Są cycki, jest impreza!
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuDlaczego 25% z nas tak dalece nie akceptuje swojego ciała, że marzy o operacji powiększenia biustu? Jak bardzo musimy nienawidzić swoich piersi, żeby marzyć o kosztownej, ryzykownej i bolesnej operacji? Co czwarta z nas cierpi, całe życie nosząc w staniku dwa znienawidzone, Bogu ducha winne cycuszki. Czy to nie szaleństwo? Dlaczego świat zapomniał, do czego służą piersi, robiąc sobie z nich zabawkę dla rozkapryszonych mężczyzn?
Mamma (łac.): sutek. Mammalia: ssaki. Ssać sutek matki, znaczy żyć – jeśli jesteś ssakiem, rzecz jasna. (Choć nie sądzę, żeby mój tekst czytały jakieś gady). Dlaczego świat zapomniał, do czego służą piersi, robiąc sobie z nich zabawkę dla rozkapryszonych mężczyzn?
Ostatnio głośno było o pewnej Czeszce, która podczas zabawy w paintball straciła implant – nie wytrzymał uderzenia kulką i wszystko wyciekło. Co jakiś czas media donoszą, że silikony wybuchły komuś w samolocie, albo że jakaś nieszczęsna kobieta nie wybudziła się z narkozy, którą podano jej przed operacją powiększenia piersi. Słucham tych doniesień i zastanawiam się – co sobie zrobiłyśmy? Dlaczego, jeśli wierzyć statystykom, 25% z nas tak dalece nie akceptuje swojego ciała, że marzy o operacji powiększenia biustu? Jak bardzo musimy nienawidzić swoich piersi, żeby marzyć o kosztownej, ryzykownej i bolesnej operacji? Co czwarta z nas cierpi, całe życie nosząc w staniku dwa znienawidzone, Bogu ducha winne cycuszki. Czy to nie szaleństwo?
Szukam odpowiedzi, dlaczego jest, jak jest. Na forach pełno jest frustratek, zadręczających się wyglądem swoich piersi. Zazwyczaj ich piersi są za małe, zdarza się jednak, że są odpowiedniej wielkości, ale mają niewłaściwy kształt. Dziewczyny i kobiety zamieszczają w sieci swoje anonimowe zdjęcia bez głów, wystawiając swoje piersi na publiczną ocenę. Czy są takie straszne? – pytają, albo piszą krótko: Nienawidzę ich! A potem radzą sobie nawzajem, jak żyć, jak ćwiczyć, jak zapobiegać rozstępom, jak walczyć z grawitacją. Niektóre z nich nawet sypiają w stanikach, wklepują pięć razy dziennie różne specyfiki: rzekomo powiększające, ujędrniające maści i kremy i inne szarlatańskie wynalazki. Nie rozbierają się na plażach, nie pokazują się nago swoim mężczyznom i cały czas odkładają pieniądze na wymarzoną operację. Wierzą, że kiedy ich piersi osiągną wyśniony kształt, ich życie odmieni się. W końcu będą szczęśliwe.
Wiele z nich zarzeka się, że nigdy, przenigdy nie zajdzie w ciążę, albo – jeśli już – nigdy nie będzie karmiła swoich dzieci własnym mlekiem. Bo to, jak wiadomo, biust może zrujnować doszczętnie.
Na forach dla mężczyzn piersi traktowane są instrumentalnie. Faceci piszą o nich: rodzynki, zielone jabłuszka, wisienki, cytrynki, morelki, gruszki, skocznie narciarskie, kieszenie koszulowe, termofory, wulkany, arbuzy, miski na zupę, owoce mango, kule do kręgli. Piersi kojarzą im się z czymś do jedzenia albo rozrywki. Żadnych skojarzeń z matką, mlekiem, dawaniem życiodajnego pokarmu. Albo zdanie, którego nie skomentuję: Są cycki, jest impreza! Wielu mężczyzn, niestety, sprowadza kobietę do cycków (i może jeszcze innych narządów – i wcale nie mam na myśli płuc czy wątroby). Nie ma człowieka, są cycki.
Do tego filmy pornograficzne, będące dla wielu młodych ludzi jedyną nauką życia seksualnego, lansują duży, sztuczny biust. Stuningowane przez chirurgów plastycznych nimfetki budują w umysłach młodych mężczyzn obraz kobiety. Staje potem jeden z drugim przed prawdziwą kobietą (jeśli, rzecz jasna, ta odważy się pokazać swoje piersi w świetle) i jedyne co czuje, to rozczarowanie. Zauważyli to Brytyjczycy: w swoich filmach edukujących młodzież seksualnie tłumaczą cierpliwie – niewiele jest kobiet, które bez interwencji z zewnątrz mają piersi idealnie okrągłe, z sutkami sterczącymi w niebo nawet, gdy leżą na plecach. Bo piersi poddają się grawitacji. Piersi mają różne kształty. Piersi się zmieniają. Pierś piersi nierówna.
Desmond Morris, brytyjski zoolog-gawędziarz, uknuł teorię, dlaczego tylko samice homo sapiens mają tak bardzo rozwinięte piersi. Wszak by spełnić swą rolę (co znaczy: wykarmić potomstwo), tak obfita ilość tkanki tłuszczowej nie jest do niczego potrzebna. Wymyślił, że piersi urosły nam, kiedy przyjęliśmy postawę dwunożną. Dotychczas wabiłyśmy samców wypiętymi pośladkami. Stanąwszy na dwóch nogach pośladki ukryłyśmy, zniknęły gdzieś między plecami a udami, straciły swoje znaczenie. Mądra natura zbudowała nam więc wabie z przodu. Innymi słowy – według Morrisa piersi to taki tyłek, tyle że z przodu.
W historii sztuki i literatury kobieca pierś przez wieki była nośnikiem ukrytych treści. Zależnie od epoki symbolizowała młodość, długowieczność, obfitość, dojrzałą kobiecość, miłość, miłosierdzie, czułość, piękno, dobro, opiekę, matczyną troskę, macierzyństwo, ochronę, pokarm, szczodrość, płodność, mądrość, ale także waleczność, roztropność, bohaterstwo, odwagę, obronę, zwycięstwo i honor. Znamy sformułowania: bić się w pierś, nadstawiać pierś. Marianna z obrazu Delacroix Wolność wiodąca lud na barykady pierś ma obnażoną – nadstawia piersi. W czasach prohibicji na nagość malarze malowali Madonny z małym Jezuskiem przyssanym do jej wielkiej piersi. (Ta też nadstawiała piersi). W Gronach gniewu Steinbecka jedna z głównych bohaterek karmi swoim mlekiem umierającego mężczyznę – jej dziecko właśnie umarło, ale pokarm został. Jednym z ulubionych tematów malarzy włoskich i holenderskich przez stulecia była scena zaczerpnięta z opowieści Valeriusa Maximusa, rzymskiego pisarza żyjącego za czasów Tyberiusza. Kimon został skazany na śmierć przez zagłodzenie. Uratowała go córka, Pero, która codziennie podczas odwiedzin dokarmiała tatę piersią.
W czasach polowań na czarownice kobiety obdarzone dodatkowymi sutkami (przypadłość dotykająca według różnych badań od 1% do 5% populacji) skazywano na śmierć bez zbędnych ceregieli, uważając, że dodatkowymi sutkami karmią złe duchy i leśne duszki albo samego szatana. A jak powstała Droga Mleczna, wiecie? Z kropli rozlanego mleka, którym Hera karmiła Heraklesa. Po czym poznać na obrazie świętą Agatę? Po parze piersi, które trzyma przed sobą na tacy — świętej męczennicy podczas tortur wyrwano piersi.
W XX wieku stworzono nowy kanon piękna: piersi duże, doskonale okrągłe, z nieustannie sterczącymi sutkami. Chirurdzy zacierają z zadowolenia ręce. Coraz więcej z nas poddaje się temu dyktatowi piękna, coraz bardziej nienawidząc swoich ciał. Zapomniałyśmy, po co nam piersi. To nie zabawka, ale cudowne wprost urządzenie, które posiada nadzwyczajną umiejętność produkowania mleka dla naszych dzieci. Symbol miłości i siły, a nie balony, którymi mogą bawić się przed zaśnięciem niedojrzali mężczyźni i chłopcy. Przestańmy myśleć o naszych piersiach jak o czymś, co ma zaspokajać gusta estetyczne innych ludzi. Pokochajmy je takimi, jakie są. Naprawdę na to zasłużyły, mając ogromny wkład w istnienie na świecie gatunku ludzkiego.
Na koniec drobna złośliwość, ale nie mogę się powstrzymać. Pomyślcie, drogie siostry, co by było, gdybyśmy wykreowały jeden jedyny obowiązujący wizerunek penisa: trzydzieści pięć centymetrów, cały czas we wzwodzie? Obkleiły jego wizerunkiem miejskie bilbordy (rzekomo reklamując bieliznę) i powierzchnie reklamowe w czasopismach (reklamując penisami co się da, wszak piersi kobiece reklamują nawet tanie rozmowy telefoniczne i materiały budowlane). Gdybyśmy to my zakładały sobie strony w sieci, pisząc, za przeproszeniem: Są fiuty, jest impreza! i wykpiwały publicznie penisy małe, krzywe i inne? Pocieszały litościwie mężczyzn, że ich penisy są OK, bo akurat mieszczą się w naszych dłoniach?
Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy nie takie, jakie powinnyśmy być.
Pierś do przodu!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze