Aksamitna niechęć do Wielkiej Nocy
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuJuż dzieci poniosły koszyczki do święcenia. Zajączek schował prezenty w ogrodzie. Rozpalono ognie przy Grobach Pańskich w kościołach. W niedzielny poranek rodziny złożyły sobie życzenia, zasiedli przy suto zastawionych stołach i patrzyli na siebie z niechęcią, pogardą i nienawiścią. Nastał długi dzień, z którym nie wiadomo co zrobić. W Lany Poniedziałek, zgodnie z tradycją, odkorkowaliśmy buteleczki i cała Polska zalała się w trupa.
Już dzieci poniosły koszyczki do święcenia. Zajączek schował prezenty w ogrodzie. Rozpalono ognie przy Grobach Pańskich w kościołach. W niedzielny poranek rodziny złożyły sobie życzenia, zasiedli przy suto zastawionych stołach i patrzyli na siebie z niechęcią, pogardą i nienawiścią. Nastał długi dzień, z którym nie wiadomo co zrobić. W Lany Poniedziałek, zgodnie z tradycją, odkorkowaliśmy buteleczki i cała Polska zalała się w trupa.
Wielkanoc jest tym świętem, z którym nie wiem co zrobić. Nie znajduję żadnego sposobu. Inaczej jest z Bożym Narodzeniem, które wykształciło swoją formę świecką. Ludzie wierzący przeżywają dni Wielkiej Nocy po swojemu, ale mi, jako bezbożnikowi, nawet serce nie drgnie. Mam co najwyżej przykre poczucie daremności tej strasznej ofiary, która dokonała się dwa tysiące lat temu. Wszystko na próżno – żyjemy tak jak żyliśmy, umieramy tak samo jak pradziadowie i nikt nie pójdzie do Nieba.
Wszystko jest dziwne z tą Wielkanocą. Święto skacze sobie po kalendarzu, jakby nie wiedziało, co ze sobą zrobić – aż człowiek nabiera ochoty, by przyszpilić je jak muchę do konkretnej daty. Do tego, Wielkanoc wypada w weekend, rozciągając się jedynie na poniedziałek, co jest niewątpliwym utrapieniem dla naszego spragnionego dni wolnych społeczeństwa. Można zadać nawet pytanie czy przygotowywanie koszyczków, żarcie tych mdłych jajek i słuchanie co ciocia ma światu do obwieszczenia jest warte wolnego dnia ekstra.
Celebracja większości świąt dokonuje się wieczorem. Gwiazdka najlepszym przykładem. Tymczasem, jak sama nazwa wskazuje w wypadku Wielkiej Nocy najważniejsze jest poranne śniadanie. Człowiek wstanie, nażre się, pogada, a potem co? Jak przeżyć dzień w towarzystwie rodziny, której unikaliśmy konsekwentnie przez okrągły rok? Zająć się sobą nie można. Rozmawiać jest trudno.
Pewnego razu znalazłem wyjście z sytuacji. Nie polecam go jednak nikomu. Spędzałem Wielkanoc w domu mojej ówczesnej narzeczonej. Jej ojciec, jakby rozumiejąc moje cierpienie, wydobył parę butelek domowego wina o nieznanej mi mocy. Nalał szklaneczkę. Wypiłem. Smakowało to jak sok z porzeczek, pozbawiony zawartości alkoholu. Pochłonąłem więc kolejną szklaneczkę i jeszcze następną. Ile ich było, nie pamiętam, wiem za to, że śniadanie wielkanocne stało się całkiem udanym przyjęciem, czymś pomiędzy stypą a wyborami miss domu spokojnej starości. Nagle polubiłem wszystkich, sypałem żartami jak z rękawa i wydało mi się nawet, że za chwilę wpadnie tutaj sam Zbawiciel, z półlitrówką i opowieścią o tym co nawyczyniał zstąpiwszy do piekieł.
No a potem musiałem wstać. Czynność ta powiodła się częściowo. Owszem, zdołałem uzyskać postawę pionową, lecz tylko po to, by natychmiast ją utracić. Wyrżnąłem o podłogę i to zdrowo. Jakimś cudem dowlokłem się na kanapę, gdzie zasnąłem. To było naprawdę mocne wino.
Mój przyjaciel miał jeszcze gorzej. Miał bowiem żonę. Sama perspektywa posiadania żony wpędza mnie w przerażenie, ale ta babeczka była specjalnego autoramentu. Na pierwszy rzut oka jawiła się kobietą pełną zalet: piękna, mądra, dowcipna, do tego z obfitym stanem konta i takim też cycem. Niestety, jej foremna główka skrywała nieprawdopodobnego wręcz zajoba. Laska była strzelona jak marcowy zając. Do tego, jak przystało na osobę wierzącą, szalała zgodnie z kalendarzem liturgicznym. Eskalacja jej obłędu zależała od wagi święta. Na przykład w dzień Matki Boskiej Zielnej potrafiła wyrzucić z domu wszystkie rzeczy koloru czerwonego. W Boże Ciało, dla odmiany, wywalała małżonka razem ze wspólnym potomstwem, twierdząc, że będzie prowadzić życie pustelnicze, a trzypokojowe mieszkanie na gierkowskim osiedlu zamieni w erem. Tuż przed Bożym Narodzeniem Archanioł Gabriel obwieścił jej, że powinna żywić siebie i bliskich wyłącznie surowym mięsem.
Im poważniejsze święto, tym obłęd był bardziej widowiskowy. W tym miejscu wypada przypomnieć, że Wielkanoc to najważniejszy dzień dla wszystkich chrześcijan na świecie.
Gdzieś na początku wielkiego postu, mój przyjaciel, człowiek na co dzień rubaszny i wesoły, gasł jak starzec złamany chorobą. Zagadywany odpowiadał burknięciami i bez przerwy patrzył we wnętrza własnych dłoni. Dwa tygodnie przed Wielkanocą zaczynał nerwowo oglądać się za siebie, jakby spodziewał się skrytobójcy. Wielki Poniedziałek witał wychudzony, roztrzęsiony, blady. W oczach lśniły mu łzy, opowiadał coś o klątwie i przysięgał, że do środy popełni samobójstwo. Istotnie, dwa dni później przypominał trupa, jakimś cudem przywróconego do świata żywych. Oczekiwał ciosu. Nie wiedział tylko, z której strony on spadnie i w jaką część ciała uderzy. Piszę te słowa, a on, biedaczyna, siedzi w kącie i je xanax jak cukierki.
W Wielkanoc jego piękna żona zawierała pakt z Bogiem, rozpoczynała przygotowania do Apokalipsy, bądź obwieszczała, że muszą wszyscy udać się w leśne ostępy i tam żreć korzonki, gdyż tak chce Pan.
We wtorek wszystko było dobrze. Stawała się czuła, wyrozumiała i kochająca. Zapytałem mojego przyjaciela, czemu właściwie znosi to jej szaleństwo. Odpowiedział wówczas: „ona mi to tak pięknie wynagradza!”.
Może to jest jakaś metoda?
Myślę o moim przyjacielu, jego żonie i dochodzę do wniosku, że moja Wielkanoc nie jest taka zła. Tylko dalej nie wiem, po co właściwie jest to święto. Są jednak tacy, co wiedzą. Chodzi mi tutaj oczywiście o najbardziej potwornych przedstawicieli ożywionej przyrody, a mianowicie o dzieci. Nieznośne te maleństwa uwielbiają prezenty od zajączka i nawet, z tego co wiem, cieszą się perspektywą pójścia na święcenie. Śmigus dyngus to już istny festiwal tych dwunożnych bazyliszków. Ich śmiech rani uszy i ściska żołądek.
Ale trudno. Święta są dla nich. No bo dla kogo?
Wszystkiego najlepszego, dziewczyny, choć jest już po czasie. Kochajcie swoich facetów i nie dbajcie o linię.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze