Omdlewająca fire woman
ZUZA • dawno temuStrażackie przygody Zuzy. Kobiety w straży pożarnej. "Bieg sprawnościowy", który kończy się niewiele od omdlenia.
Partner mojej mamy jest strażakiem, szefem szkolenia straży pożarnej. Peterniezmiennie sypie z rękawa rozmaitymi historiami związanymi z wykonywanymzawodem — smutne, podnoszące na duchu, anegdotyczne, tragiczne, a każda zapierającadech w piersiach. Ostatnio rzuciłam — tak dla żartu, że z chęcią sama bym zostałastrażakiem (-czką?). Czemu nie? — odrzekł. Zostałam uświadomiona, że — zgodnieze stanowczym potępieniem przez tutejszy rząd wszelkich przejawów seksizmuczy rasizmu — Nowa Zelandia to jeden z niewielu krajów, w których równieżkobiety mogą robić karierę jako zawodowy strażak. Kryteria w stosunku do płcipięknej są 20% niższe niż w stosunku do mężczyzn.
Peter mówi, że kilka kobiet pracuje na stacjach straży, które on nadzoruje i część z nichjest bardzo dobrymi pracowanikami. Zdarza się jednak, że dziewczyny mają jakiś głębokikompleks. Ażeby udowodnić, że są równe, albo i lepsze od mężczyzn, ryzykują, gdy niema ku temu potrzeby, przez co same wpadają w tarapaty, narażając również swoichkolegów, którym przychodzi ratować je z opresji.
Teraz właśnie jest najlepszy czas, aby stać się strażakiem, gdyż rząd nowozelandzkiw celu zmniejszenia bezrobocia wśród tak zwanych disadvantaged na rynku pracy,czyli kobiet, Maorów oraz Pacific Islanders (wyspiarze) wydał specjalne zalecenie.Wg nowych przepisów służby publiczne, między innymi straż pożarna, otrzymały wytyczną,żeby zatrudniać więcej przedstawicieli tych właśnie grup. Kwalifikując się do kategorii "kobieta",zainspirowana historiami Petera, jak i wizją zapoznania przystojnych strażaków "w akcji",postanowiłam wybrać się na "dzień otwarty". Super! Spodziewając się takich atrakcji,jak wykłady, oprowadzanie po stacji, no i może jakiś symulowany alarm pożarowy,podeszłam do całej sprawy zdecydowanie na luzie.
To, co zastałam na miejscu daleko odbiegało od moich oczekiwań. Dzień otwarty okazałsię typowym egzaminem, jakiego przechodzą ubiegający się o pracę w zawodzie strażaka.
Mimo wszystko, wciąż pełna zainteresowania i entuzjazmu, postanowiłam zobaczyć, w co sięto rozwinie. Zaczęło się od testu sprawności fizycznej. Każdy kandydat ubrany w ogromnekalosze, rękawice, hełm oraz butlę tlenową musiał przejść trasę, na której czekały przeróżneatrakcje: noszenie ciężarów, wchodzenie i schodzenie po schodach, rozwijanie węża strażackiegoi ciągnięcie manekina o wadze 80 kg. Cały ten maraton trzeba było wykonać w tempie,bez przystanków na złapanie tchu, bez odpoczynku, im szybciej, tym lepiej, bo czas byłskrupulatnie mierzony. Dziewczyny, które startowały przede mną, kończyły potworniezmęczone, jedna nie ukończyła testu. Poczułam dreszcz emocji i wyzwania — dochodzącdo wniosku, że przecież nie może być to aż tak trudne — w sekretnym postanowieniu bić sięchciałam z rywalkami o najlepszy czas…
Natychmiast jednak, gdy przyszła moja kolej, zrozumiałam, że nie będzie to kwestią lepszegoczy gorszego czasu, ale wytrzymania, dotrwania do końca testu…
Wpierw rozciąganie węża w biegu. Żadna z moich poprzedniczek nie miała z tym kłopotu,a ja ledwo, ledwo co i na ostatnim metrze byłam bliska poddania się! Po dociągnięciu wężado wyznaczonego punktu należało go rzucić, przejść parę metrów do miejsca, gdzie na plecydokładano dodatkowe kilogramy w postaci niedużego, lecz ciężkiego woreczka. Z tym dodatkowymciężarem musiałam wspiąć się schodek po schodku (nie można było pokonywać 2 stopni na raz)na 4 piętro ćwiczebnych rusztowań, zejść z powrotem na dół, gdzie już czekał 20 kg plastikowybaniak, który trzeba było nieść około 20 metrów, odstawić i z powrotem do rusztowania schodekpo schodku na 4 piętro (tym razem jednak bez ekstra kilogramów). Na górze każda kandydatkamusiała wciągnąć z samego dołu 16-kilogramowy ciężar przymocowany do liny. Resztką sił udałosię. Potem znowu zejść na dół, gdzie już czekała główna atrakcja: 80-kilogramowa kukła,ktorą należało ciągnąć 20 metrów w jedną stronę, wykręcić i z powrotem 20 metrów. Tam miałmiejsce prawdziwy horror. Z wysiłkiem, jakiego nie pamiętam w moim życiu dźwignęłam"przystojniaka" na wysokość bioder, odchyliłam się do tyłu i zaczęłam ciągnąć. Natychmiastzaczęło mi braknąć tchu tak, że musiałam co chwilę przystawać. Im dłużej i częściej stawałam,tym ręce stawały się słabsze. Żeby więc zapobiec wypadaniu manekina z omdlałych dłoni,zaczepiłam je w ten sposób, że gdyby nas nawet siłą próbowali rozdzielić, moje ręce ażdo łokci prawdopodobnie zostałyby przy manekinie. Był to sprawdzian siły woli, gdyż tylkodzięki niej zaciągnęłam kukłę do mety. Na ostatnich metrach otoczyło mnie 2 strażakówi 2 strażaczki, dopingując mnie — drąc mi się nad uchem: "You can do it, you're nearly there,you can do it, you can do it!" Doping pozwolił mi nie paść!!! Muszę przyznać, że jeszcze nigdyw moim życiu pokonanie kilku metrów nie stanowiło takiego wyzwania i nie łączyło się z takkoszmarnym bólem ciała. Uratowałam jednak mojego przystojniaka! Kiedy tylko przekroczyłammetę upadłam na tyłek, ciężko sapiąc. 9 min 27 sekund jeden z pierwszych czasów… od końca.Ale to nie było istotne, cieszyłam się, że przetrwałam… Jeden ze strażakow pomógł mi siępodnieść. Nogi jak z waty i nie od razu byłam w stanie normalnie iść — zataczałam się, będącbliska wywrócenia się. Sapania nie byłam w stanie wyciszyć przez kolejne 10 min., ogarnęła mnienagła potrzeba snu, której ledwo co byłam się w stanie oprzeć, do tego wszystkiego zrobiło misię niedobrze i musiałam lecieć do kibla. Zastanawiałam się, czy już uciekać czy za chwilę…Wciąż jednak za bardzo byłam ciekawa dalszego ciągu! Za chwilę rozpoczęły się kolejne testy- te jednak już o wiele lżejsze: 30 pompek, podnoszenie ciężarków, sprawdzenie siły uściskudłoni itp. Potem wywiad, a następnie test z języka angielskiego i z matematyki.
Wszystko trwało około 4 godzin. Muszę przyznać, że teraz czuję wielką satysfakcję,która wzięła się stąd, że przetrwałam do końca, że się nie poddałam, mimo że mogłam bez żadnychkonsekwencji odstąpić od sprawdzianu. W ciągu tygodnia powinnam otrzymać list od Straży Pożarnejinformujący mnie, jakie są moje mocne strony, a nad czym powinnam popracować, jeśli mamochotę zostać profesjonalną fire fighter.
Potwierdziło się, że "być strażakiem" to spore wyzwanie, któremu człowiek przeciętnie sprawnymoże nie sprostać. Zuza - the fire woman? Znajomi smieją się, że przecież mi to niepotrzebne,bo już i tak płonie we mnie ogień. Jednego jednak jestem pewna: będę pracować nad sprawnościąfizyczną i hartem, aby być w stanie pracować w straży pożarnej, jeśli bym tego zechciała.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze