Rozważna i romantyczny
CEGŁA • dawno temuSmutno mi, że po siedmiu latach naprawdę wzorowego małżeństwa pokłóciłam się z mężem pierwszy raz na poważnie. I żałuję, że zrobiłam to akurat teraz, przed świętami, ale ze zmęczenia (robimy wigilię na 20 osób, organizujemy noclegi i tak dalej) coś mi się wewnętrznie ulało i nie wytrzymałam.
Kochana Cegło!
Tymczasem mój Wiktor już w zasadzie zaczął pakowanie:). Nie, nie odchodzi ode mnie, w każdym razie nie na zawsze. Nie obrał nawet jeszcze kierunku ani środka lokomocji – chce kupić stary wóz terenowy albo łódkę – ale gromadzi już w piwnicy przeróżne akcesoria, na widok których rozglądam się za zapałkami… Aż czasem sama siebie się boję i własnych myśli.
Kilka lat temu mąż jako jedynak odziedziczył po kochanej, wspaniałej babci mieszkanie. Jest to małe mieszkanko w odległej miejscowości sanatoryjnej, gdzie babcia spędziła ostatnie 20 lat życia po emeryturze. Póki co, jesteśmy zdrowi i zapracowani, nie jeździmy tam. Mieszkaniem opiekuje się wieloletnia sąsiadka babci. Mamy jednak 7-letniego Wojtusia. W testamencie babcia nie stawiała warunków co do przeznaczenia spadku, dla mnie oczywiste było jednak, że skoro my mamy mieszkanie (po moich dziadkach, wystarczająco duże), to prezent od śp. babci męża będzie dla Wojtka.
Nie twierdzę, że za 10–15 lat chłopak zapragnie zamieszkać w sanatorium. Ale są przecież rozmaite opcje: sprzedaż, dołożenie i kupienie mu mieszkania w naszym mieście, albo przeznaczenie pieniędzy na naukę, może studia zagraniczne? Co będzie wolał.
Tymczasem, w moim mężu przebudził się uśpiony duch przygody. Między 18. a 25. rokiem życia Wiktor przemierzył najdziwniejsze zakątki świata, nie zawalając studiów i samodzielnie zdobywając fundusze. Jest wspaniałym fotografem, żeglarzem, wspinaczem, kierowcą. Bardzo go za to wszystko podziwiam, trochę nawet zazdroszczę. Potem spotkał mnie, zrobiliśmy:) Wojtusia i podróże się skończyły, a zaczęła się ciężka praca, normalnie. Nigdy nie odczułam ze strony Wiktora żalu, że ze swoich pasji musiał zrezygnować. Dziś wiem, że on je tylko zawiesił na kołku i cały czas przebierał nóżkami, kiedy zacznie od nowa…
Wiktor twierdzi, że mamy oboje dobre zawody, zarabiamy na tyle przyzwoicie, aby zabezpieczyć przyszłość Wojtusia, mamy na to jeszcze wiele lat. A siłę na wojaże to on ma teraz. I w związku z tym chce spieniężyć mieszkanie po babci, wyruszyć w szaloną samotną podróż co najmniej na pół roku lub rok. Powiem szczerze: gdyby syn miał 4–5 lat, nie 7 – może nawet bym się przyłączyła, pojechalibyśmy we troje. Ale Wojtuś musi chodzić do szkoły, a ja muszę z nim zostać.
Poza beztroskim aspektem finansowym, mam też zastrzeżenia co do tak długiej rozłąki, nie ukrywam tego. Nie jestem zwolenniczką rozstań, pomimo braku złych doświadczeń w tej kwestii. Nie chcę podcinać mężowi skrzydeł, przywiązywać go do kanapy. Wściekła jestem tylko, że Wiktor z pomysłem wyskoczył jak z pudełka, jest już kompletnie zafiksowany na punkcie swoich planów i ledwie lewym uchem słucha moich pretensji, oczekując jedynie aplauzu i entuzjazmu. On po prostu już „jedzie” – nie wiadomo, dokąd, ale klamka zapadła.
Czy mam się z tym pogodzić?
Martyna (bez misji)
***
Kochana Martyno!
Nic nie zapadło, nie dramatyzuj.
Sytuacja Wasza ma kilka wymiarów: prawny, ekonomiczny — i czysto osobisty, uczuciowy. Te dwa pierwsze, przyziemne, trzeba jednak wziąć pod uwagę i Twoja troska ma pewne uzasadnienie.
Niby nie powinno to w zgranym związku odgrywać roli pierwszoplanowej, ważne jednak, czy mąż odziedziczył mieszkanie przed Waszym ślubem czy po. Bo jeśli przed, to ma, przynajmniej teoretycznie, prawo rozporządzić nim wedle uznania. A już od Jego odpowiedzialności za rodzinę i zdolności prognozowania przyszłości zależy, czy decyzja o sprzedaży okaże się słuszna i bezbolesna.
Zamiast się kłócić, powinnaś spokojnie Wiktora zapytać, z czego wynika Jego optymizm i jak konkretnie On to widzi. Czy gwarantuje Wam zabezpieczenie na czas swojej nieobecności? Czy nie obawia się późniejszych trudności związanych z przerwaniem pracy zawodowej na tak długi czas? Takie rzeczowe pytania mogą Go lekko wytrącić z obecnej „fiksacji” i pobudzić do bardziej trzeźwego spojrzenia na całokształt.
Myślę, że spontaniczna i w Twoich oczach mocno „wariacka” decyzja męża może po części wynikać, paradoksalnie, ze świadomości teraźniejszych realiów: nieruchomości tanieją, uzdrowiska podupadają, a mieszkanie babci stoi i nie zarabia na siebie. Czemu więc nie obrócić go na spełnienie ostatniego być może, wielkiego marzenia? Czy warto czekać, aż ceny „skoczą” – i czy faktycznie to zrobią?
Prawdę znasz: twojego wilka ciągnie do lasu. Wilk sprawia wrażenie silnego i pewnego siebie. Przecież ucieka „do czegoś”, nie od Ciebie, od Was… Może znużyła Go praca? Może warto w Niego wierzyć, jak to czyniłaś dotychczas? Czegoś tu do końca nie rozumiem. Z jednej strony nie chcesz dać Mu tej satysfakcji i Go dopingować, z drugiej – przyznajesz, że… chętnie wypuściłabyś się z Nim. I co – wtedy nie martwiłabyś się o zabezpieczenie finansowe dla Wojtka?
Coś mi się zdaje, że najbardziej złości Cię suwerenność decyzji męża i perspektywa losu Penelopy. Rozumiem jedno i drugie. Nie wiem, kiedy pomysł zakiełkował, ale na pewno fajniej by było, gdyby Wiktor rozmawiał z Tobą o tym od samego początku. Należy się upomnienie, ale błagam, nie zatruwanie życia. Przecież to, co goni męża w świat, to także jedna z tych wielu rzeczy, za które Go pokochałaś. Nie dopuść do tego, by poczuł, że nagle kompletnie przestaliście się rozumieć.
Lęk przed samotnością i oddaleniem jest naturalny. Lecz znowu – nadmiernie eksponowany pachnie brakiem zaufania, a sama piszesz, że nie masz do tego podstaw. Taką postawą prędzej zranisz uczciwego, oddanego Ci mężczyznę niż skłonisz Go do zmiany planów. Poza wszystkim, nie zostajesz na pustyni, masz przecież pracę, rozległą rodzinę, rodziców, teściów, na pewno licznych przyjaciół – chyba nie wyjadą wszyscy za Wiktorem w charakterze tragarzy?
Reasumując: siedem lat udanego pożycia to skarb i dobra wróżba na przyszłość. Nie widzę tu wielkiego zagrożenia. Jeśli jednak roczny wyjazd Wiktora w nieznane jest dla Ciebie absolutnie nie do przyjęcia, zaproponuj Mu delikatnie jakieś alternatywne opcje: na przykład rekonesansową 2-miesięczną wyprawę, trudny samotny trekking na drugim końcu świata. Potem — długie wspólne wakacje w formie rejsu na łódce latem – jeśli czujesz się na siłach. Wiadomo, kilka krótszych wypadów będzie kosztować drożej niż jeden samotniczy, skrupulatnie zaplanowany wyjazd, ale to zawsze jakiś kompromis. I wcale nie masz pewności, czy Wiktor tego nie kupi. Może zamiast krytyki oczekuje od Ciebie inspiracji i wsparcia w spełnianiu marzeń?
Doradzam intymną rozmowę, broń Boże przy stole z 20-osobową rodziną:). Nie pomogą!
I życzę Wam fajnych konkluzji.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze