Miłość goni tych, którzy przed nią uciekają
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: miłość goni tych, którzy przed nią uciekają... Ba, nie tylko goni, ale też dopada z niezmierną furią, jakby chciała nadrobić czas, kiedy delikwent się jej wymykał. Padło na Ciebie, cóż z tego, skoro nie wiesz sama: śmiać się czy płakać? Bo też trudny trafił Ci się partner do tej miłości.Chociaż z drugiej strony... czy aby na pewno tak trudny?
Droga Margolu,
Zacznę od: urodziłam się… Nie, bez przesady. Przewinę czas do chwili, kiedy… pojawił się on. Na początku ignorowałam go, a nie przejawiał żadnej inicjatywy. Potem z mojej strony wyszła propozycja przeniesienia znajomości na inny poziom i tak zaczęliśmy się spotykać. Początkowo szło jak po grudzie: on umysł ścisły, pochłonięty pracą nad wynalazkami, ja — z dystansem odnosząca się do męskiego świata, dawałam mu do zrozumienia, że żadne zaangażowanie nie wchodzi w grę. Kiedy się spotykaliśmy były spięcia, dogryzanie sobie. Sama nie wiem, czemu to wszystko ciągnęliśmy. Ledwie coś zbudowaliśmy, zaraz to burzyliśmy i tak w kółko. Wspólne wypady, spotkania trochę nas do siebie zbliżyły. Z mojej strony zaczęła pękać tafla lodu i pojawiły się ciepłe uczucia. On był jednak wciąż taki sam – zamknięty, zdystansowany, powściągliwy. Zanim się obejrzałam, zakochałam się po uszy, czego w życiu bym się po sobie nie spodziewała. Próbowałam z nim rozmawiać, dlaczego jest zimny, nie mówi mi o swoich uczuciach i czy mu w ogóle na mnie zależy, ale wychodził z tego mój monolog. Teraz robię mu już tylko rozpaczliwe wymówki, truję i narzekam, czując jednocześnie, że jest to najlepsza droga, aby go stracić.
Zawsze byłam osobą, która stoi mocno na ziemi, doradza innym i fuka ze złością na wszystkie zagubione istoty. Teraz jednak czuję się kompletnie rozbita, nie wiem, co robić dalej. Właściwie zdaję sobie sprawę z tego, że jedyne wyjście to otwarta rozmowa na temat naszych wzajemnych relacji, lecz obawiam się usłyszeć od niego, że nie jest jeszcze gotowy na konkretny związek.
Boję się, że się nie pozbieram. Zachowuję się jak głupia nastolatka, a jeszcze parę miesięcy temu gotowa byłam palić staniki w ogniu feminizmu. Dlaczego piszę? Bo chciałabym usłyszeć choćby kilkuzdaniową opinię osoby stojącej z boku, zupełnie niezaangażowanej w sprawę. Będę za nią bardzo wdzięczna.
Pozdrawiam,
Justyna
***
Droga Justyno,
Ustalmy jedno: miłość goni tych, którzy przed nią uciekają… Ba, nie tylko goni, ale też dopada z niezmierną furią, jakby chciała nadrobić czas, kiedy delikwent się jej wymykał. Padło na Ciebie, cóż z tego, skoro nie wiesz sama: śmiać się czy płakać? Bo też trudny trafił Ci się partner do tej miłości. Chociaż z drugiej strony… czy aby na pewno tak trudny? Czy nie właśnie – odpowiedni? Znana jest w psychologii teoria, że kochamy tych, którzy pomagają nam realizować życiowy scenariusz. Oczywiście, do czasu, gdy ten scenariusz nam “leży” i dopóki nie podejmiemy pracy, by zmieniać to, co w nim nam nie odpowiada. Przydługi ten wstęp wywołało jedno zdanie z Twojego listu: „To ja zawsze byłam osobą, która stoi mocno na ziemi, doradza innym i fuka ze złością na wszystkie zagubione istoty”. Ejże, czyżbyś była pierworodną? Realizującą scenariusz: przebijam się przez to życie na własny rachunek i poradzę sobie ze wszystkimi trudnościami, a nikt nie stanie mi na drodze i nie wydrze tego, co zdobyłam? Przyjrzyj się dokładnie sobie i swoim interakcjom z rzeczywistością. Lubisz wyzwania, jesteś ambitna? Sprawia Ci przyjemność pokonywanie trudności, a może sama ich szukasz?
Twój związek widzę tak: na początku pojawił się on. Nie przejawiał inicjatywy, więc dlaczego uznajesz, że go ignorowałaś? Mogłaś nie zwracać na niego uwagi, bo, żeby ignorować, musiałabyś mieć powód, jakieś konkretne jego zachowanie. Ustawiasz się z góry na pozycji siły, a tymczasem wroga ani słychu. Widzisz to? To taki mały przykład, którym chcę zwrócić Twoją uwagę na coś, co mogło spowodować, że znalazłaś się w sytuacji, w której ze zdumieniem dostrzegasz brak współpracownika do realizacji Twoich celów. A czy Twoje manewry zmierzały do współdziałania? Może on jasno dawał Ci do zrozumienia, że nie jest zainteresowany Tobą („Ale przecież umawiał się ze mną!”) ani pogłębianiem Waszej znajomości („Przecież się ze mną związał!”) Justyno, owszem, jesteście (a może raczej „bywacie”) razem, ale zaangażowana jesteś, jak piszesz, tylko Ty. Czas spojrzeć prawdzie w oczy: związek z tym młodzieńcem potraktowałaś jak wyzwanie. Dopięłaś swego, spotykacie się, a pewnie przyszło Ci to bez trudu, bo jesteś młodą, świadomą swej wartości dziewczyną. Prawda? Taka może być jedna strona medalu. Któżby się oparł…? A ten się opiera, gdy przejść z nim na inny poziom znajomości. Póki mógł tylko zyskać, nie angażując zbytnio własnych środków (emocji, wolności…), taki układ był mu na rękę. A teraz? Do zaangażowania mu daleko, a może być i tak, że po prostu skorzystał, ile się dało, a teraz wymiksowałby się z tego chętnie.
I tu przechodzimy do drugiej strony medalu. Wyrażasz jasno swoje obawy, że usłyszysz, iż nie jest gotowy na związek. Piszesz, że nigdy nie deklarował, nie mówił o uczuciach… I nie rozmawiasz z nim, bo wolisz tkwić w nieświadomości, niż przekonać się, że popełniłaś błąd. Czy nie szkoda czasu, Justyno, na snucie domysłów? Może być tak, jak sądzisz, ale może być też inaczej i dużo dla niego znaczysz. Ba, to może się okazać nawet po tym, jak powie coś wręcz przeciwnego. Niejednokrotnie przecież zdarza się, że człowiek docenia coś dopiero wtedy, gdy to traci. Tyle nasze wspólne domniemania. Czas na konkret. Ważne jest, by wyjaśnić wszystko z samym zainteresowanym. U mnie, u przyjaciółek, nie znajdziesz odpowiedzi. Jestem przekonana, że lepsza jest najtrudniejsza pewność niż najbardziej świetlana niepewność. Życie złudzeniami powoduje bolesne rozczarowania, życie w nieporozumieniu (bo tak może być z Wami) może rozluźnić więź, która miała szansę się pogłębić. Co zyskujesz domysłami? Obawy. Wyjaśnij to z nim i zażądaj uczciwej odpowiedzi, co dalej. Jeśli nadal będzie zwodził, unikał tematu, bądź równie silna, jak wtedy, gdy go zdobywałaś i — odejdź. Dla własnego dobra, żeby się nie szarpać, żeby nie huśtać się niebezpiecznie na falach emocji. Zasługujesz na dużo więcej. Jesteś mądrą i myślącą dziewczyną, to przebija z Twojego postu. Trzeba to odważnie wyjaśnić. Spal w ogniu feminizmu, mądrego feminizmu, wszystkie nierozwiązane sprawy między Wami. Wierzę, że nawet jeśli dowiesz się rzeczy trudnych, to będziesz umiała z tego wyciągnąć korzyści. Choćby pierwszą: możesz się znowu szczęśliwie zakochać!
No, chyba że okazałoby się, iż wbrew swoim obawom, kochasz teraz z wzajemnością…
Życzę powodzenia.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze