bardziej irracjonalna nadzieja powrotu do normalności. Związek z inną kobietą nie zabija tej nadziei, bardzo często jest wręcz przez dziecko lekceważony. A nie sądzę, by Michał nie wiedział też o Twojej rezerwie wobec Sylwii… To mu jeszcze dodawało pewności siebie w stosunkach z ojcem. Chciał pozostać na zawsze numerem jeden w jego życiu i w zasadzie był już „pewien swego”. A tu nagle okazało się, że ta relacja nie wyczerpuje potrzeb ani życiowych planów ojca.
Michał postrzega to jako „zdradę” – ponowną, i tym razem ze strony Was obojga. Do Ciebie ma pretensje, sądząc, że chciałaś tę wiadomość przed nim zataić, do ojca – o całą resztę, w tym o niedotrzymanie danej kiedyś, „męskiej” obietnicy: jesteś i będziesz jedyny na świecie. To wszystko wydaje Ci się niespójne i pozbawione sensu, ale Michał został ugodzony w czuły punkt i musi wyleczyć ranę.
Nie chodzi o to, byście go ignorowali i przetrzymywali, „aż zgłodnieje”, bo Michał nie potrzebuje lekcji pokory, tylko samotnej inicjacji w tę prawdziwą dojrzałość. Powinniście z byłym mężem jakoś zaznaczać swoją obecność i troskę, próbować delikatnie kontaktu, by Michał wiedział, że tkwicie na wyznaczonych posterunkach i bardzo Wam na nim zależy. Ale wnioski musi wyciągnąć samodzielnie, uporać się z własnym gniewem. I jestem pewna, że to kwestia najwyżej tygodni. Nie ma tu patologii, która wymagałaby interwencji specjalisty. Zakładam, że przed rozwodem w Waszym domu nie leciały codziennie szyby. Michał po prostu chce być „facetem”, jak ojciec – cokolwiek to dla niego oznacza – a tamtą gwałtowną scenę spisałabym na karb gorącej krwi, która zabulgotała, gdy tata wyłamał się z ustalonego wizerunku. Teraz nabrał nowych rysów, stał się bardziej skomplikowany – i tę nową postać syn musi oswoić, zrozumieć, zaakceptować. Cierpliwości. A gdy dziecko się pojawi, Michał w ślad za ojcem nauczy się je kochać, jestem tego pewna. Oczywiście nie bez dozy dyplomacji ze strony wszystkich zainteresowanych:).
Pozdrawiam mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze