Au naturel
URSZULA • dawno temuMoja koleżanka fotograf przygotowuje wystawę zdjęć kobiet. Założenie jest takie, że mają one być nieumalowane, niewystylizowane i nieupozowane w żaden sposób, co służy temu, by ukazać ich czyste, naturalne piękno.

„Nietknięta” przez cywilizację uroda kobieca, jaką chce zaprzyjaźniona fotograf odkryć dla oglądających jej prace, oczywiście odbiega swą estetyką od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni przez zdjęcia modelek, aktorek i innych postaci medialnych przyjętych za kanon kobiecego piękna. No i udało się jej skusić mnie wizjonerskimi opowieściami o wydobywaniu piękna z każdej kobiety do wzięcia udziału w eksperymencie.
Zjawiła się u mnie pewnego nijakiego dnia bez uprzedzenia o godzinie 9 rano. Właściwie nie spałam już, ale też nie byłam jeszcze do końca wybudzona, toteż po zrobieniu sobie kawy wróciłam do łóżka poleniuchować odrobinę dłużej. I wtedy właśnie wtargnęła Marta. Nim się spostrzegłam, rozstawiła w moim pokoju kilka lamp, by uzyskać rzecz jasna niezbędne, „naturalne” oświetlenie, po czym oznajmiła mi — oszołomionej całym zamieszaniem tak, że nie zdążyłam się jeszcze podnieść z łóżka i, jak to się mówi, „ogarnąć się” z grubsza – że bardzo dobrze, że nic ze sobą nie zrobiłam, że to nawet znakomicie, a teraz – jeśli będę tak uprzejma – mam przystąpić do moich rutynowych czynności porannych i zachowywać się tak, jakby jej tu nie było; ona tymczasem będzie mnie obserwować i robić zdjęcia, kiedy uzna, że warto mnie w jakimś momencie – czynności, pozie, geście czy grymasie — uwiecznić. No więc zachowywałam się, jak mnie o to poproszono, czyli naturalnie, bezpretensjonalnie i tak, jak by nie świeciło na mnie sześć lamp i nikt nie pstrykał mi serii zdjęć.
Muszę przyznać, że zawsze uważałam się za ładną dziewczynę, może nie jakąś niesamowitą, doskonałą piękność, ale wystarczająco ładną, by podobać się samej sobie i, dodam nieskromnie, zazwyczaj tym chłopcom, za którymi sama bym się obejrzała. Jednym słowem moja uroda mnie satysfakcjonowała, a już na pewno nie była nigdy źródłem głębokiej frustracji. Obraz mojego naturalnego „piękna” wydobyty na fotografiach Marty popsuł mi humor, nie mówiąc o tym, że — delikatnie rzecz ujmując — skłonił mnie do dogłębnego zrewidowania opinii na temat własnego wyglądu. Na zdjęciach zrobionych tamtego feralnego poranka widniało bowiem rozczochrane stworzonko z zapuchniętymi oczami, coś pomiędzy wyjątkowo skrzywdzonym przez los uchodźcą, który od miesięcy nie ma nawet do czego głowy przyłożyć idąc spać, a kimś, kto koniecznie powinien się poddać intensywnej terapii u dobrego psychoterapeuty, najlepiej w zamkniętym ośrodku.

I na nic się zdały wywody Marty, że nic nie rozumiem, że jestem zaślepiona konwencjonalnym, wręcz stereotypowym postrzeganiem kobiecej urody, że dałam sobie wmówić kult sztucznie podrasowanego piękna, które w celach komercyjnych, na potrzeby reklamy i rozrywki masowej tworzą styliści, fotografowie i specjaliści od retuszu komputerowego. Moich zdjęć na tej wystawie nie będzie i to było moje ostatnie słowo w tej sprawie.
Kamil żywo mnie poparł. Stwierdził bowiem, że przez te zdjęcia wpadnę w depresję, która przerodzi się w obsesję na punkcie własnego wizerunku; połowę dnia będę poświęcać na wykonanie, a następnie zmycie makijażu oraz zacznę spędzać godziny w salonach kosmetycznych, czego on się najwyraźniej obawia.

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze