Kobieta kobiecie wilkiem. W znanej telewizji! Omenaa myli molestowanie z flirtem
NINA WUM • dawno temuOd pewnego czasu po internecie i okolicach hula wieść, że znany dziennikarz telewizyjny regularnie molestuje współpracowniczki. Artykuł we "Wprost" nie przywołuje żadnych nazwisk, lecz dość szczegółowo przybliża paskudny ten proceder. Problem rozgłosiła jedna konkretna ofiara. Z dnia na dzień ujawniają się kolejne. Nazwisko niecnoty każdy może sobie wyszukać na własną rękę. Jak napisał Jacek Żakowski - tradycyjne media solidarnie, acz błędnie milczą w tej sprawie. Gdy sieć "wie" - i wydała już wyrok.
Od pewnego czasu po internecie i okolicach hula wieść, że znany dziennikarz telewizyjny regularnie molestuje współpracowniczki. Artykuł we "Wprost" nie przywołuje żadnych nazwisk, lecz dość szczegółowo przybliża paskudny ten proceder. Problem rozgłosiła jedna konkretna ofiara. Z dnia na dzień ujawniają się kolejne. Nazwisko niecnoty każdy może sobie wyszukać na własną rękę. Jak napisał Jacek Żakowski - tradycyjne media solidarnie, acz błędnie milczą w tej sprawie. Gdy sieć "wie" - i wydała już wyrok.
Przy takich przykrych okazjach zwykle dochodzi do głosu pewien rodzaj ludzi. Tych spod znaku "ja tam wiedziałem o tym od dawna" oraz "przecież to było oczywiste, pacjent ma kose oko i nogą powłóczy, wiadomo, że zwyrodnialec z niego niewąski." Mniejsza z tym, czy stojący pod nieformalnym pręgierzem dziennikarz istotnie jest tym winnym. Zapewne wszyscy zaintrygowani dowiedzą się tego wkrótce. Zastanawia co innego. Mianowicie: reakcja ze strony koleżanek po fachu. Potencjalnych pokrzywdzonych, którym się upiekło. Bo szef postanowił podręczyć kogoś innego.
Omenaa Mensah znana jest telewidzom jako pogodynka. Wdzięczny to fach, za to nieszczególny tytuł do sławy. Być może dlatego ta dziewczyna o miłej powierzchowności skorzystała ze skierowanych w swoją stronę mikrofonów. By wygłosić następującą złotą myśl:
Jak większość osób wiem o kogo chodzi. Mam nadzieję, że to była sytuacja jakaś jednorazowa, która się więcej nie powtórzy. Mam też nadzieję, że ta dziennikarka poradziła sobie z tym i że wykonuje swój zawód dalej. Jakiejś strasznej traumy z tego powodu nie ma. Trzeba dać do zrozumienia, że jest się w danym miejscu po to, żeby wykonać jakieś zadanie, pracować, a nie po to, żeby romansować. Bo jeśli ktoś chce w życiu coś osiągnąć, to musi liczyć na siebie, a nie na to, że ktoś mu coś załatwi. Jeśli kobieta nie potrafi postawić wyraźnej granicy, to mężczyzna potrafi wyczuć coś takiego. Ja, nawet jeśli w życiu miałam jakieś propozycje, to jasno dawałam do zrozumienia, że praca to jest praca.
Wszyscy wiemy, że telewizja niekoniecznie gromadzi najświatlejsze z głów. Liczą się raczej miłe uśmiechy. Ale przyznam, że zamurowało mnie od ilości szkodliwych bzdur, które pani Mensah pomieściła w tak niewielu zdaniach.
Przypomnijmy zatem: molestowanie seksualne nie jest romansem ani flirtem. Flirt — mam nadzieję, że wszyscy to wiedzą — odbywa się za zgodą obu zaangażowanych stron i przy ich jednoznacznej satysfakcji. Czyli: mężczyzna puszcza oczko, kobieta się uśmiecha, on zapodaje jakiś dwuznaczny tekst, ona wybucha śmiechem perlistym i odrzuca lok z ramienia. Celowo przywołuję kiczowate stereotypy, aby rzecz uczynić czytelną. Molestowanie tym się od romansowania różni, że on puszcza oczka, zarzuca dowcipem, względnie, jak zeznała osoba, z którą „Wprost” przeprowadził wywiad — tekstem
Widzę, że nie masz majtek pod dżinsami, jedziemy do mnie?
— a kobieta wcale nie jest tym wszystkim uszczęśliwiona. Blednie lub czerwienieje z irytacji. Sztywnieje od stresu. Czasem mówi: ja sobie takich uwag nie życzę — i opuszcza pomieszczenie. Czasem nie mówi nic (bo tak się nas niestety wychowuje, że nie umiemy oblechowi z miejsca dać w pysk). Lecz pan, niezrażony jej brakiem entuzjazmu powtarza swoje zabiegi.
Po drugie: inicjowanie tego typu zachowań przez przełożonego względem podwładnej doprawdy nie nosi już nawet śladów flirtu. Ich sytuacja jest nierówna. On ma nad nią władzę. Ona nie może tak po prostu rzucić służbową komórką o podłogę i wyjść, jeśli zależy jej na źródle utrzymania. Stawianie pracownicy w dwuznacznej sytuacji jest zachowaniem przemocowym. Ma za zadanie podnieść takiemu panu samopoczucie cudzym kosztem.
Po trzecie, najważniejsze: Omeno, to, że akurat tobie nie trafił się szef obleśniak, nie zrażony twym czystym i wyraźnym "nie" - to nie powód do dumy. Po prostu miałaś szczęście. Może się zdarzyć i tak, że przyjdzie ci jeszcze pracować pod szefem, który twe "nie" zignoruje. Koleżance z branży szczęścia zabrakło. Wypadałoby pochylić się nad nią z troską, a nie trąbić, że sama sobie winna. Dość już kołtuńskiego myślenia, że ofiara jest winna czemukolwiek.
Zdjęcia: AKPA
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze