Psychodeliczne wakacje
ANNA SZABELSKA • dawno temuWakacje. Jeszcze odległe, ale z każdym promieniem słońca czujemy, jak się zbliżają. Dla dzieci i młodzieży to okres swobody i beztroski, dla ich rodziców nierzadko niepokoju, bowiem pora wakacyjna to dla wielu nastolatków czas pierwszych eksperymentów z alkoholem, papierosami i z narkotykami.
Niektórzy opiekunowie starają się nie dopuszczać do siebie myśli, „żeby ich dziecko mogło…”, inni walczą z potencjalnym zagrożeniem za pomocą zakazów, jeszcze inni próbują rozmawiać, tłumaczyć. Jednak, o ile w przypadku tytoniu czy alkoholu na ogół przekazywane są rzetelne informacje (działanie tych używek oraz zagrożenia wynikające z ich stosowania rodzice znają nierzadko z własnego doświadczenia), tak w przypadku substancji nielegalnych takich wiadomości brakuje i często powtarzane są obiegowe sądy z prawdą mające niewiele wspólnego.
W myśl zasady, iż lepiej zapobiegać niż leczyć, należałoby obalić kilka mitów, a następnie postawić na solidną edukację w tym temacie. W tej opinii utwierdzają m.in. programy telewizyjne, w których pokazuje się narkomanów wstrzykujących sobie coś w żyłę zaś głos z offu informuje nas, że to marihuana. Przypuszczalnie ma to na celu odstraszenie potencjalnych użytkowników, nierzadko jednak wzmaga w młodych ludziach, zdających sobie sprawę, że ten sposób wprowadzania marihuany do organizmu jest fizycznie niemożliwy, przeświadczenie, że narkotyki są demonizowane.
Jednym z najczęściej popełnianych błędów jest bagatelizowanie podziału na tzw. narkotyki twarde i miękkie. Jakkolwiek trudno nie zgodzić się z argumentem, że najlepiej byłoby trzymać się z daleka od wszystkich, to jednak ignorowanie tego podziału może prowadzić do rozmaitych niedomówień czy nawet zagrożeń. Najjaskrawszym przykładem jest chyba zestawienie heroiny i marihuany. Absolutnie nie chcę w tym miejscu być zrozumiana, że marihuana jest niegroźna w porównaniu do heroiny, istnieje jednak niebezpieczeństwo, iż ktoś przekonany, że oba narkotyki mają podobne działanie i dają podobny efekt odurzenia, spróbowawszy marihuany i przekonawszy się, że nie tylko nie doświadczył halucynacji, ale też nie jest uzależniony, może następnie bez większych oporów sięgnąć po heroinę, którą nieopatrznie uzna za podobną używkę, różniąca się jedynie drogą wprowadzania do organizmu. Wniosek ten może być zgubny, gdyż w najgorszym przypadku już pierwsze użycie heroiny może doprowadzić do zależności fizjologicznej, która odczuwana jest jako szereg dolegliwości fizycznych takich jak m.in. biegunki, drżenie mięśni czy wymioty. Zupełnie inaczej jest, rzecz jasna, w przypadku uzależnienia psychicznego.
Potencjał uzależniający danej substancji jest niezwykle ważnym czynnikiem. Wprawdzie argument, iż nie każdy zaczynający od przysłowiowej „trawki” skończy jako heroinista, podobnie jak nie każdy amator piwa wyląduje pod sklepem monopolowym zbierając na tanie wino jest zasadny, jednak nie należy przemilczeć faktu, iż psychiczne uzależnienie od marihuany oraz jego skutki (jednym z nich jest np. syndrom amotywacyjny) są równie niebezpieczne. Nie grożą wprawdzie śmiercią, ale w poważnym stopniu negatywnie wpływają na codzienne funkcjonowanie.
Kolejnym problemem jest przysłowiowe kupowanie kota w worku. W przypadku substancji nielegalnych, które można nabyć jedynie na czarnym rynku, tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co się kupuje. Na rozmaitych forach internetowych można spotkać opinie, że jeśli zna się dilera, to nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Otóż nic bardziej błędnego, ponieważ chodzi tu o „producenta” nie zaś „dystrybutora”.
Największe zagrożenie istnieje w przypadku pochodnych amfetaminy występujących pod postacią przeróżnych pigułek czy proszku. Mogą one zawierać właściwie wszystko. Doskonałym przykładem może być sprawa głośnych kilka lat temu pigułek, znanych pod nazwą ufo, których zażycie spowodowało zgon kilkudziesięciu osób. Nie był to zresztą odosobniony przypadek, zabójcze pigułki sprzedawano też pod innymi nazwami, np. omega czy mitsubishi. Warto więc pamiętać, że narkotyki mogą być potencjalnie zabójcze dla każdego i niekoniecznie musi to być wynik przedawkowania lub wieloletniego zażywania. Wszyscy mamy zakodowany w głowie obraz wieloletniego ćpuna dogorywającego na dworcu ze strzykawką wbitą w spuchniętą rękę. Powinniśmy jednak przyzwyczaić się do myśli, że ofiarą eksperymentów z narkotykami może być również wzorowy uczeń pochodzący z tzw. dobrego domu, uczęszczający do prestiżowego liceum, który właśnie postanowił spróbować tego, co zakazane, a co jawi mu się jako dobra zabawa.
Zmieniany jest nie tylko skład chemiczny substancji. Czasem do amfetaminy lub kokainy w postaci sproszkowanej dodawane są drobiny szkła, które mają nie tylko zwiększyć objętość porcji, ale też, kalecząc śluzówkę nosa, poprawić wchłanianie narkotyku.
Pomimo iż to pochodne amfetaminy mogą być niebezpieczne pod względem składu, to zagrożona niepożądanymi dodatkami może być również marihuana. Wydaje się, że skoro są miejsca, w których jest ona legalna, to przecież nie może być groźna dla zdrowia, przynajmniej nie dużo groźniejsza niż papierosy. Należy jednak pamiętać, że w Polsce jest ona niedozwolona, a zatem dostępna wyłącznie na czarnym ryku i zdarza się, że jest najpierw moczona w przeróżnych substancjach mających wzmocnić lub zmienić jej działanie, następnie suszona i dopiero sprzedawana. Nie ma zatem zbyt wiele wspólnego z używką kupioną legalnie w coffee shopie w Amsterdamie.
Kiedyś dzieci bywały bite, straszono je diabłem, czeluściami piekieł i nikogo to nie dziwiło. Dzisiejszy model wychowania opiera się jednak na rozmowach, tłumaczeniu i traktowaniu dziecka po partnersku. Dlaczego zatem w sprawie edukacji dotyczącej narkotyków nie wyjść ze średniowiecza? Uczmy, zatem, nie straszmy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze