Moja druga połówka
ANNA PAŁASZ • dawno temuNie od dziś wiadomo, że w nadmiarze alkohol szkodzi. Nie tylko zdrowiu, ale i związkom. Okazuje się, że w wódce można utopić nie tylko smutki, ale i największe szczęście, które wydawało się niezatapialne. Kilka osób opowiedziało nam, jak alkohol pokonał miłość.
Nie od dziś wiadomo, że w nadmiarze alkohol szkodzi. Nie tylko zdrowiu, ale i związkom. Okazuje się, że w wódce można utopić nie tylko smutki, ale i największe szczęście, które wydawało się niezatapialne.
Alicja (21 lat, studentka z Bydgoszczy) nie lubiła imprez. Nie dlatego, że drażniła ją głośna muzyka czy zadymione kluby. Alicja nie znosiła widoku swojego chłopaka, pijanego jak szpadel, tracącego nad sobą kontrolę pod wpływem ilości wypitego alkoholu.
— Wiedziałam, w co się pakuję. Uchodził za człowieka, który nie trzeźwieje. Na początku to nawet próbował się wstrzymywać od picia, chciał zrobić dobre wrażenie i właściwie były takie miesiące, że nie pił wcale. Potem wrócił do swojej największej życiowej pasji. Miał tak, że potrafił nie pić kilka weekendów z rzędu, ale potem to sobie odbijał. Jak zaczął, nie mógł przestać – dopóki wódka była na stole, to pił. Jak był pijany, gadał bzdury, robił z siebie idiotę, ja się musiałam wstydzić, a potem jeszcze znosić jego awantury. Raz jedyny zabrałam go na wesele, wypił tyle, że zwymiotował na parkiecie. Z zasady odmawiałam udziału w każdej imprezie rodzinnej – nie chciałam się wstydzić za swojego faceta. To żałosne i smutne, kochałam go, ale nienawidziłam faktu, że się nie kontroluje. Wreszcie nie wytrzymałam, bałam się o niego – pił, aż tracił przytomność, nie mogłam go nigdzie samego puścić, bo nie miałam żadnej gwarancji, że ktoś go odholuje do domu. Prosiłam, groziłam, na nic. On uważał, że ma prawo pić, że studia to czas imprez, że mu kiedyś przejdzie. Jego rodzice rozkładali ręce, trochę chyba lekceważyli i nadal lekceważą problem, przecież kiedyś to minie, znudzi mu się. Nie wierzę w to. Za dużo widziałam, za bardzo go ciągnie do alkoholu, to wymknęło się spod jakiejkolwiek kontroli. Próbowałam mu pomóc, ale kończyło się kłótniami, kompletnie nie potrafiłam do niego dotrzeć. Nie było mi fajnie z myślą, że go zostawiam bez pomocy, ale nie chciałam, by pociągnął mnie na dno ze sobą.
Patrycja (29 lat, przedszkolanka z Gdańska):
— Nie wytrzymałam. Mimo całej miłości, pomimo tego, co przeżyliśmy, planów jakie mieliśmy względem siebie. Wszystko szlag trafił przez jego uzależnienie od alkoholu i mój brak cierpliwości do niego. Bywało tak, że pił bez przerwy kilka dni. Każda impreza była traumą, zawsze były problemy. Po alkoholu robił się agresywny i odważny, potrafił demolować komuś mieszanie, dać w twarz dobremu kumplowi. Najgorsze jednak było to, że po wypiciu alkoholu budził się w nim amant. Nie raz i nie dwa obmacywał moje koleżanki, albo jakieś obce panny. Dwa razy przyłapałam go na całowaniu się z innymi dziewczynami na imprezie, na której był ze mną. Doszły mnie słuchy, że uprawiał też seks z jedną z nich. Nigdy nie powiedział mi prawdy, zawsze zrzucał wszystko na alkohol i urwany film. Obiecywał, że się zmieni, że to ostatni raz, a ja mu wierzyłam. Potem znowu wpadali koledzy z piwem, albo jakaś impreza się zdarzała urodzinowa. Musiałam go wiecznie pilnować, wiecznie odsuwać kieliszek, wychodziłam na zołzę, wyzywał mnie i przeklinał. Ile razy płakałam, nie zliczę. Zawsze kończyło się na moich łzach i jego kacu. Było mi cholernie przykro, że nie potrafi zrezygnować z picia. Doszłam do wniosku, że to nie ma sensu, że wykończy mnie i siebie. Zerwałam z nim, nie utrzymujemy kontaktu. Wiem jednak, że nadal pije ile wlezie, chyba nawet zawalił rok na studiach – różne rzeczy słyszałam o nim i jego wyczynach, szkoda w ogóle powtarzać. To jego życie, nie będę go na siłę nawracała, sam wybrał. Znudziło mi się wciąganie go do taksówki i wyszarpywanie butelek z ręki. Szkoda zdrowia.
0,7 zgłoś się
Ania (27 lat, dziennikarka z Katowic) początkowo lekceważyła problem. Przeszkadzało jej, że jej chłopak pije, ale nie chciała robić awantur – przecież każdy facet lubi sobie wypić. Ale nie każdy nie panuje nad sobą.
— Trzeźwy Artur był człowiekiem spokojnym, kochającym. Po pijaku zmieniał się w jakiegoś chorego awanturnika, potrafił obrażać wszystkich dookoła, w tym mnie. Wytrzymywałam i tolerowałam jego zachowanie do czasu, aż podniósł na mnie rękę. To była jakaś impreza, ja chciałam wracać do domu, on akurat organizował wypad po wódkę do monopolowego. Nie chciałam go tam zostawiać, poza tym nie chciałam wracać sama, to nie było zbyt bezpieczne wyjście. Zamówiłam taksówkę, próbowałam go odciągnąć od znajomych i powtarzałam, że musimy iść. On szarpał się, ignorował mnie wyrywając się z moich rąk. Wreszcie spojrzał na mnie z taką wściekłością, wyzwał od najgorszych i uderzył w twarz. Pamiętam, że rozpętało się piekło. Koleżanki zabrały mnie do domu, a Artur dostał po pysku za to, że podniósł na mnie rękę. Oczywiście następnego dnia przepraszał, prosił o wybaczenie, o jeszcze jedną szansę. Szczerze mówiąc, zaczęłam się go wtedy bać i nie potrafiłam zaufać. Czułam się upokorzona, to był koniec naszego związku.
Łukasz (32 lata, bankowiec z Rzeszowa) zostawił swoją żonę dla wódki. Do tej pory jest przekonany, że dokonał słusznego wyboru.
— Ona nie rozumiała, że facet musi się wyluzować po tygodniu pracy. Dla niej byłem tylko bankomatem, ciągle się kłóciliśmy, bo nie podobało jej się, że lubię wyjść z kolegami na piwo. Ciągle się musiałem tłumaczyć, dla niej to najlepiej jakbym pracował cały czas, nie miałem prawa do przyjemności. Zostawiła mnie, bo dowiedziała się, że oprócz wódki na każdej imprezie towarzyszy mi też jakaś panienka. Nie żałuję niczego, gdybym chciał ją zatrzymać, zrobiłbym to. Jestem wolny i robię, co chcę, mój dom jest otwarty dla kumpli, robimy takie imprezy, że głowa mała. I cieszę się życiem. Nie piję za dużo, nie ma czegoś takiego. Ciągle mi się wydaje, że piję za mało.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze